Humor i satyra. Tu nie ma tematów tabu ani świętych krów. Przełamujmy zmowę milczenia. Zdemaskujmy i zniszczmy kamarylę. Nadchodzi kontrrewolucja.

czwartek, 23 kwietnia 2009

O tym trzeba głośno mówić

Właściwie nie ma już chyba naiwnych, którzy uważają, że media są bezstronne. W rzeczywistości media uprawiają bolszewicką propagandę na rzecz jednej partii – PO. Problem w tym, że – sądząc po sondażach opinii publicznej – wielu osobom ta sytuacja nie przeszkadza. Duża część ludzi została jakoś tak uwarunkowana, że otwarte niszczenie jednej, ściśle określonej opcji politycznej jej nie przeszkadza. Uważam, że należy dążyć do tego, by społeczeństwo jak najszybciej obudziło się, gdyż mamy do czynienia ze stanem, w którym zagrożona jest polityczna wolność oraz sama demokracja, która może dobrze działać tylko wtedy, gdy w przestrzeni publicznej istnieją niezależne media.

Media w czasie rządów PiS bardzo usilnie szukały najdrobniejszych potknięć władzy po czym rozdmuchiwały je do rozmiarów narodowych dramatów i mediom udało się w tę grę wciągnąć społeczeństwo. Wobec braku sensownych zarzutów w stosunku do ówczesnej władzy dokonywano niesamowitych kreacji. Kwaśniewski, Marcinkiewicz twierdzili, że „czują”, iż są podsłuchiwani przez jakieś złowrogie służby Kaczyńskich, co zdaniem mediów było dowodem na to, że los polskiej demokracji zawisł na włosku. Dowodem opresyjności państwa miał być też bezdomny Hubert z Dworca Centralnego, który ponoć nabluzgał na Kaczorów, zapewniając sobie tym samym sławę. Bezdomny, od jakiego typowy wykształciuch odwraca głowę, zatykając nos, a może i spluwa z obrzydzeniem w jego kierunku, tym razem stał się bohaterskim męczennikiem IV RP. Wykreowano też kilka innych, równie absurdalnych, sytuacji mających udowodnić, iż rzekomo ówczesna władza ogranicza wolność słowa w Internecie. Do tych kreacji wykorzystano przepis o karze za znieważenie prezydenta RP. Przy tym starannie przemilczano fakt, że przestępstwo to jest ścigane z urzędu, a zatem atrakcyjną dla mediów sytuację łatwo można wykreować od początku do końca. Za to fakt, że byli esbecy już wtedy a tym bardziej dziś grożą fizyczną napaścią przeciwnikom politycznym (np. osobom, które w Internecie opisują ich dawne zbrodnie) jakoś przechodzi w mediach bez większego echa.

Dziś mamy do czynienia z sytuacją przeciwną. Coraz częściej dochodzi do poważnego szykanowania zwykłych ludzi i niepokornych dziennikarzy, którzy w jakiś sposób narazili się rządzącej „partii miłości” – PO. Szykany mają formę wytaczania nękających procesów w czym specjalizuje się Adam Michnik i jego adwokat Piotr Rogowski. Dochodzi też do pobić a nawet grożenia śmiercią. Szczególnie haniebną metodą walki z niewygodnymi ludźmi jest wykorzystywanie do tego celu szpitali psychiatrycznych. W polskim prawie jest zostawiona specjalna luka, która pozwala lokalnym układom przymusowo umieścić i bezterminowo przetrzymywać człowieka w psychiatryku bez wyroku sądu. Niestety nie nagłaśnia się informacji o tej wadzie prawa i wynikających z niej nadużyciach. Wiedzą o tym tylko poszkodowani i ich najbliżsi.

Poniżej przedstawiam sytuacje szczególnie poruszające, zarówno z powodu ludzkich odruchów solidarności ze słabszymi, jak i z powodu troski o stan naszej demokracji. Niestety o tych sytuacjach media przepełnione Tuskową miłością boją się szerzej informować opinię publiczną. Niezależnie od preferowanej opcji politycznej nie możemy dopuścić, by nasz kraj zaczął pod względem poszanowania wolności schodzić do poziomu Białorusi, dlatego o takich wypadkach trzeba głośno mówić.

