Humor i satyra. Tu nie ma tematów tabu ani świętych krów. Przełamujmy zmowę milczenia. Zdemaskujmy i zniszczmy kamarylę. Nadchodzi kontrrewolucja.

czwartek, 30 kwietnia 2009

Zapendowska, ugryź się w dupę

Pierwotna wersja planowanego tytułu tego wpisu brzmiała: Zapendowska, zamiast przegryzać aorty, lepiej przegryź sobie żylak w swojej opasłej dupie. Jednak na redakcyjnym kolegium Kamaryli zapadła decyzja, by tytuły były krótkie, więc stosuję się. Tytuł ten nawiązuje do treści wywiadu, który ukazał się w portalu Dziennik.pl pt. Zapendowska: Kaczyńskim przegryzłabym aorty. Elżbieta Zapendowska jest jedną z tych licznych w dzisiejszych czasach osób, które są znane głównie z tego, że są znane. Jest ponoć specjalistką od emisji i impotencji (czy jakiejś impostacji). Jeśli udziela lekcji śpiewania, a sama nie śpiewa, to po co pcha się na afisz? Na nieszczęście, jej drugą pasją jest polityka. Pasja ta objawia się u niej kretyńskimi wypowiedziami w mediach pokazującymi jej kompletną ignorancję w tej dziedzinie. Ona po prostu robi to samo, co typowy wykształciuch, czyli powtarza propagandę Tuska (znanego też jako Chyży Rój), której pełne są mass media i nie dodaje do tego żadnej własnej, oryginalnej myśli. Włażąc w dupę Tuskowi bez wazeliny, jednocześnie zastrzega, że „Tuska nie kocha.” Nazywanie tego pasją do polityki jest żałosne.

Przepustką tej szantrapy Zapendowskiej do wypowiadania się w mediach na tematy polityczne jest jej nienawiść do Kaczorów. Zdaniem światłego, znanego z niezależności i obiektywizmu kwiatu polskiego dziennikarstwa Hubert z Centralnego, specjalistka od śpiewania, która nie śpiewa i każdy inny, kto nienawidzi Kaczorów jest materiałem na politologa czekającym tylko na odkrycie i zaprezentowanie publiczności złaknionej krwi Kaczorów. Szantrapa wie co robi, rzucając klątwy na Kaczorów – zapewnia sobie tym samym pamięć kierownictwa „obiektywnych” mediów, które będą ją dalej zapraszać do bzdurnych lecz popularnych i dobrze płatnych programów ze śpiewającymi gwiazdami itp. Pieniążki jej nie śmierdzą, a w telewizji na pewno są lepsze niż 70 zł za godzinę nauki śpiewania.

Wywiad z Zapendowską w Dziennik.pl pokazuje, że nie tylko nie ma ona nic mądrego do powiedzenia, ale też nie umie w miarę składnie wyrazić swoich myśli. Nie umie poprawnie dokończyć jednego zdania złożonego – gubiąc się w zawiłościach polskiej gramatyki i tracąc wątek. W każdej krótkiej wypowiedzi zapętla się i wypowiada sprzeczne ze sobą stwierdzenia. Ma też denerwującą manierę pretensjonalnego powtarzania niektórych słów dwukrotnie. Widać to szczególnie dobrze na załączonym materiale video, gdyż transkrypcja wywiadu w portalu została w znaczący sposób poprawiona.

Zapendowska, oprócz tytułowej deklaracji o przegryzieniu aort Kaczyńskim, wielokrotnie powtórzyła, że politycy PiS są zacietrzewieni, właściwie szkoda zachodu na analizowanie jej prymitywnych, nienawistnych i niespójnych wypowiedzi, ograniczę się więc do przytoczenia jednej – odpowiedzi na celne pytanie z internetu przytoczone przez redaktor prowadzącą wywiad.

Widziałam panią ostatnio w TVN24 i jakież było moje zdumienie, kiedy pani negatywnie wypowiedziała się na temat aparycji prezydenta. W związku z tym mam pytanie: Czy osoba o takiej urodzie i wdzięku, jak pani, powinna głos zabierać w sprawie czyjegokolwiek wyglądu? Moja rodzina przestała oglądać Jak oni śpiewają

No to spadła oglądalność Polsatowi – trudno [śmiech]. Wie pani co? W ogóle do spraw urody, że tak powiem, nie przywiązuję większej wagi. W mojej hierarchii wartości uroda i warunki zewnętrzne to jest coś na ostatnim miejscu chyba. Ja na człowieka patrzę pod kątem tego – może być brzydki jak noc listopadowa – natomiast jeżeli on mówi rozsądnie, mądrze i jeżeli ma coś do powiedzenia, to on jest w mojej hierarchii wartości wysoko. W związku z tym każdy ma taką urodę, jaką mu Bozia dała. To nie jest ani jego zasługa, ani jego wina, ani jego właśnie zasługa. Oczywiście, można sobie tu namalować kwiat na policzku albo, nie wiem, oko ładniejsze czy co tam. Natomiast w ogóle ten ktoś nie zrozumiał intencji. Tam chodziło o... mm... chodziło o to, jak nazywamy pewne mankamenty urody. I myślę sobie, że to, że na przykład Lech Wałęsa jest mały, mimo tego że to bardzo kontrowersyjna postać, to nikt mu tego nie wypomina, a dziwne, że braciom Kaczyńskim wszyscy to wypominają. Przecież znamy mnóstwo ludzi fantastycznych, którzy są mniejsi. Tak samo jak są bardziej ślepi ode mnie, tak samo są brzydsi ode mnie i od nas wszystkich i nikt im tego nie wypomina. Proszę zwrócić na to uwagę, że jak gdyby koncentrujemy się na tym wzroście w jakiś irracjonalny sposób. Dlaczego tak się dzieje? No bo wszystko to, co oni robią, co oni mówią, jak są zacietrzewieni właśnie, jak atakują, jacy są nieprzystosowani do życia, jak się boją, bo to ze strachu wynika. I... przecież ja nie jestem politykiem, w ogóle nie znam tych wszystkich ludzi, nikogo nie znam osobiście oprócz posła Kurskiego, którego poznałam w telewizji – przepraszam – i pana Leppera również – w telewizji, w której byliśmy razem gośćmi. Mimo tego, że nie podzielam poglądów Kurskiego i go nie lubię jako polityka, to uważam, że to jest inteligentny człowiek, który się nie boi wyzwań i z nim można pogadać, mimo tego że on jest bezczelny czasem, że robi różne rzeczy. Ja mu nie powiem, że on jest rudy czy co – jak tam też ludzie się czepiają – bo to jest człowiek, z którym można rozmawiać. I wiem o tym, że tam przypisują mu fałsz i tak dalej. No, też tak uważam, natomiast z nim się da rozmawiać, natomiast z niektórymi się nie da. O to mi tylko chodzi...

Do powyższego mogę dodać tylko tyle, że po przeczytaniu i obejrzeniu tego wywiadu ja też przestałem oglądać Jak oni śpiewają. Co prawda, i do tej pory nie oglądałem tego programu, ale teraz nie oglądam go jeszcze bardziej... Przytaczam kilka komentarzy do wywiadu (opinie były na ogół zgodne i jednoznaczne):

Miejsce Zapendowskiej jest przy Wojewódzkim, czyli w kloace. Mówienie o przegryzaniu aorty to chyba jakieś zboczenie – niech się wypowie jakiś psycholog.

Stary dinozaur komunistyczny próbuje być Palikotem. Do gryzienia to trzeba mieć zęby babciu. Na pewno masz problem z przegryzieniem zwykłego jabłka. Co jest ciekawe, że każdy z tych niby autorytetów jest przeciw prawdzie i zwalcza Kaczyńskich. Czy to jest jakaś sekta, czy wada umysłowa? Czy strach przed prawdą?

Myślę podobnie (tylko że ja bym nie przegryzała – brzydziłabym się ich dotknąć, są inne sposoby).

Czy to nowa diva salonowa, czy autorytet z nadania SB?

Droga Pani Zapendowska, Pani tłumaczenia w sprawie obraźliwej wypowiedzi, co do wyglądu Prezydenta RP są, mówiąc delikatnie, pokrętne. Przy okazji nie omieszkała Pani obrazić kolejnych polityków. Dziwna sprawa, że Pani wnikliwej obserwacji uszło, że Tusk jest nie tylko rudy, ale do tego zaczesując włosy na tzw. pożyczkę usiłuje zakryć łysinę, która ujawniłaby, iż nie jest ani taki młody ani taki piękny, na jakiego lansuje go politbiuro.

Elżbieta Zapendowska, fotomontaż z wielkim obrzydliwym brzuchem

Obr. 1. Udało nam się dotrzeć do nowego zdjęcia szantrapy. Zdjęcie zostało zrobione w plenerze w ramach wywiadu dla ogólnopolskiej gazety jako ilustracja do odpowiedzi na pytanie internauty „Dlaczego straszy pani ludzi, pojawiając się w telewizji?” W odpowiedzi specjalistka stwierdziła: „Wypraszam sobie, jestem osobą niezwykle powabną” i postanowiła udowodnić to poglądowo. Ogólnopolska gazeta z nieznanych powodów wycięła tę część wywiadu.

Izabella Miko, Nelly Rokita, Rudi SchuberthNa koniec kolejne ciekawostki od pary gejów znanych głównie z wielkich kutasów docierające do mnie na falach radiowych wraz z programem Poranny WF (jeny, muszę zaprzestać słuchania tych obrzydliwości). Nawiasem mówiąc, Elżbieta Zapendowska w tym samym, wyżej omówionym wywiadzie zdążyła podlizać się także Wojewódzkiemu (ten salon to w sumie niezbyt wielkie kółko wzajemnej adoracji). Stwierdziła m.in., że „jest bardzo dobrym człowiekiem” – ciekawe, czy wtedy gdy rzuca się na innych kierowców, czy raczej wtedy gdy zwyczajnie obraża ludzi w swoich programach. Stwierdziła też, że lubią z Wojewódzkim zaszaleć na imprezach w wąskim gronie, dosłownie: „wtedy wszyscy wariujemy.” Tymczasem w dzisiejszym Porannym WF retarded gay Wojewódzki z niezdrową fascynacją, rozmarzonym głosem wypowiedział się o młodym polityku, Krzysztofie Bosaku: „człowiek o ustach stworzonych do fellatio”. W innym wejściu WF opisywali biust celebrytki znanej jako Izabella Miko. Figurski: „Ona ostatnio powiedziała, że bardzo lubi swój biust, chociaż go w ogóle nie ma.” To wejście zaczęło się więc od spostrzeżeń na poziomie wczesnego gimnazjum, ale przynajmniej w ramach tzw. normalnej orientacji, a skończyło się jak zwykle... WF zmienili temat na Nelly Rokitę. Zacytuję tu ich obleśny dialog. Figurski: „Tak sobie przez moment pomyślałem: kurczę, czy są takie okoliczności, czy cokolwiek by mnie zmusiło... wiesz, jak w przedszkolu: przyszli faszyści i powiedzieli, że albo rozstrzelają twoich rodziców, albo odbędziesz z nią stosunek, i pomyślałem: niech strzelają.” Wojewódzki: „Po świńskiej grypie, pandemia wygrała, zostaje Nelly Rokita i dwóch samców alfa – Rudi Schuberth i ty. Z kim idziesz do łóżka? Ja biorę Rudiego.” Figurski: „No, trudno, jakoś zmieszczę Rudiego. Jakoś bym to polubił.” O, fuj! Już wcześniej podejrzewałem, że Figurski to ciotka – wstrętna, obleśna ciotka i sam otwarcie to przyznaje.

Odchodząc od tej gejowsko-homofobicznej konwencji duetu WF, systematyczne ataki salonu na Nelly Rokitę należy ocenić bardzo negatywnie. Dopóki Nelly Rokita była tylko żoną jednego z liderów PO – była ona dla salonu interesującą, oryginalną osobą. Gdy tylko zaczęła pracę u prezydenta, a potem została politykiem PiS – z dnia na dzień stała się potworem. Daniel Passent zalecał Janowi Rokicie rozwód z żoną, a WF wypowiadają się dziś o Nelly Rokicie w skrajnie chamski sposób.

Atakowanie osób nielubianych przez salon w taki sposób, jak robią to WF, nigdy nie wymagało żadnej odwagi. Tym bardziej teraz, gdy władzę ma Tusk, którego sondażowe słupki żywią się tym wszechobecnym chamstwem. Mimo pozowania na „niegrzecznych dzieci”, Wojewódzki i Figurski to konformiści i oślizgli włazidupcy. Nie podałbym im ręki i nie chciałbym mieć z takimi ludźmi do czynienia.

Materiały dodatkowe

1. Zapendowska: Kaczyńskim przegryzłabym aorty
Dziennik.pl, 24.04.2009. Gość Pytajnika Dziennika Elżbieta Zapendowska odpowiada na pytania internautów. Mówi o swoich preferencjach politycznych, tłumaczy, dlaczego nie toleruje Ligi Polskich Rodzin, a za co lubi Kurskiego.

wtorek, 28 kwietnia 2009

Syf, malaria i świńska grypa

Retarded gay Wojewódzki i retarded gay Figurski cały czas uprawiają swoją chamską działalność radiową z dumnie sterczącymi kutasami. Ci „piękni czterdziestoletni” stali się już mocno powtarzalni i przewidywalni. Ich styl polega na tym, że gadają dużo, szybko, jeden gej drugiemu gejowi często wchodzi w słowo. Telefoniczne żarty, polegające na kreowaniu śmiesznych sytuacji przez podszywanie się pod różne osoby i telefonowaniu do firm lub instytucji, nie mają już tej świeżości, która swego czasu cechowała starannie przygotowane prowokacje Janusza Weissa – Dzwonię do Pani, Pana w bardzo nietypowej sprawie, Radio Zet czy żarty Tomasza Łysiaka – DeDektyw Inwektyw, Radio Wawa. Janusz Weiss zdobył zasłużone uznanie poprzez bardzo wytrwałe tropienie i rozwiązywanie jakże licznych absurdów polskiej biurokracji podsuwanych przez słuchaczy. Jego charakterystyczny głos po pewnym czasie stał się tak rozpoznawalny, że musiał zaprzestać radiowych prowokacji i zaczął od razu przedstawiać się własnym nazwiskiem, by przynajmniej w ten sposób nadal zmuszać urzędników do podawania konkretnych odpowiedzi dotyczących absurdalnych przepisów. Plusem Tomasza Łysiaka było to, że jego żarty były bardziej sympatyczne niż złośliwe oraz to, że na ogół przy końcu przedstawiał się i wyjaśniał sytuację. W przypadku WF ich „żarty” polegają głównie na dość ordynarnym wyśmianiu kogoś, często w złym guście (np. złożenie zamówienia u producenta na prezerwatywy, które będą odgrywać hymn Polski w momencie wytrysku). Są to żarty obliczone na publiczność o poziomie dzisiejszego gimnazjum. Dla WF świetnym pomysłem na temat przewodni dwugodzinnej audycji jest na przykład pierdzenie (08.04.2009).

Wydaje mi się, że Figurski osiągnął dno, gdy zaprosił jako gościa do programu Śniadanie mistrzów nadawanego czasem w miejscu Porannego WF jakąś głupią i wulgarną francę lansującą się w Pudelku, której pseudonimu nie pomnę (coś w stylu Doda Elektroda) (17.04.2009). W czasie rozmowy jego kolega z tego programu wypalił cokolwiek nieelegancko nawet w stosunku do takiego dziwadła – Figurski: „Chciałabyś zostać kolejną Sarą May?”, kolega: „To teraz żeś porównał gówno do brzoskwini”, Figurski: „Nie obrażaj naszych gości, bardzo cię proszę.” Potem było jeszcze gorzej. Figurski czyta maila od słuchaczki przysłanego w trakcie programu: „Ta kobieta to jest jakaś pomyłka chyba. Czuć w jej wypowiedziach desperację, brak dystansu do siebie i pociąg do gwiazdorstwa. Ale jak można mówić o kimś w kategorii gwiazda, jeśli on związanego ze sztuką nic nie robi?” Zaproszone dziwadło odpowiada słuchaczce: „Idź do toalety, walnij klocka i baw się dzisiaj dobrze. Miłego dnia.” Figurski: „O, Jezus! Błagam cię, nie mów takich rzeczy w radiu.” To wszystko było już po głośnym ataku na Prezydenta RP w Porannym WF, Figurski: „The small, stupid, retarded mentally man called the President of Poland Lech Kaczyński”, Wojewódzki: „Ja się od tego odcinam” (19.03.2009). Oczywiście duet WF niezmiennie pała nienawiścią do Kaczorów. Przynajmniej kilka razy w każdym programie starają się wygłosić jakąś obraźliwą kwestię na temat lidera opozycji, prezydenta albo obu braci jednocześnie. Tu już nie chodzi o stronniczość. Lizusostwo WF w stosunku do Ryżego (popularne przezwisko: Chyży Rój) nie odbiega od standardu w innych mediach. Niemniej retarded gay Wojewódzki i retarded gay Figurski zdradzają już objawy psychozy maniakalnej na punkcie Kaczorów. WF poniekąd są godni współczucia ze względu na swoją psychozę, ja w ich przypadku byłbym nawet za eutanazją.

We wczorajszym i dzisiejszym Porannym WF obok tematu przewodniego – świńskiej grypy – jak zwykle pojawiły się sprawy poboczne. Wkurzające jest to, że te cholery mają od salonu immunitet nie tylko na poprawną politycznie agresję w stosunku do prezydenta, ale także na naruszające poprawność polityczną żarty o antysemickich podtekstach. Przypomina się też formalnie sprzeczna z poprawnością polityczną sprawa naśmiewania się z osoby niepełnosprawnej przez Wojewódzkiego i jędzowatą Szczukę, co salonowi bardzo się podobało i strasznie brał wtedy swoich pupilów w obronę. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że cały ten Michnik, Tusk, Wałęsa, ich pieski typu Wojewódzkiego, Figurskiego i inne Szczuki to jedno wielkie gnojowisko (używając poetyki Michnika właśnie). Można też ich określić mianem syf i malaria, jak kiedyś mówiła młodzież a dziś i dorośli. Wracając do antysemityzmu, to właśnie wczoraj geje drwili z Żydów, rozmawiając o Kubicy: „Uważam, że z taką twarzą nie można być Polakiem...”„Masz rację, masz rację, Żyd ewidentny.” Co prawda, geje zastosowali czytelną ironię, chodziło im o kpinę z rzekomego antysemityzmu Polaków. Tak czy inaczej, w przypadku każdego innego środowiska niż własne Wyborcza jest wyczulona na dźwięk słowa Żyd w tonacji innej niż pokorny i bojaźliwy szacunek i podnosi histeryczny wrzask, gdy tylko coś jej nie pasuje.

Wojewódzki: „Podobno na karaluchy niektórzy mówili kiedyś karakan albo karakon. Ja znam dwa takie karakany, karaluchy – ohydne.” Figurski: „Ja się od tego odcinam.” Wojewódzki: „Ja też.” I tak napieprzali przez cały program, właściwie każdy temat sprowadzając do tego, by okazać nienawiść do Wstrętnej Partii, Wstrętnego Prezydenta albo Wstrętnych Kaczorów. A Ryżego cioty kochają, fuj! Ja myślę, że ktoś kiedyś te gejowskie czerepy Wojewódzkiemu i Figurskiemu poprzetrąca i też się od tego stwierdzenia odcinam. Dalej Wojewódzki o Cezarym Pazurze: „W ryj dał paparazziemu.” Szkoda, że Wojewódzki nie nawiązał do tego jak sam w 2007 r. rozbił szybę w samochodzie kierowcy, który mu się nie spodobał. Wojewódzki dał też wyraz swojemu skrytemu marzeniu, by dać dupy Cezaremu Pazurze (względnie pociągnąć mu), wcielając się w Nadię z Psów. Swoją drogą, z dwojga złego, to już lepiej takiemu Wojewódzkiemu podpaść niż się spodobać.

W fazę maniakalną weszli redaktorzy innego programu, Szkło kontaktowe, który to program można spokojnie nazwać godziną nienawiści. Zawiera on rażące manipulacje wypowiedziami polityków, stronnicze komentarze i zmanipulowaną opinię społeczną. Motywem przewodnim jest maksymalne obrzydzenie ludziom Kaczorów, natomiast Ryżego i PO najwyraźniej nie wolno im tknąć. Przy zastosowaniu odpowiedniej telewizyjnej techniki dokonywanie manipulacji nie jest problemem, a sianie nienawiści do przeciwników jest nie od dziś motywem przewodnim PR-u Tuska. Naiwne wykształciuchy chłoną i spijają prawdy objawione, obowiązującą wykładnię zdarzeń i poczucie humoru prowadzących Szkło kontaktowe. Jedną z bardziej gorliwych medialnych prostytutek w tym programie jest pan Marek Przybylik (ten z łysą pałą). Wczoraj w charakterystyczny sposób skomentował występ Palikota. Palikot pieprznął coś, jak to Palikot na konferencji prasowej, cytuję z pamięci: „Lepsza jest świńska grypa od kaczej grypy.” Komentarz Przybylika: „Palikot jest jak ten kapral, co mu wszystko kojarzy się z dupą.” Starasz się, Przybylik, starasz. A ja ci powiem, Przybylik, że sam jesteś dupa.