Klip 1. Reportaż o sytuacji z Sądu Rejonowego w Warszawie po rozprawie Grzegorz Braun kontra Lecha Wałęsa 27.11.2008. Piotr Gulczyński (prezes Instytutu im. Lecha Wałęsy) uderza reportera niezależnego Piotra Szołtysika na sali sądowej i po chwili wypowiada słowa „Za te kłamstwa.” Policja nie reaguje, nie widząc w całej sytuacji nic nieodpowiedniego.

Reakcja mediów była bardzo umiarkowana, na ogół ograniczała się do skrótowej informacji naświetlonej korzystnie dla Wałęsy. A przecież, nawet patrząc czysto komercyjnie, byłby to świetny materiał na sensację. Entuzjazm mediów był jednak nieporównanie mniejszy niż w przypadku wielomiesięcznej pseudo-debaty o wolności słowa, jaką wcześniej zrobiono wokół hucpy z Hubertem z Centralnego. Ze względu na próby zakłamania przebiegu zdarzenia, warto przedstawić dostępne w Internecie relacje naocznych świadków. Tutaj 3 relacje z małymi skrótami:

Jest ok. 14:30. Tuż po rozprawie publiczność, dziennikarze i strony zaczęły spokojnie opuszczać salę sądową. Wieloletni reporter TVP Wrocław Ryszard Szołtysik spokojnie stanął na korytarzu i zamierzał nagrać wychodzącego Lecha Wałęsę – to właśnie widać na filmie. Do kamery – to widać – podbiega długowłosy osobnik i uderza otwartą dłonią w kamerę, która uderza operatora w twarz. Rozlega się krzyk kobiety.

Dokładnie w tym momencie znajdowałam się wraz z przyjacielem poza salą, na korytarzu. Usłyszałam krzyk i błyskawicznie się odwróciłam. Tuż obok stała para policjantów. Kobiety z publiczności proszą o interwencje policję, osobnik z długimi włosami się szybko oddala. Szołtysik jest wystraszony (jest to starszy pan), woła, by chociaż go przeproszono. Zaraz potem funkcjonariuszka policji rzuca, że nie może podjąć interwencji, bo ten pan to ochroniarz BOR. Tłumek rzuca się więc samodzielnie w pościg za sprawcą – wiadomo, jest coś takiego jak zatrzymanie obywatelskie do chwili przybycia policji i wyjaśnienia sprawy. Biegamy w górę i w dół po schodach, po drodze prosimy innych policjantów o pomoc, pędzimy przez korytarze, kobiety i dziennikarze żądają okazania przez policjantkę legitymacji, dziennikarze pytają osobnika z długimi włosami o personalia. W końcu dochodzimy do drzwi prowadzących na parking, pani ochroniarz stojąca w drzwiach przepuszcza Lecha Wałęsę i towarzyszących mu ludzi, natomiast ściagających ich ludzi zatrzymuje (krótka szamotanina przy drzwiach). Niezidentyfikowany sprawca wsiada do samochodu Lecha Wałęsy i odjeżdża. Dziennikarka politycznych.pl pyta ochroniarkę o personalia – ta ją odpycha.

Idziemy za policjantami za inne drzwi, na inny parking. Widać jakieś tajemnicze drzwi (żadnej tabliczki), za oknami siedzą policjanci. Żadnej informacji, nikt nie chce z nami rozmawiać, mamy czekać na naczelnika, mundurowy przy drzwiach ukrywa przed nami swoją plakietkę, wpuszcza policjantkę do środka – ta znika. Czekamy około godziny, w tym czasie część świadków biegnie do hallu po kurtki (mamy listopad!), poza tym poszkodowany dziennikarz ma poranioną i zakrwawioną twarz, musi otrzymać pomoc. Jedna z kobiet wzywa pogotowie i dzwoni na numer 112, domagając się pomocy ze strony policji z innego posterunku.