Róża Maria Gräfin von Thun und HohensteinNa koniec coś z innej beczki. Również we wczorajszym Szkle zobaczyłem kandydatkę PO w wyborach europejskich 2009, Różę Thun. Ekipa, którą wystawiła PO to istny gabinet osobliwości. Ta Róża jest tam jednym z dziwniejszych eksponatów obok Pięknego Mariana i Danuty Hübner. W ekipie PO do europarlamentu jest nawet niejaki Janusz Dzięcioł z Big Brothera. Swoją drogą, rozumiem, że Tusk czuje potrzebę wciągania na listy osób o niemieckich nazwiskach, w końcu dziadek z Wehrmachtu zobowiązuje. Wiadomo też, że w Polsce jest wielu wykształciuchów, którzy generalnie wszystko wolą zagraniczne niż polskie. Może Tusk zakłada, że w tych wyborach pójdą głosować tylko wykształciuchy, zobaczymy. W każdym razie z tą Thun to już chyba przegięcie. Pełne nazwisko tego dziwadła w różowej apaszce brzmi: Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein (w tej formie ma być wydrukowane na karcie wyborczej). Fajne, ale ja tam na Gräfin von Thun und Hohenstein raczej bym nie zagłosował. Wystarczy wspomnieć taką eurodeputowaną SLD Lidię Geringer de Oedenberg, która w okresie nagonki UE na Polskę za rzekomą nietolerancję w 2006 r. chętnie zgodziła się wygłosić dla holenderskiej fundacji wykład o nietolerancji w Polsce za 5 tys. euro, tylko że okazało się, że to prowokacja dziennikarska Faktu. Specyficzne nazwisko nie wzrusza Przybylika, który zagłosowałby na panią Gräfin von Thun und Hohenstein i wolałby głosować na nią niż na Ryszarda Czarneckiego z PiS, cytuję, „z powodów estetycznych”. Jak widać, Platforma Obywatelska ma codziennie godzinny darmowy spot wyborczy pod nazwą Szkło kontaktowe.

W nawiązaniu do gejowskiego duetu WF, postanowiłem przytoczyć tematyczny wiersz – małą perełkę rosyjskiej literatury oraz fotkę upamiętniającą heroizm środowiska gejowskiego. Wiersz jest dość mocny, więc osoby o słabych nerwach proszę, aby go jednak nie czytały. Jeśli zdecydujecie się na lekturę wiersza, to gorąco zachęcam do przebrnięcia przez oryginał napisany cyrylicą, gdyż cały smak tego wiersza leży właśnie w oryginalnej wersji.

Похождения Пажа (фрагмент)

На тюфяке легли мы рядом!
И он и я без панталон,
Моим полюбовавшись задом
В меня хуй тонкий всунул он.
Сперва немного было больно,
Когда хуй в жопу мне проник,
И крови капало довольно,
Но скоро к хую я привык.

Александр Федорович Шенин

Wędrówka pazia (fragment)

Położyliśmy się szczęśliwi na łóżku
I on, i ja bez spodni
Pokochawszy mój tyłek
We mnie delikatnego chuja wsunął
Na początku trochę bolało
Gdy chuj mi dupę penetrował
I trochę krwi pociekło
Ale szybko przyzwyczaiłem się do chuja

Aleksander Fiedorowicz Szenin (1803-1855)

Plakat, pedał, Nienawiść boli, A dupa cię nie boli?

Obr. 1. Akcje plakatowe pozwalają każdemu uświadomić sobie, jak bardzo geje poświęcają się w imię swoich przekonań.

sobota, 25 kwietnia 2009

O nienawiści i niepoprawności

Pisałem już blogi o tematyce społeczno-politycznej. Było to w aktywnych społecznościach o dużym zróżnicowaniu opcji politycznych oraz o kulturze generalnie zachęcającej do dyskusji. Wchodzenie w spory było tam swego rodzaju przyjemnością intelektualną. Z czasem jednak przekonałem się, że istnieje też licznie reprezentowany typ dyskutanta, w przypadku którego dyskusja mimo najlepszych chęci z mojej strony staje się szybko jałowa i nużąca. Taki dyskutant z góry wie, że cała opcja reprezentowana przez jego przeciwnika jest zacofana, dogmatyczna, agresywna itp. Wchodzi w dyskusję, ale często ucieka od argumentacji na rzecz szukania dowodów owych domniemanych nagannych cech swojego przeciwnika i ciągle z takimi dowodami wyskakuje. W wielkim uproszczeniu wygląda to mniej więcej tak:

Ja: Nie masz racji, bo A, B, C.

On: Twoje argumenty to kolejny dowód na to, że wszyscy z opcji X są niekulturalni w dyskusji i tylko plują jadem.

Dyskusja z takim przeciwnikiem jest możliwa, ale wymaga dużej dyscypliny, by nie dać się sprowokować i nie pozwolić przeciwnikowi na przesunięcie osi sporu w kierunku osobistych wycieczek i dowodzenia, że „nie jestem wielbłądem.”

W żadnym razie nie uciekam od sporów, jestem też zdeklarowanym zwolennikiem najdalej posuniętej wolności słowa. Na jakiś czas postanowiłem jednak zrobić sobie wolne od sporów jałowych. Stąd wiele moich wpisów na tym blogu przenosi leżące mi na sercu treści pod zasłoną humoru i satyry, zgodnie z deklaracją w nagłówku.

Tym razem znalazłem się pod wrażeniem wpisu na pewnym blogu, który w skondensowanej formie ilustruje podejście do debaty, z którym tak często zderzałem się w mojej wcześniejszej praktyce. Postanowiłem fragment tego wpisu tu zaprezentować z moim komentarzem. Nie podaję dokładnego źródła (łatwo je znaleźć), gdyż tutaj zaprezentowany wpis traktuję jako modelowy przykład określonego podejścia do debaty, a nie jako pole do dyskusji na konkretny temat, który został tam poruszony.

Patrioty czyli o nienawiści i niepoprawności

Obr. 1. Przykład podejścia do nienawiści i niepoprawności wg pewnego bloga.

Już na wstępie charakterystyczny styl zdradza użycie określenia genetyczny patriota w formie epitetu. Może to wyraz podążania śladem mistrza, który zapoczątkował stosowanie tej metody określeniem zoologiczny antykomunizm. Czyli zohydzamy antykomunizm, dodając przymiotnik zoologiczny, zohydzamy patriotyzm, dodając przymiotnik genetyczny. Tak rozumiem intencję przekazu, bo co do treści to mnie obraziłoby raczej przypisanie mi zoologicznego komunizmu lub genetycznego braku patriotyzmu, z kolei zoologiczny antykomunizm i genetyczny patriotyzm mi nie przeszkadza. Jednak, idąc śladem intencji powyższego przekazu, znalazłem taką definicję genetycznego patriotyzmu, którą podaję ze skrótami:

genetyczny patriotyzm – odwrotność patriotyzmu zwykłego, podobnie jak sprawiedliwość społeczna jest zaprzeczeniem sprawiedliwości, a demokracja socjalistyczna zaprzeczeniem demokracji. Genetyczny patriota uważa, że Polacy powinni być ciemni, niewykształceni (osoby wykształcone to pogardzane „wykształciuchy”), ksenofobiczni (wszystkie inne narody należą dla genetycznych patriotów do wrogów Polski) oraz przede wszystkim biedni, bo tylko to daje gwarancję wysokiego poziomu patriotyzmu.

Myślę, że można spokojnie przyjąć, iż mniej więcej o taką definicję chodziło autorce zaprezentowanego przekazu. Mój wpis dotyczy jednak innej kwestii. Autorka dosłownie cytuje dość spokojne i w sumie logiczne argumenty starszej osoby przeciwko zohydzaniu pojęcia patriotyzmu, przy czym sama używa dość ostrych epitetów, dając wyraz właśnie nienawiści. Jednak ostatecznie nienawiść przypisuje osobie, którą dopiero co zwyzywała. Czymże jest tytuł wpisu Obraźliwe kmioty oraz epitety chłystek, stetryczały staruch, jeśli nie wyrazem nienawiści? Żeby było jasne, stoję na stanowisku, iż w ramach wolności słowa powinno istnieć prawo do wyrażenia swojej nienawiści w stosunku do zjawisk, które uważamy za złe. Ja na przykład nie zawahałbym się użyć równie ostrych słów w odniesieniu do komunistów, zdrajców Polski itp., co można nazwać nienawiścią i nie wypieram się tego. Natomiast autorka zaprezentowanej wypowiedzi krytykuje słowne wyrażanie nienawiści, a jednocześnie sama to robi. Oznacza to, że albo przypisuje prawo do wyrażania nienawiści tylko jednej stronie debaty (własnej), albo też daje wyraz swojej hipokryzji. Co ciekawe, jeden z wpisów na tym samym blogu jest zatytułowany Hipokryzji mówię NIE.

Kolejną sprawą, wzbudzającą trochę zdziwienie, trochę rozbawienie, jest przypisanie przez autorkę swoim poglądom etykiety niepoprawności politycznej. Poprawność polityczna, wbrew mylącej nazwie, to nie są poglądy zgodne z przekonaniami takiej czy innej władzy. Poglądy określane tą etykietą związane są z pewnym silnym lobby we współczesnej cywilizacji zachodniej i jest raczej jasne, że autorka, choćby przez swoje podejście do patriotyzmu oraz deklarowany antyklerykalizm, jest jednak raczej po stronie poprawności politycznej.

czwartek, 23 kwietnia 2009

O tym trzeba głośno mówić

Właściwie nie ma już chyba naiwnych, którzy uważają, że media są bezstronne. W rzeczywistości media uprawiają bolszewicką propagandę na rzecz jednej partii – PO. Problem w tym, że – sądząc po sondażach opinii publicznej – wielu osobom ta sytuacja nie przeszkadza. Duża część ludzi została jakoś tak uwarunkowana, że otwarte niszczenie jednej, ściśle określonej opcji politycznej jej nie przeszkadza. Uważam, że należy dążyć do tego, by społeczeństwo jak najszybciej obudziło się, gdyż mamy do czynienia ze stanem, w którym zagrożona jest polityczna wolność oraz sama demokracja, która może dobrze działać tylko wtedy, gdy w przestrzeni publicznej istnieją niezależne media.

Media w czasie rządów PiS bardzo usilnie szukały najdrobniejszych potknięć władzy po czym rozdmuchiwały je do rozmiarów narodowych dramatów i mediom udało się w tę grę wciągnąć społeczeństwo. Wobec braku sensownych zarzutów w stosunku do ówczesnej władzy dokonywano niesamowitych kreacji. Kwaśniewski, Marcinkiewicz twierdzili, że „czują”, iż są podsłuchiwani przez jakieś złowrogie służby Kaczyńskich, co zdaniem mediów było dowodem na to, że los polskiej demokracji zawisł na włosku. Dowodem opresyjności państwa miał być też bezdomny Hubert z Dworca Centralnego, który ponoć nabluzgał na Kaczorów, zapewniając sobie tym samym sławę. Bezdomny, od jakiego typowy wykształciuch odwraca głowę, zatykając nos, a może i spluwa z obrzydzeniem w jego kierunku, tym razem stał się bohaterskim męczennikiem IV RP. Wykreowano też kilka innych, równie absurdalnych, sytuacji mających udowodnić, iż rzekomo ówczesna władza ogranicza wolność słowa w Internecie. Do tych kreacji wykorzystano przepis o karze za znieważenie prezydenta RP. Przy tym starannie przemilczano fakt, że przestępstwo to jest ścigane z urzędu, a zatem atrakcyjną dla mediów sytuację łatwo można wykreować od początku do końca. Za to fakt, że byli esbecy już wtedy a tym bardziej dziś grożą fizyczną napaścią przeciwnikom politycznym (np. osobom, które w Internecie opisują ich dawne zbrodnie) jakoś przechodzi w mediach bez większego echa.

Dziś mamy do czynienia z sytuacją przeciwną. Coraz częściej dochodzi do poważnego szykanowania zwykłych ludzi i niepokornych dziennikarzy, którzy w jakiś sposób narazili się rządzącej „partii miłości” – PO. Szykany mają formę wytaczania nękających procesów w czym specjalizuje się Adam Michnik i jego adwokat Piotr Rogowski. Dochodzi też do pobić a nawet grożenia śmiercią. Szczególnie haniebną metodą walki z niewygodnymi ludźmi jest wykorzystywanie do tego celu szpitali psychiatrycznych. W polskim prawie jest zostawiona specjalna luka, która pozwala lokalnym układom przymusowo umieścić i bezterminowo przetrzymywać człowieka w psychiatryku bez wyroku sądu. Niestety nie nagłaśnia się informacji o tej wadzie prawa i wynikających z niej nadużyciach. Wiedzą o tym tylko poszkodowani i ich najbliżsi.

Poniżej przedstawiam sytuacje szczególnie poruszające, zarówno z powodu ludzkich odruchów solidarności ze słabszymi, jak i z powodu troski o stan naszej demokracji. Niestety o tych sytuacjach media przepełnione Tuskową miłością boją się szerzej informować opinię publiczną. Niezależnie od preferowanej opcji politycznej nie możemy dopuścić, by nasz kraj zaczął pod względem poszanowania wolności schodzić do poziomu Białorusi, dlatego o takich wypadkach trzeba głośno mówić.

Klip 1. Reportaż o sytuacji z Sądu Rejonowego w Warszawie po rozprawie Grzegorz Braun kontra Lecha Wałęsa 27.11.2008. Piotr Gulczyński (prezes Instytutu im. Lecha Wałęsy) uderza reportera niezależnego Piotra Szołtysika na sali sądowej i po chwili wypowiada słowa „Za te kłamstwa.” Policja nie reaguje, nie widząc w całej sytuacji nic nieodpowiedniego.

Reakcja mediów była bardzo umiarkowana, na ogół ograniczała się do skrótowej informacji naświetlonej korzystnie dla Wałęsy. A przecież, nawet patrząc czysto komercyjnie, byłby to świetny materiał na sensację. Entuzjazm mediów był jednak nieporównanie mniejszy niż w przypadku wielomiesięcznej pseudo-debaty o wolności słowa, jaką wcześniej zrobiono wokół hucpy z Hubertem z Centralnego. Ze względu na próby zakłamania przebiegu zdarzenia, warto przedstawić dostępne w Internecie relacje naocznych świadków. Tutaj 3 relacje z małymi skrótami:

Jest ok. 14:30. Tuż po rozprawie publiczność, dziennikarze i strony zaczęły spokojnie opuszczać salę sądową. Wieloletni reporter TVP Wrocław Ryszard Szołtysik spokojnie stanął na korytarzu i zamierzał nagrać wychodzącego Lecha Wałęsę – to właśnie widać na filmie. Do kamery – to widać – podbiega długowłosy osobnik i uderza otwartą dłonią w kamerę, która uderza operatora w twarz. Rozlega się krzyk kobiety.

Dokładnie w tym momencie znajdowałam się wraz z przyjacielem poza salą, na korytarzu. Usłyszałam krzyk i błyskawicznie się odwróciłam. Tuż obok stała para policjantów. Kobiety z publiczności proszą o interwencje policję, osobnik z długimi włosami się szybko oddala. Szołtysik jest wystraszony (jest to starszy pan), woła, by chociaż go przeproszono. Zaraz potem funkcjonariuszka policji rzuca, że nie może podjąć interwencji, bo ten pan to ochroniarz BOR. Tłumek rzuca się więc samodzielnie w pościg za sprawcą – wiadomo, jest coś takiego jak zatrzymanie obywatelskie do chwili przybycia policji i wyjaśnienia sprawy. Biegamy w górę i w dół po schodach, po drodze prosimy innych policjantów o pomoc, pędzimy przez korytarze, kobiety i dziennikarze żądają okazania przez policjantkę legitymacji, dziennikarze pytają osobnika z długimi włosami o personalia. W końcu dochodzimy do drzwi prowadzących na parking, pani ochroniarz stojąca w drzwiach przepuszcza Lecha Wałęsę i towarzyszących mu ludzi, natomiast ściagających ich ludzi zatrzymuje (krótka szamotanina przy drzwiach). Niezidentyfikowany sprawca wsiada do samochodu Lecha Wałęsy i odjeżdża. Dziennikarka politycznych.pl pyta ochroniarkę o personalia – ta ją odpycha.

Idziemy za policjantami za inne drzwi, na inny parking. Widać jakieś tajemnicze drzwi (żadnej tabliczki), za oknami siedzą policjanci. Żadnej informacji, nikt nie chce z nami rozmawiać, mamy czekać na naczelnika, mundurowy przy drzwiach ukrywa przed nami swoją plakietkę, wpuszcza policjantkę do środka – ta znika. Czekamy około godziny, w tym czasie część świadków biegnie do hallu po kurtki (mamy listopad!), poza tym poszkodowany dziennikarz ma poranioną i zakrwawioną twarz, musi otrzymać pomoc. Jedna z kobiet wzywa pogotowie i dzwoni na numer 112, domagając się pomocy ze strony policji z innego posterunku.

W każdym razie sterczymy na tajemniczym parkingu trzęsąc się z zimna. W końcu po godzinie wpuszczają nas do środka, ale wciąż żaden z obecnych tam funkcjonariuszy nie chce się przedstawić. Ludzie pytają, czy policjanci znają ustawę o policji – ci nie chcą odpowiedzieć. Po kolejnej pół godzinie przyjmuje nas wreszcie dowódca – pan Zbigniew Truszczyński (niestety nie znam stopnia). Informuje nas, że rzeczoną policjantką jest sierżant Monika Ś. Ze skargami na funkcjonariuszkę i z doniesieniem o popełnieniu przestępstwa odsyła nas na komendę przy ul. Żytniej na Woli. Truszczyński odbiera telefon, wychodzi, zostawiając nas z podwładnym, który nam mówi, że nie widział zdarzenia, ale uważa, że sytuacja jest naganna. Wychodzimy i słyszymy od jednego z funkcjonariuszy: „Dziękujemy za rozrywkę!”. Policjanci, ok. 30 rosłych chłopów, wyraźnie świetnie się bawią.

Większą grupką odprowadzamy zszokowanego dziennikarza do szpitala przy Oczki – potrzebuje pomocy, no i potrzebna jest obdukcja. Po dwóch godzinach w poczekalni dowiadujemy się, że Szołtysik został zabrany na chirurgię szczękową, ponieważ lekarz ma podejrzenie, że – oprócz spuchniętej wargi, rozciętej brody – uszkodzona została czaszka i naruszony ząb. Wreszcie wychodzimy zopatrzonym Szołtysikiem i jedziemy na Żytnią. Na Żytniej policjanci przyjmują zgłoszenie Szołtysika i zeznanie świadka oraz skargę. Jest 23. W domu jestem po północy.

Zaatakowanym był starszy, siwy pan z malutką kamerą (nie przypuszczałem, że to dziennikarz, ale nie znam się). Stał spokojnie z boku wyjścia z sali rozpraw, gdyż chciał sfilmować wychodzącego Wałęsę. Nie było tłoku. Była jedna profesjonalna ekipa z dużą kamerą z Polityczni.pl oraz kilku widzów (nie liczyłem, ale jakieś 15 osób na widowni). Nie było więc tak, że trzeba się było przeciskać przez tłum, gdyż w miejscu zdarzenia stały raptem trzy osoby i to przy boku przejścia. Zachowanie Gulczyńskiego było niezrozumiałe, bez powodu podszedł do tego starszego pana i walnął go w twarz na tyle mocno, że po brodzie zaczęła lecieć mu dość obficie krew. Zamurowało wszystkich tylko jakaś pani zaczęła wołać do pary policjantów stojących przy wyjściu, aby zatrzymali napastnika. Policjanci jednak nie zareagowali. Zaczęli udawać, że rozmawiają z kimś przez krótkofalówkę. Przyznaję, że na zdjęciach nie widać tego wyraźnie i radziłem potem, by zrobić obdukcję, by nie było wątpliwości i facet nie wyłgał się, że jedynie odsunął na bok tarasującego drogę. Nie wiem dlaczego Gulczyński wybrał na cel ataku tego staruszka, a nie na przykład mnie (stałem metr dalej). Prawdopodobnie upatrzył go sobie podczas rozprawy, gdyż z tamtej części sali, gdzie siedział ten staruszek i kilka pań, docierały nieprzychylne Wałęsie pomruki.

Nie rozumiem, skąd taka reakcja tego człowieka. Operator stał spokojnie z kamerą i nagrywał. W ogóle się nie odzywał, nawet zbyt blisko nie podchodził. Ze strony operatora nie było żadnych słów czy gestów, które mogłyby usprawiedliwiać takie zachowanie

Klip 2. Spływ Motławą, czyli dlaczego lepiej nie narażać się ludziom z układu sopockiego. Zdarzenie, o którym opowiada Bartek Kalinowski, miało miejsce w Sopocie w 2006 r., gdy zdaniem mediów było to miasto – wspaniała wizytówka PO i samego Tuska. Dopiero ostatnio do opinii publicznej zaczęły dochodzić informacje o układzie sopockim pod rządami prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego.