W każdym razie sterczymy na tajemniczym parkingu trzęsąc się z zimna. W końcu po godzinie wpuszczają nas do środka, ale wciąż żaden z obecnych tam funkcjonariuszy nie chce się przedstawić. Ludzie pytają, czy policjanci znają ustawę o policji – ci nie chcą odpowiedzieć. Po kolejnej pół godzinie przyjmuje nas wreszcie dowódca – pan Zbigniew Truszczyński (niestety nie znam stopnia). Informuje nas, że rzeczoną policjantką jest sierżant Monika Ś. Ze skargami na funkcjonariuszkę i z doniesieniem o popełnieniu przestępstwa odsyła nas na komendę przy ul. Żytniej na Woli. Truszczyński odbiera telefon, wychodzi, zostawiając nas z podwładnym, który nam mówi, że nie widział zdarzenia, ale uważa, że sytuacja jest naganna. Wychodzimy i słyszymy od jednego z funkcjonariuszy: „Dziękujemy za rozrywkę!”. Policjanci, ok. 30 rosłych chłopów, wyraźnie świetnie się bawią.

Większą grupką odprowadzamy zszokowanego dziennikarza do szpitala przy Oczki – potrzebuje pomocy, no i potrzebna jest obdukcja. Po dwóch godzinach w poczekalni dowiadujemy się, że Szołtysik został zabrany na chirurgię szczękową, ponieważ lekarz ma podejrzenie, że – oprócz spuchniętej wargi, rozciętej brody – uszkodzona została czaszka i naruszony ząb. Wreszcie wychodzimy zopatrzonym Szołtysikiem i jedziemy na Żytnią. Na Żytniej policjanci przyjmują zgłoszenie Szołtysika i zeznanie świadka oraz skargę. Jest 23. W domu jestem po północy.

Zaatakowanym był starszy, siwy pan z malutką kamerą (nie przypuszczałem, że to dziennikarz, ale nie znam się). Stał spokojnie z boku wyjścia z sali rozpraw, gdyż chciał sfilmować wychodzącego Wałęsę. Nie było tłoku. Była jedna profesjonalna ekipa z dużą kamerą z Polityczni.pl oraz kilku widzów (nie liczyłem, ale jakieś 15 osób na widowni). Nie było więc tak, że trzeba się było przeciskać przez tłum, gdyż w miejscu zdarzenia stały raptem trzy osoby i to przy boku przejścia. Zachowanie Gulczyńskiego było niezrozumiałe, bez powodu podszedł do tego starszego pana i walnął go w twarz na tyle mocno, że po brodzie zaczęła lecieć mu dość obficie krew. Zamurowało wszystkich tylko jakaś pani zaczęła wołać do pary policjantów stojących przy wyjściu, aby zatrzymali napastnika. Policjanci jednak nie zareagowali. Zaczęli udawać, że rozmawiają z kimś przez krótkofalówkę. Przyznaję, że na zdjęciach nie widać tego wyraźnie i radziłem potem, by zrobić obdukcję, by nie było wątpliwości i facet nie wyłgał się, że jedynie odsunął na bok tarasującego drogę. Nie wiem dlaczego Gulczyński wybrał na cel ataku tego staruszka, a nie na przykład mnie (stałem metr dalej). Prawdopodobnie upatrzył go sobie podczas rozprawy, gdyż z tamtej części sali, gdzie siedział ten staruszek i kilka pań, docierały nieprzychylne Wałęsie pomruki.

Nie rozumiem, skąd taka reakcja tego człowieka. Operator stał spokojnie z kamerą i nagrywał. W ogóle się nie odzywał, nawet zbyt blisko nie podchodził. Ze strony operatora nie było żadnych słów czy gestów, które mogłyby usprawiedliwiać takie zachowanie

Klip 2. Spływ Motławą, czyli dlaczego lepiej nie narażać się ludziom z układu sopockiego. Zdarzenie, o którym opowiada Bartek Kalinowski, miało miejsce w Sopocie w 2006 r., gdy zdaniem mediów było to miasto – wspaniała wizytówka PO i samego Tuska. Dopiero ostatnio do opinii publicznej zaczęły dochodzić informacje o układzie sopockim pod rządami prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego.