Donald Tusk, Jacek KarnowskiDość znamienna jest reakcja premiera Donalda Tuska na kolejne afery wypływające w Sopocie rządzonym niepodzielnie przez Jacka Karnowskiego od 18 lat. Tuż po akcji CBA w Urzędzie Miasta Sopotu 14.07.08 zapowiadał tyleż buńczucznie, co pod publiczkę: „Nie ma w partii miejsca dla zachowań przynajmniej dwuznacznych, o korupcji nie wspominając. Jacek Karnowski nie powinien być członkiem PO, będę rekomendował usunięcie go z partii zarządowi krajowemu. Do czasu wyjaśnienia sprawy Karnowski powinien zaprzestać publicznej działalności. A po ewentualnych zarzutach zrezygnować z funkcji – dodał.” Skończyło się na tym, że 27.03.09 to premier przeniósł się z sopockich do gdańskich struktur, żeby Sopot przestał psuć premierowski PR. Z oficjalnej strony Jacka Karnowskiego zniknęło zdjęcie, na którym ściska rękę Tuska, podpisane „Z Donaldem Tuskiem trzymamy się razem.” Trudno to nazwać inaczej, niż kolejnym tandetnym PR-owskim zagraniem Tuska – to zdjęcie zniknęło dokładnie wtedy, gdy zaczęły o nim pisać media. Jacka Karnowskiego nadal jednak otwarcie popiera wielu polityków w tym mąż minister edukacji, wpływowy gdański polityk – Aleksander Hall. Gazeta Wyborcza w dziale opinii też zaangażowała się w kampanię na rzecz Karnowskiego, przewrotnie robiąc z niego ofiarę knowań – jakżeby inaczej – PiS-u. W dodatku lokalnym opublikowała nawet bojowy felieton pt. Łapy precz od Sopotu. W emocjonalnym tekście pojawiają się stwierdzenia, iż „Karnowskiego szczuje się publicznie z wielką intensywnością.” Publicystka Wyborczej nie ukrywa, że jest na wojnie, w której kategorycznie opowiedziała się po jednej stronie: „Skoro Jacek Karnowski czuje się niewinny, wierzę jemu. A nie prokuratorom.” Zapewne zdaniem Wyborczej chodzi o to, by także prokuratorzy wierzyli jemu a nie sobie. Jeszcze trochę porządzi PO i bardzo prawdopodobne, że już wszyscy prokuratorzy będą najpierw opiniować swoje plany w lokalnych oddziałach Wyborczej i PO.

Ciekawe komentarze dotyczące „emigracji” Tuska:

Jacek Karnowski już jako zastępca aktualnego marszałka woj. pomorskiego – pana Kozłowskiego przejawiał dużą siłę przebicia. Razem z Kozłowskim uczestniczył w wielu podejrzanych transakcjach, już na początku lat 90. „ocierał” się o korupcyjne układy. Skala procederu jest o wiele większa, niż pokazują zarzuty przedstawione przez prokuraturę. To ledwo odsłonięty czubek góry lodowej. Lobby stojące za Karnowskim po prosu uczestniczyło w podziale tego tortu, jakim jest Sopot. Tu każdy ma wiele do stracenia. Obowiązuje swoisty mafijny zakaz ujawniania prawdy. Bardzo dziwnym jest fakt, że pan premier dopiero teraz ucieka z tego tonącego okrętu. Musiał wiedzieć o nieprawidłowościach w UM Sopot. Wszyscy w Sopocie o tym wiedzieli, tylko nie on? Albo jest naiwny, albo nie nadaje się na premiera. Przecież policjanci odbijali się od drzwi urzędu od lat. Dopiero CBA zdecydowało się na niepopularny ruch – brawo!

Cóż, Jacek od kilkunastu lat tworzył swą sieć w Sopocie... a Tusk od kilku lat zaczął „wycinać” ludzi z kręgu Halla, Karnowskiego i im podobnych, przejeżdżając się walcem po dawnej prawicowej opozycji, która nie była z jego grupy... Grupy, która, bądźmy szczerzy, niewiele w stanie jaruzelsko-wojennym robiła, wbrew ostatniej wyborczej propagandzie. Zresztą i Jacek dawno, dawno temu przypisał się do opozycji, w której w czasach jaruzelskich naprawdę nie był... ale były to czasy, kiedy chwalono się spaniem na styropianie...

Chińczycy nazywają to guanxi, Neapolitańczycy – camorra, Sycylijczycy – mafia, u nas to się nazywa – władze samorządowe. Centralni zarządcy razem ze swoimi służbami, mającymi zapewnić państwo praworządne i demokratyczne, mogą co najwyżej ograniczyć się do pustych gestów. I tak od lat dwudziestu, z krótką przerwą na rządy PiS (pamiętają Państwo taśmy Oleksego – gdzie „szemrany biznes całowałby Ziobrę, byleby dał im spokój?”) A zachowanie Tuska to jak zwykle PR. Już niektórzy dali sie nabrać na wysokie standardy!

Jacek Karnowski to jeszcze bardziej charyzmatyczna postać od samego Tuska. Pociągająca jak beton Centrum Hefnera, jak kupy rozkładających się glonów na sopockiej plaży, jak zgliszcza „Copacabana”. Dlatego szanowani publicyści z całej Polski wiedzą, że to świetny samorządowiec – zresztą potwierdzają to sondaże. W kawiarniach sopockich siedzą ludzie różni, jak za komuny, więc raczej niczego ciekawego nt. prezydenta miasta się nie usłyszy. Może jedynie jacyś emeryci na spacerze palną jakąś oczywistość nt. Centrum Hefnera.

Ostatni klip nie zawiera tak spektakularnych przykładów ataków skierowanych na przeciwników politycznych opcji rządzącej jak dwa poprzednie. Porusza jednak ważne problemy wpływu procesów o zniesławienie i politycznej dyspozycyjności sądów na stan wolności słowa.

Klip 3. Puls, W dobrym towarzystwie, 01.2009. Fragmenty programu Roberta Reszczyńskiego, Andrzej Zybertowicz i Stanisław Michalkiewicz rozmawiają o politycznych procesach za zniesławienie.

Materiały dodatkowe

1. Sprawozdanie z procesu Grzegorz Braun vs Lech Wałęsa
Blog Salon24/Fundacja Obrony Represjonowanych zawiera sprawozdania z procesów politycznych. Sprawozdanie z rozprawy sądu dotyczącej konfliktu między Lechem Wałęsą a Grzegorzem Braunem z 27.11.2008, po której miał miejsce opisany wyżej incydent. Nawiązania do samego incydentu m.in. w komentarzach.
2. Relacja świadka – Gulczyński uderza dziennikarza
Blog Blogmedia24.pl/tatarstan1, 28.11.2008. Źródło jednej z przytoczonych we wpisie relacji z incydentu.
3. Człowiek Wałęsy atakuje reportera i zgłasza się na policję
Wiadomość w portalu Onet z 28.11.2008 już w tytule sugeruje umiar w zarzucaniu Wałęsie i jego ludziom złej woli...
4. Albert Śledzianowski o pobiciu
Blog Focus on politics focus on sports (Michał Rachon), 26.08.2008. W zamieszczonym klipie Albert Śledzianowski opowiada o pobiciu, do którego doszło w czasie, gdy był radnym w Sopocie (25.11.2005).
5. Surfujący szef Sopotu, który trafił na złą falę
Portal rp.pl (Rzeczpospolita), 16.07.2008. Artykuł o prezydencie Sopotu, w którym przytoczono wypowiedzi znanych polityków popierających Jacka Karnowskiego. Artykuł ukazał się po akcji CBA w Sopocie.
6. Linia – Karnowski i Szaro z Wałęsą w klapie
Blog Moim zdaniem (Michał Rachon), 02.04.2009. Ważny artykuł pozwalający zainteresowanym zrozumieć szerszy polityczny kontekst gróźb i pobić w ostatnich latach w Sopocie.
7. Michnik: sąd, a nie dyskusja
MediaRun, 10.04.2007. Artykuł o pozwach Michnika przeciwko uczestnikom publicznej debaty z niesławnego artykułu 212 kk, który Michnik sam wcześniej krytykował za ograniczanie wolności słowa.
8. Media manipulują, osądzają i są sądzone
Afery Prawa – media manipulują, osądzają i są sądzone – wpadki sądowe, wyroki skazujące na dziennikarzy za nierzetelność, pomówienie, wprowadzenie w błąd społeczeństwa. Duże zestawienie interesujących spraw przeciwko dziennikarzom tylko z 2007 r.
9. Mała wojna o dużą sprawę
Blog Wróg ludu (Tomasz Sakiewicz), 09.09.2008. Artykuł pokazujący bardzo specyficzne podejście rządzącego PO do poprawiania złego prawa, w tym przypadku do prawa prasowego.

Precz z komuną

Klip 1. Niezawodny Wojciech Cejrowski znowu trafił w dziesiątkę. To sympatyczne zdarzenie miało miejsce w holu Programu Trzeciego Polskiego Radia 12.2008.

Wojciech Cejrowski, Ryszard Kalisz

Obr. 1. Dla dociekliwych stopklatka, na której widać, kto tak brutalnie przerwał produkującemu się czerwonemu grubasowi.

W naszej rzeczywistości pełnej politycznego zakłamania, nicowania całych systemów wartości oraz wojującej poprawności politycznej, Wojciech Cejrowski jest jedną z bardzo nielicznych osób występujących publicznie, które chcą i mogą sobie pozwolić na luksus swobodnego wypowiadania się. To cieszy i podnosi na duchu. Do powyższego klipu dołączamy mały wybór różnych wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego z YouTube.

Klip 2. Wojciech Cejrowski o postkomunistach. Polskie Radio Wrocław, 10.02.2009.

Klip 3 Słynny program WC Kwadrans nadawany był w TVP1 w latach 1994-1996. Tu szczególnie poważny i do dziś dla wielu niewygodny temat – Wojciech Cejrowski rozmawia o kulisach pogromu kieleckiego 04.07.1946 ze świadkiem i badaczem tego wydarzenia, Krzysztofem Kąkolewskim.