Donald Tusk, Jacek KarnowskiDość znamienna jest reakcja premiera Donalda Tuska na kolejne afery wypływające w Sopocie rządzonym niepodzielnie przez Jacka Karnowskiego od 18 lat. Tuż po akcji CBA w Urzędzie Miasta Sopotu 14.07.08 zapowiadał tyleż buńczucznie, co pod publiczkę: „Nie ma w partii miejsca dla zachowań przynajmniej dwuznacznych, o korupcji nie wspominając. Jacek Karnowski nie powinien być członkiem PO, będę rekomendował usunięcie go z partii zarządowi krajowemu. Do czasu wyjaśnienia sprawy Karnowski powinien zaprzestać publicznej działalności. A po ewentualnych zarzutach zrezygnować z funkcji – dodał.” Skończyło się na tym, że 27.03.09 to premier przeniósł się z sopockich do gdańskich struktur, żeby Sopot przestał psuć premierowski PR. Z oficjalnej strony Jacka Karnowskiego zniknęło zdjęcie, na którym ściska rękę Tuska, podpisane „Z Donaldem Tuskiem trzymamy się razem.” Trudno to nazwać inaczej, niż kolejnym tandetnym PR-owskim zagraniem Tuska – to zdjęcie zniknęło dokładnie wtedy, gdy zaczęły o nim pisać media. Jacka Karnowskiego nadal jednak otwarcie popiera wielu polityków w tym mąż minister edukacji, wpływowy gdański polityk – Aleksander Hall. Gazeta Wyborcza w dziale opinii też zaangażowała się w kampanię na rzecz Karnowskiego, przewrotnie robiąc z niego ofiarę knowań – jakżeby inaczej – PiS-u. W dodatku lokalnym opublikowała nawet bojowy felieton pt. Łapy precz od Sopotu. W emocjonalnym tekście pojawiają się stwierdzenia, iż „Karnowskiego szczuje się publicznie z wielką intensywnością.” Publicystka Wyborczej nie ukrywa, że jest na wojnie, w której kategorycznie opowiedziała się po jednej stronie: „Skoro Jacek Karnowski czuje się niewinny, wierzę jemu. A nie prokuratorom.” Zapewne zdaniem Wyborczej chodzi o to, by także prokuratorzy wierzyli jemu a nie sobie. Jeszcze trochę porządzi PO i bardzo prawdopodobne, że już wszyscy prokuratorzy będą najpierw opiniować swoje plany w lokalnych oddziałach Wyborczej i PO.

Ciekawe komentarze dotyczące „emigracji” Tuska:

Jacek Karnowski już jako zastępca aktualnego marszałka woj. pomorskiego – pana Kozłowskiego przejawiał dużą siłę przebicia. Razem z Kozłowskim uczestniczył w wielu podejrzanych transakcjach, już na początku lat 90. „ocierał” się o korupcyjne układy. Skala procederu jest o wiele większa, niż pokazują zarzuty przedstawione przez prokuraturę. To ledwo odsłonięty czubek góry lodowej. Lobby stojące za Karnowskim po prosu uczestniczyło w podziale tego tortu, jakim jest Sopot. Tu każdy ma wiele do stracenia. Obowiązuje swoisty mafijny zakaz ujawniania prawdy. Bardzo dziwnym jest fakt, że pan premier dopiero teraz ucieka z tego tonącego okrętu. Musiał wiedzieć o nieprawidłowościach w UM Sopot. Wszyscy w Sopocie o tym wiedzieli, tylko nie on? Albo jest naiwny, albo nie nadaje się na premiera. Przecież policjanci odbijali się od drzwi urzędu od lat. Dopiero CBA zdecydowało się na niepopularny ruch – brawo!

Cóż, Jacek od kilkunastu lat tworzył swą sieć w Sopocie... a Tusk od kilku lat zaczął „wycinać” ludzi z kręgu Halla, Karnowskiego i im podobnych, przejeżdżając się walcem po dawnej prawicowej opozycji, która nie była z jego grupy... Grupy, która, bądźmy szczerzy, niewiele w stanie jaruzelsko-wojennym robiła, wbrew ostatniej wyborczej propagandzie. Zresztą i Jacek dawno, dawno temu przypisał się do opozycji, w której w czasach jaruzelskich naprawdę nie był... ale były to czasy, kiedy chwalono się spaniem na styropianie...

Chińczycy nazywają to guanxi, Neapolitańczycy – camorra, Sycylijczycy – mafia, u nas to się nazywa – władze samorządowe. Centralni zarządcy razem ze swoimi służbami, mającymi zapewnić państwo praworządne i demokratyczne, mogą co najwyżej ograniczyć się do pustych gestów. I tak od lat dwudziestu, z krótką przerwą na rządy PiS (pamiętają Państwo taśmy Oleksego – gdzie „szemrany biznes całowałby Ziobrę, byleby dał im spokój?”) A zachowanie Tuska to jak zwykle PR. Już niektórzy dali sie nabrać na wysokie standardy!

Jacek Karnowski to jeszcze bardziej charyzmatyczna postać od samego Tuska. Pociągająca jak beton Centrum Hefnera, jak kupy rozkładających się glonów na sopockiej plaży, jak zgliszcza „Copacabana”. Dlatego szanowani publicyści z całej Polski wiedzą, że to świetny samorządowiec – zresztą potwierdzają to sondaże. W kawiarniach sopockich siedzą ludzie różni, jak za komuny, więc raczej niczego ciekawego nt. prezydenta miasta się nie usłyszy. Może jedynie jacyś emeryci na spacerze palną jakąś oczywistość nt. Centrum Hefnera.

Ostatni klip nie zawiera tak spektakularnych przykładów ataków skierowanych na przeciwników politycznych opcji rządzącej jak dwa poprzednie. Porusza jednak ważne problemy wpływu procesów o zniesławienie i politycznej dyspozycyjności sądów na stan wolności słowa.

Klip 3. Puls, W dobrym towarzystwie, 01.2009. Fragmenty programu Roberta Reszczyńskiego, Andrzej Zybertowicz i Stanisław Michalkiewicz rozmawiają o politycznych procesach za zniesławienie.

Materiały dodatkowe

1. Sprawozdanie z procesu Grzegorz Braun vs Lech Wałęsa
Blog Salon24/Fundacja Obrony Represjonowanych zawiera sprawozdania z procesów politycznych. Sprawozdanie z rozprawy sądu dotyczącej konfliktu między Lechem Wałęsą a Grzegorzem Braunem z 27.11.2008, po której miał miejsce opisany wyżej incydent. Nawiązania do samego incydentu m.in. w komentarzach.
2. Relacja świadka – Gulczyński uderza dziennikarza
Blog Blogmedia24.pl/tatarstan1, 28.11.2008. Źródło jednej z przytoczonych we wpisie relacji z incydentu.
3. Człowiek Wałęsy atakuje reportera i zgłasza się na policję
Wiadomość w portalu Onet z 28.11.2008 już w tytule sugeruje umiar w zarzucaniu Wałęsie i jego ludziom złej woli...
4. Albert Śledzianowski o pobiciu
Blog Focus on politics focus on sports (Michał Rachon), 26.08.2008. W zamieszczonym klipie Albert Śledzianowski opowiada o pobiciu, do którego doszło w czasie, gdy był radnym w Sopocie (25.11.2005).
5. Surfujący szef Sopotu, który trafił na złą falę
Portal rp.pl (Rzeczpospolita), 16.07.2008. Artykuł o prezydencie Sopotu, w którym przytoczono wypowiedzi znanych polityków popierających Jacka Karnowskiego. Artykuł ukazał się po akcji CBA w Sopocie.
6. Linia – Karnowski i Szaro z Wałęsą w klapie
Blog Moim zdaniem (Michał Rachon), 02.04.2009. Ważny artykuł pozwalający zainteresowanym zrozumieć szerszy polityczny kontekst gróźb i pobić w ostatnich latach w Sopocie.
7. Michnik: sąd, a nie dyskusja
MediaRun, 10.04.2007. Artykuł o pozwach Michnika przeciwko uczestnikom publicznej debaty z niesławnego artykułu 212 kk, który Michnik sam wcześniej krytykował za ograniczanie wolności słowa.
8. Media manipulują, osądzają i są sądzone
Afery Prawa – media manipulują, osądzają i są sądzone – wpadki sądowe, wyroki skazujące na dziennikarzy za nierzetelność, pomówienie, wprowadzenie w błąd społeczeństwa. Duże zestawienie interesujących spraw przeciwko dziennikarzom tylko z 2007 r.
9. Mała wojna o dużą sprawę
Blog Wróg ludu (Tomasz Sakiewicz), 09.09.2008. Artykuł pokazujący bardzo specyficzne podejście rządzącego PO do poprawiania złego prawa, w tym przypadku do prawa prasowego.

1 komentarz:

Przeczytałeś? Skomentuj!