środa, 22 kwietnia 2009

Nie kupuj Wyborczej

Gazeta Wyborcza od 10.04 podrożała do 2 zł zrównując cenę z Dziennikiem, który od początku roku kosztuje 2 zł. Z satysfakcją obserwuję kłopoty niezwykle szkodliwej gazety, jaką była długi czas Wyborcza, choć od kłopotów do upadku jeszcze daleka droga. Nawet, gdyby Wyborcza upadła, to przecież dziś jest ona już tylko ważnym, ale nie kluczowym, elementem układu politycznego, jak to było w czasach prezydenta Kwaśniewskiego i „wiceprezydenta” Michnika. Dziś zyski Agory lecą w dół, akcje spadają, a w rankingu cytowań Wyborcza ma stale trzecie miejsce. Zupełnie inaczej niż do roku 2006, gdy Rzeczpospolita pod rządami Grzegorza Gaudena była wtórnikiem Wyborczej i w rankingu cytowań często przewodziła Wyborcza. Od tamtego czasu Rzeczpospolita pod rządami Pawła Lisickiego okupuje wysunięte pierwsze miejsce. Powstały w kwietniu 2006 r. Dziennik stopniowo ustabilizował się na pozycji drugiej, a Wyborcza płaci za swoją stronniczość i nienawiść do dużej części społeczeństwa spadkiem zainteresowania i spadkiem na trzecią pozycję. Podczas gdy Dziennik od swojego powstania postawił na ekipę Tuska – pierwsza większa sensacja firmowana przez Dziennik po powstaniu w 2006 r. sprowadzała się do pomocy Tuskowi w wycięciu z PO Piskorskiego i jego ludzi, tzw. piskorczyków – Wyborcza aż do wyborów 2007 zachowywała do PO Tuska pewien dystans, stawiając na sukces swojego ukochanego projektu LiD. Sondaże były jednak zbyt niepokojące dla układu, który kolejnego zwycięstwa PiS mógłby nie przetrwać. Sytuacja była groźna, a Tusk był dla układu ostatnią deską ratunku, więc mógł grać wysoko. Odrzucił natrętne zachęty do wejścia w sojusz z LiD-em jeszcze przed wyborami, a układ postawiony pod ścianą przerzucił wszystkie siły na rzecz Tuska. Pokazano pijanego Kwaśniewskiego, a Polityka zagrzewała wykształciuchów dramatycznym wezwaniem Tusku, musisz! Z Blidy i Sawickiej zrobiono męczennice, a z prokuratorów i CBA – grabarzy demokracji.

W obecnym czasie odradzam każdemu kupowanie Wyborczej. Sam przy każdym kupionym egzemplarzu mam wyrzut sumienia, że dokarmiam trolla, czyli Michnika. Lubię jednak poznawać różne strony debaty i tak dzisiaj 2 zł poszło na szmatławiec.

Na pierwszej stronie dostrzegłem krótką informację o tym, że dziedziniec Parlamentu Europejskiego w Strasburgu nazwano imieniem Bronisława Geremka i odsyłacz do artykułu Agora Geremka w Strasburgu. Sięgam do środka gazety i tu ciekawostka, zwłaszcza dla tych, którzy przez wiele lat byli niszczeni za przypomnienie komuś o jego żydowskim pochodzeniu – jak można przeczytać, Bronisław Geremek jednak był Żydem. Wyborcza uwielbia szermować oskarżeniami o antysemityzm, przy czym – jak widać – sama sobie przyznaje wyłączną licencję na pisanie o czyimś żydowskim pochodzeniu. Zaznaczam, że ja nie obraziłbym się na nikogo się za nazwanie mnie Polakiem lub podkreślanie mojego polskiego pochodzenia. Myślę jednak, że oczekiwanie od Wyborczej równego traktowania wszystkich stron debaty publicznej to zbyt wiele. Dalej artykuł cytuje z aprobatą zdanie, iż „Bronisław Geremek był kluczowym architektem nowej Polski”. Mi ta architektura nie przypadła do gustu, ale znowu pojawia się inne pytanie. Dlaczego z taką agresją środowiska Wyborczej spotyka się stwierdzenie (którego ja nie podzielam!), że Żydzi mają w Polsce duże wpływy, skoro okazuje się, że jeden z nich był „kluczowym architektem” nowej Polski? I czy teraz okaże się, że krytykowanie sposobu, w jaki pod duchowym przywództwem Geremka, system przetransformował z komunizmu do demokracji, też jest przejawem antysemityzmu? Strasznie ciężki temat i już miałem oderwać wzrok od tego artykułu, gdy lekko mnie przeraziło stwierdzenie, że syn Geremka chce mnie kształtować. „Zbudowaliśmy Europę, teraz musimy ukształtować Europejczyków – apelował Marcin Geremek.” Biorąc pod uwagę, iż naturę mam trochę czupurną i narowistą, wolałbym, aby mnie zbyt ostro nie kształtowali. Co prawda Europejczycy nie stosują tortur (tak przynajmniej zapewnia mnie Magdalena Środa), ale wolę nie przekonywać się o tym na własnej skórze. Wyborcza informuje jeszcze o wczorajszej konferencji we Włoskiej Akademii Nauk pt. Historyk Bronisław Geremek, protagonista polskiego i europejskiego roku 1989, w której uczestniczyli m.in. prezydent Giorgio Napolitano i były premier Romano Prodi. Ciekawe dlaczego na konferencji nie było aktualnego premiera Silvio Berlusconiego? Może dlatego: Giorgio Napolitano – były członek Komitetu Centralnego Włoskiej Partii Komunistycznej, po jej likwidacji działa w Demokratach Lewicy; Romano Prodi – lewicowy polityk podejrzewany o współpracę z KGB; Bronisław Geremek – członek PZPR przez 18 lat (1950-1968), drugi sekretarz POP na Uniwersytecie Warszawskim. Nawiasem mówiąc, ciekawe, jaki wpływ na karierę naukową „profesora” miała przynależność partyjna w czasach komunizmu. Zwolennicy Palikota pewnie powiedzą, że mniejszy od cytowania Lenina w pracy doktorskiej przez prezydenta, który jednak do komunistów nigdy nie należał. Pewnie nie wypada też pytać się, kogo cytował na zebraniach POP w czasach tzw. kultu jednostki architekt nowej Polski, starszy brat w wierze, patron strasburskiej agory.

Następnie moją uwagę zwrócił artykuł Niemcy narzekają na Polskę. Przedstawia on wyniki sondaży, wg których obie nacje coraz chłodniej oceniają stosunki polsko-niemieckie, choć w przypadku Polski nadal jako dobre ocenia je przeważająca część respondentów. Kto jest winien tendencji spadkowej? To nie podlega dyskusji – PiS i Kaczyńscy. Co prawda w 2008 r. statystyka nadal się pogarsza, ale to też wina PiS a nie PO, bo „łatwiej jest popsuć, niż naprawić.”

Niezły jest tekst „Wiadomości” dobre dla LPR, z którego wynika, że niejaka Lisica zmienia czytane przez siebie wiadomości tak, aby wyglądały bardziej korzystnie dla PO i jest za to szykanowana przez prezesa TVP Piotra Farfała. Wyborcza podkreśla, że Lisica miała kłopoty już wcześniej: „W grudniu zawiesił ją Andrzej Urbański, bo nie podobała się PiS.” Jest to jednak dość przewrotna sugestia. Przecież sam fakt, że Lis i Lisica, czyli znana para politruków zwalczających PiS, zostali przyjęci przez Andrzeja Urbańskiego i panoszą się dziś w TVP jest najlepszym dowodem na to, że PiS albo nie miał żadnych wpływów na telewizję, albo tych wpływów nie wykorzystywał, co wychodzi na jedno. A Wyborcza po prostu złości się, że przejmowanie mediów publicznych przez kolesi trwa tak długo.

Obok artykuł Co zostanie po Euro 2012? zawierający fascynujące informacje o korzyściach z Euro. Nie mam nic przeciwko Euro, ale zawsze wydawało mi się, że to kupa wydatków, które mogą, acz nie muszą, przynieść jakiś ekstra korzyści w przyszłości – jak to akcja promocyjna. No i okazuje się, że jednak społeczności lokalne mogą zyskać na Euro, cytuję: „ziemię wydobytą przy budowie stadionu przeznaczyć na usypanie górki saneczkarskiej.” Coś ten urzędowy optymizm Wyborczej trąci mi siermiężnym realnym socjalizmem.

Przesłuchanie jednego z ważniejszych świadków przed komisją śledczą ds. nacisków – byłego zastępcy Zbigniewa Ziobry, prokuratora Jerzego Engelkinga, które miało miejsce wczoraj otrzymało stosunkowo niewielką notatkę pt. Kto zaliczył małpkę, kto jest awanturnikiem. Cóż, komisja uparcie nie chce dostarczyć sensacji o zbrodniach PiS-u. Wyborcza nawet nie bierze pod uwagę, że może zbrodni tych nie było. Autorowi artykułu puściły trochę nerwy, gdy pouczał komisję, że nie dość ostro przesłuchuje świadka i nie powinna ona była dopuszczać do wypowiedzi świadka niekorzystnych dla PO. W rzeczywistości widziałem obszerną część posiedzenia transmitowaną w tv i muszę powiedzieć, że członkowie komisji z PO zachowywali się niegrzecznie w stosunku do świadka, a przewodniczący Sebastian Karpiniuk (PO) przy udzielaniu głosu wyraźnie preferował swoich klubowych kolegów. W sprawach merytorycznych członkowie PO jednak gubili się, zawodziła ich też logika i pamięć. W pewnej chwili Karpiniuk oskarżył Engelkinga o rozbieżność w jego zeznaniach i zaraz się z tego wycofał, gdyż byłoby to bliskie rzuceniu pomówienia o składanie fałszywych zeznań pod przysięgą. Karpiniuk jednak, zamiast przyznać się do błędu i przeprosić, zmienił swoją wypowiedź na „oskarżenie” o rozbieżność w zeznaniach Engelkinga i poprzednich świadków. Engelkinga to trochę zdenerwowało, więc zażądał odtworzenia tego fragmentu z protokołu, czego Karpiniuk odmówił zasłaniając się względami technicznymi. O tym oczywiście Wyborcza już nie opowie.

Kolejny artykuł, przy którym się zatrzymałem to Sąd: pomówienia, a nie afera o uniewinnieniu pewnego sędziego z zarzutów brania łapówek. Wyborcza w telegraficznym skrócie przedstawia postawione sędziemu zarzuty korupcyjne i z entuzjazmem odnosi się do uniewinnienia: „– Wyrok uniewinniający jest dowodem na to, że w Polsce pracują świetni sędziowie – powiedział mecenas.” Hm... tylko którzy sędziowie są świetni – ci którzy zostali uniewinnieni czy ci którzy uniewinnili? Bo ja już się gubię. Dalej wszystko staje się jasne, to wraży prokurator Jerzy Engelking początkowo nadzorował to śledztwo. Wg artykułu proces zakończył się katastrofalną klęską prokuratury, ale Wyborcza znowu czegoś nie precyzuje – czy prokuratury pisowskiej, czy platformianej? Może ten brak precyzji wynika z tego, że dobrze wytresowani czytelnicy Wyborczej wiedzą bez komentarza, iż klęski należy przypisywać tylko PiS-owi, a sukcesy – tylko PO. Fakt, że rządy PO trwają już 1,5 roku, jest tu oczywiście pomijalny.

W dziale opinii wywiad dotyczący korzyści z Euro 2012 i artykuł o stosunkach polsko-niemieckich. Czasu wystarczyło mi już tylko na rzut okiem. Nawiązując do artykułu o stosunkach polsko-niemieckich, zastanawiam się, czy politycy i dziennikarze muszą być tak bardzo oderwani od rzeczywistości. Ile jeszcze można słuchać bzdur o tym, że jakieś muzea, wystawy, które ogląda mała część społeczeństwa, przyczynią się do poprawy stosunków polsko-niemieckich. Mogą najwyżej pogorszyć – mam tu na myśli projekty niesławnej Eriki Steinbach – ponieważ mam wrażenie, że Polacy mogą wiele znieść, jeśli chodzi o szkalowanie naszego narodu, ale jeśli dojdzie do próby obarczenia nas odpowiedzialnością za zbrodnie II wojny światowej, to ta tolerancja może się skończyć. Chciałem jeszcze skomentować felieton lewicowej filozof Magdaleny Środy Cywilizacja śmierci, ale ta prasówka niepostrzeżenie zrobiła się za długa. Może uda się do tego felietonu wrócić, bo poglądy w nim przedstawione są bardzo charakterystyczne dla lewicowej etyki i warte krytycznej analizy. Sam felieton Środy jest raczej rodzajem manifestu, prezentacja argumentów ma charakter prostych wiecowych figur retorycznych, nastawionych na wywołanie określonych emocji.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Curwa, ale kyrk

System komunistyczny okazuje się bardziej żywotny niż ktokolwiek mógł się spodziewać w 1989 r. Ze względu na radykalną zmianę sytuacji międzynarodowej w 1989 r. formy działania musiały zmienić się z jawnych na tajne. Dopiero teraz staje się jasne, że najwyższe urzędy w Polsce przez większość III RP pełnili agenci dawnej SB lub współczesnego WSI. Szary obywatel siłą rzeczy przeznacza ograniczone zasoby czasowe na śledzenie sytuacji politycznej, toteż mógł on nabrać przekonania, że upadek komunizmu miał charakter realnej utraty władzy przez ludzi starego systemu. Mógł on ewentualnie, zachowując zdrowy rozsądek, przyjąć, że co prawda pozostawiono swoich ludzi i agentów, może nawet w strategicznych punktach państwa (z punktu widzenia ówczesnej sytuacji było to przecież naturalne i logiczne posunięcie komunistów), a jednocześnie optymistycznie założyć, że problem nasycenia państwa agenturą ma jednak ograniczony zasięg i stosunkowo szybko zniknie wraz z naturalną wymianą pokoleń. Dopiero dziś wychodzi na jaw stopień opanowania państwa przez agentów. Najlepiej działają na wyobraźnię spektakularne fakty, a do takich trzeba zaliczyć fakt, że urząd prezydenta w III RP do 2005 pełnili wyłącznie agenci. Naszych prezydentów z lat 1989-2005 można było krytykować za ich oczywiste niedostatki: Jaruzelski – komunistyczny zbrodniarz z polską krwią na rękach, Wałęsa – półgłupek, Kwaśniewski – alkoholik. Prezydentura Jaruzelskiego była prawdziwą hańbą, jeśli założylibyśmy, że Polska od 1989 r. była wolnym krajem. Natomiast pozostałych dwóch przyjęło się analizować przez pryzmat ich dokonań czy zaniechań, pomijając najważniejsze pytanie – dla kogo oni właściwie pracowali? Teraz wychodzi na jaw, że cała trójka to agenci, znane są już ich kryptonimy operacyjne, na jaw wychodzi coraz więcej faktów, także dokumentów. Gdy do naszego szarego obywatela, któremu przez kilkanaście lat wmawiano, że zamęt na scenie politycznej i złodziejskie praktyki w gospodarce są wynikiem polskich przywar narodowych – kłótliwości i cwaniactwa, dotrze, że demokratyczne rządy były w tym czasie jedynie fasadą; gdy ten szary obywatel zacznie rozumieć, jak naiwna była jego wiara w czyste intencje przynajmniej części polityków; w końcu gdy usłyszy, że kolejny czołowy polityk okazał się agentem SB, to jak najbardziej może mu się nasunąć komentarz, jak ze starego kawału: curwa, ale kyrk.

Jak inaczej skomentować fakt, że elity i dziennikarze przed każdymi wyborami wmawiają ludziom, że mają obowiązek na te wybory pójść. Usilnie dowodzą, że głosowanie w wyborach jest obowiązkiem obywatelskim podobnie jak np. zawiadomienie władz o przestępstwie. Stają na głowie, żeby frekwencja była jak najwyższa. A gdy w końcu doszło do wyborów o najwyższej frekwencji w całym okresie od 1989 r., czyli II tury wyborów prezydenckich 1995 (frekwencja 68%), to okazało się, że to był wybór między dwoma agentami – Alkiem i Bolkiem.

Siły dawnego systemu można nazwać układem. Układ atakuje na różnych poziomach, także językowym – śmiem twierdzić, że walka o język jest ważnym elementem tej wojny. Dlatego samo słowo układ starano się skompromitować. Myślę jednak, że ludzie, którzy nie boją się samodzielnego myślenia i formułowania własnych opinii, nie powinni się tego słowa wstydzić.

Trzeba podkreślić, że fakt sprzyjania układowi przez Jaruzelskiego, Wałęsę i Kwaśniewskiego nie dziwi, lecz naturalnie wynika z biografii tych ludzi. W przypadku Jaruzelskiego i Kwaśniewskiego sprawa jest całkiem oczywista – to ludzie z czołówki komunistycznego reżimu. Z kolei Wałęsa nie był jakimś niezłomnym przywódcą „Solidarności”, jak się go teraz maluje. Od początku do końca swojej działalności politycznej szukał porozumienia z komunistami i to można stwierdzić nawet tylko na podstawie jawnego komponentu tej działalności, zresztą sam to często przyznaje w swoich mętnych wypowiedziach. W końcu jednak okazało się, że nie chodzi tylko o sprzyjanie układowi wynikające z takich czy innych sympatii i życiowych oraz zawodowych wyborów. Okazało się, że chodzi o formalną, ścisłą i utajoną przed społeczeństwem zależność od układu. Na szczęście jest tak, że nie da się podtrzymywać potężnych i rozległych struktur w sposób całkowicie nieformalny. Co więcej – mimo ukrywania i niszczenia dokumentów, mimo bezwzględnego niszczenia ludzi próbujących odkryć prawdę – można dotrzeć do tych formalnych elementów układu.

Kryptonimy operacyjne prezydentów III RP 1989-2005

Wojciech Jaruzelski – Wolski
Lech Wałęsa – Bolek
Aleksander Kwaśniewski – Alek

Lech Wałęsa, Bolek, Magdalenka

Obr. 1. Treść dokumentu potwierdzającego, że Lech Wałęsa był „Bolkiem”, który w latach 1970-1976 współpracował z SB, zaszkodził kolegom ze stoczni, systematycznie przekazując SB istotne informacje o ich działalności opozycyjnej, a za swoje donosy brał pieniądze. Poniżej zdjęcie, na którym Bolek z Michnikiem imprezują z czołowymi przedstawicielami komunistycznego reżimu w Magdalence (fakt tych rozmów oraz fraternizacji opozycji z reżimem, która nastąpiła w ich trakcie, przez długi czas ukrywano przed społeczeństwem). Na zdjęciu z prawej Bolek już jako Prezydent RP.

Charakterystyczną ciekawostką jest fragment uzasadnienia wyroku Sądu Lustracyjnego z 2000 r. stwierdzającego, że Bolek nie był agentem, w którym sąd stwierdza, iż „nie żyje również funkcjonariusz Graczyk, który miał rzekomo zwerbować Lecha Wałęsę”. Gdy jednak ukazała się słynna książka o Bolku (Sławomir Cenckiewicz, Piotr Gontarczyk, SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii, 2008), to okazało się, że „uśmiercenie” Edwarda Graczyka we wspomnianym wyroku sądu było fikcyjne. Graczyka „ożywiono” i wykorzystano do krytyki materiału faktograficznego zebranego przez autorów, którzy powtórzyli informację o śmierci Graczyka właśnie za sądem, w którym fałszywą informację wytworzono. Z przypisu do zamieszczonej wyżej notatki z książki Cenckiewicza, Gontarczyka: „Edward Graczyk (ur. 1933, nie żyje – data śmierci nieznana) – funkcjonariusz SB i WOP.”

Klip 1 Rozmowa z dr. Sławomirem Cenckiewiczem w TVP Info, 28.11.2008. Dr Cenckiewicz wyjaśnia kwestię fałszywej informacji o śmierci Edwarda Graczyka i sposób, w jaki wykorzystano tę sprawę do ataku na książkę czyk, SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii.

Dokument, Aleksander Kwaśniewski, Alek, proces lustracyjny, 2000

Obr. 2. Fragmenty dokumentów dotyczących procesu lustracyjnego Aleksandra Kwaśniewskiego jako kandydata na urząd prezydenta w roku 2000. Wyrok nie mógł być inny niż korzystny dla „Alka”. Za pomocą kruczków proceduralnych sąd umie przymknąć oko nawet na takie fakty jak wyżej, uzasadniając to np. sprzecznością między wnioskami płynącymi z dokumentów, a zeznaniem Aleksandra Kwaśniewskiego :)

Dla przypomnienia całość starego kawału w oryginalnej wersji, tak jak ja go pamiętam :)

Facet podchodzi do kiosku i mówi:

– Poproszę papierosy Caro.

– Nie mówi się caro tylko karo.

Facet kupuje i idzie dalej. Widzi na wystawie cytryny, więc wchodzi do sklepu i mówi:

– Poproszę kilogram kytryn.

– Nie mówi się kytryny tylko cytryny.

Facet kupuje, wychodzi i mówi do siebie:

– Curwa, ale kyrk.

sobota, 18 kwietnia 2009

O politykach bez zadęcia

Antoni Dudek w obszernym artykule zamieszczonym przez wczorajszą Rzeczpospolitą (Antoni Dudek, Tonący okręt centroprawicy, Rzeczpospolita 17.04.09) pisze o polskiej polityce: „Kiedy pokazuję studentom filmy ilustrujące różne wydarzenia polityczne z początku lat 90., to w większości pojawiają się na nich twarze, które później mogą oni obejrzeć w wieczornych programach informacyjnych. Tylko siwych włosów i łysin jest więcej.” Autor postanawia dalej dokonać oceny wybranych liderów prawicowej części sceny politycznej, zauważa przy tym bez hipokryzji i z rzadką w polskich mediach elegancją: „Ocena ta z natury rzeczy musi mieć subiektywny charakter, ale nie powinna przybierać formy osobistych wycieczek.”

Na szczęście ten głupi blog nie ma takich ograniczeń. W zasadzie składa się on wyłącznie z osobistych wycieczek (poza wybranymi filozoficznymi wpisami). Nie odbiegając od tej tradycji, postanowiłem dokonać własnej krótkiej oceny liderów, którzy zainteresowali autora wspomnianego artykułu: Lecha Wałęsy, Mariana Krzaklewskiego, Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Jeśli ten tekst czytają jeszcze osoby zainteresowane poważnymi analizami, to już najwyższy czas udać się do kiosku po aktualny numer Rzeczpospolitej albo inną mądrą gazetę.

Lech Wałęsa to dziś głównie żałosny, schorowany grubas. Obawiam się, że jeden przeszczep serca może mu nie pomóc na dłuższą metę. Jeśli wreszcie nie schudnie, to będzie zużywał jedno serce na rok i w końcu będzie musiał szukać dawców w Chinach. Co bym mu powiedział, gdybym go spotkał? „Wałek, ty stary byku, przestań wyzywać ludzi od skurwysynów. Aha, i na przyszłość trzymaj Gulczyńskiego na krótszej smyczy. A jak już bijecie dziennikarzy, to potem przynajmniej nie uciekajcie przed policją.” Bronek „Jamajka” Komorowski podobno już ma nowe wierszyki na następną akademię ku czci Wałka: „Lej w ryja, gdy dziennikarzy mijasz” albo „Lech Wałęsa zuch, jego kumpel napierdala za dwóch.” Słowa w wierszykach są dobrane odpowiednio do poziomu Wałęsy. Uważam, że ten prostak tylko dzięki specyficznej mieszance cwaniactwa i arogancji znalazł się w polityce. Można się zastanawiać czy on naprawdę wierzy w to, że sam obalił komunizm, ale ostatecznie jakie znaczenie ma to, w co wierzy ten współczesny Nikodem Dyzma. „Nikodem! Mąż opatrznościowy! / Bez wad charakter, bez rozterek! / Oto Polaka portret nowy! / Tylko mu w ręce dać siekierę!” Dzisiejsze wynoszenie Wałka na piedestał przez dokładnie tych samych ludzi, którzy za jego prostactwo i za tę siekierę prowadzili z nim wojnę na początku lat 90. (typowe epitety: „antysemita”, „bolszewik”, „ten, co zniszczył Solidarność”, „bije żonę”) budzi spory niesmak. Jeszcze niedawno panowała w ogólnych zarysach zgoda co do postaci Wałęsy pomiędzy elitami i ich dziennikarzami a szarymi obywatelami. Dziś reżimowi dziennikarze wmawiają społeczeństwu, że samo kwestionowanie bohaterstwa Wałęsy jest wysoce niemoralne. Niezłe przewartościowanie. Jeszcze parę lat ta opinia o Wałęsie zostałaby uznana za standardową: „Ten człowiek nie zrobił nic, co można nazwać bohaterstwem ani nic, co można nazwać niezwykłym. Był, po prostu, marionetką, której nitki były pociągane przez ludzi z KOR-u zwanych «doradcami». Przywódcą sierpniowego strajku stał się w sposób zupełnie przypadkowy. Do zorganizowania strajku w stoczni nie przyczynił się w najmniejszym stopniu. Jego samodzielną decyzją było ogłoszenie zakończenia strajku po 3 dniach jego trwania.” Jak widać mit bohaterstwa Wałęsy to pusty balon, nadmuchany przez współczesnych koniunkturalnych dziejopisarzy. Do przekłucia tego balonu nie trzeba nawet odwoływać się do romansu Wałęsy z bezpieką i wielu innych jego draństw dawnych i obecnych.

Marian Krzaklewski to postać pożałowania godna – grał role, do których chyba nigdy nie dorósł. Zawsze, gdy patrzyłem na Krzaklewskiego – polityka, doznawałem przykrego uczucia: uczucia oglądania osoby, która trzyma fason pomimo dojmującego braku charyzmy. Co gorsza, Krzaklewski nie był bufonem – moim zdaniem był świadomy swoich braków i wiedział, że inni też są ich świadomi. W jakiś zagadkowy sposób nie przeszkodziło mu to wierzyć w swoją gwiazdę, w możliwość zwycięstwa z wytrawnym graczem, Kwaśniewskim. Te okoliczności jeszcze bardziej pogłębiały skojarzenie tej osoby z uczuciem rozpaczy. I w końcu biedak rzutem na taśmę próbuje teraz dołączyć do bezideowej ekipy Tuska, do ludzi, których jedyną wspólną cechą jest żądza pieniędzy i „ustawienia się”. Miał poważne ambicje prezydenckie, a został naganiaczem Tuska. Elżbieta Łukacijewska z podkarpackiego PO rolę naganiacza przypisuje Krzaklewskiemu zupełnie otwarcie: „każda osoba, która przysporzy PO wyborców jest godna wsparcia” – przyznaje Łukacijewska, komentując odebranie jej „jedynki” i umieszczenie na niej Pięknego Mariana. Nota bene, cynizm ludzi PO staje się zdumiewający i chyba powoli zaczyna to docierać do społeczeństwa z wyjątkiem wykształciuchów, rzecz jasna. Jak PO będzie pluć im w twarz, to wykształciuchy powiedzą, że deszcz pada. Jeśli chodzi o stare hasło Krzaklewskiego Kwas – pas, Krzak – tak, to ja dziękuję obu tym panom.

Jarosław Kaczyński jest mały, jest kawalerem, ma mamę, brata bliźniaka, kota (na domiar złego kot wabi się Alik), nie ma prawa jazdy, konta w banku (szwajcarskim)... W ogóle, co za duperelami ja się tu zajmuję? Przecież to Wstrętny Kaczor, demon w ludzkiej skórze, można nim dzieci straszyć i... wykształciuchów. Jak on właściwie został premierem? Czy ktoś mi to wytłumaczy? À propos małego wzrostu – wszyscy wiedzą, jak ważne znaczenie ma wzrost w polityce: kompleks Napoleona, obcasy Sarkozy’ego itd. Żeby więc nie szukać daleko zdejmijmy tu i teraz tę wstydliwą zasłonę. Skończmy ze zrzucaniem całej winy na mass media, że niby tendencyjnie kadrują, złośliwie ustawiają kamery itp.

Jarosław Kaczyński 167 cm
Lech Kaczyński 168 cm
Donald Tusk 174 cm
Lech Wałęsa 169 cm
Aleksander Kwaśniewski 170 cm
Nicholas Sarkozy 168 cm
Silvio Berlusconi 170 cm
Władimir Putin 171 cm
George W. Bush 180 cm
Barack Obama 187 cm

Pamiętajcie wykształciuchy: 1) 2 cm to różnica, która ma znaczenie – właśnie tyle dzieli przystojnego Kwacha (byłego prezydenta) od kurdupla Kaczora (obecnego prezydenta); 2) piękny i młody Donek ma aż 174 cm i tylko 52 lata (raptem 6 lat starszy od ziomala Kuby Wojewódzkiego), co oznacza, że wasz głos w nadchodzących wyborach ma już raczej w kieszeni; 3) na europejskich salonach lubiani są politycy, którzy robią z siebie pośmiewisko, rozpowiadając w wywiadach, że mają więcej cm wzrostu niż w rzeczywistości oraz chodząc na specjalnych obcasach, natomiast nie są lubiani politycy zwyczajnie niscy i potrafiący się z tego śmiać. Z kolei wśród młodzieży rządzi Google, Wikipedia oraz Simple English jako ostateczne źródło wiedzy, toteż abyście już nie musieli specjalnie szukać, cytat z angielskiej Wikipedii, który powinien rozwiać resztę wątpliwości dotyczących szans wyborczych poszczególnych polityków: „Taller candidates have the advantage in electoral politics (at least in the United States)” (hasło Heightism). Przypomnijmy jeszcze słowa Stefana „Terminatora” Niesiołowskiego, które ostatecznie muszą pogrążyć Kaczyńskich w oczach rasowego wykształciucha: „Przy okazji jak mówię o [Jarosławie] Kaczyńskim, to przepraszam wszystkie karły, bo zawsze mam takie skojarzenia, za które wszystkie karły serdecznie przepraszam.” Dlaczego „Terminator”? Jeszcze raz oddajmy mu głos: „Moim celem jest eliminacja z polskiej polityki zarówno jednego jak i drugiego Kaczyńskiego!” oraz „[o Jarosławie Kaczyńskim] Dla mnie on już umarł, wykopał sobie grób.”

Donald Tusk jest duży, w znaczeniu – taki duży chłopiec z niego. Najlepiej było to widać po przegranych wyborach prezydenckich w 2005. Zachował się wtedy, jak dziecko wykopane z placu zabaw. Stanęła taka sierotka przed swoimi wyborcami i powiedziała cienkim głosikiem „Jest mi trochę smutno.” Szczęście, że się wtedy nie rozpłakał. Jednak po tej traumie coś w nim pękło. Stał się jakiś zacięty, a określenie wyrazu jego twarzy jako „wilcze oczy” było eufemizmem. W rzeczywistości Tusk chodził strasznie nabuzowany, a – mówiąc kolokwialnie – sprawiał wrażenie świra. Po wygranych wyborach parlamentarnych w 2007 trochę mu się poprawiło, ale tylko trochę. Sądzę, że teraz zaczyna się znowu spinać do nadchodzących w przyszłym roku wyborów prezydenckich, przy czym w jego otoczeniu istnieją obawy, aby mu jakaś żyłka nie pękła albo w końcu faktycznie psycha nie siadła. On sam ma nic nie robić, nie podejmować żadnych decyzji. Ma tylko czuć się komfortowo, dobrze wypadać w tv i w sondażach i być gotowy do walki o prezydenturę. Myślę, że pani Małgorzata Tusk też dostała swoje zadanie w tym marszu do pełnej władzy. Każdego wieczora masuje premierowski karczek, kołysze i tuli biedaka do snu powtarzając mu łagodnie: „Wygrasz te wybory, wygrasz... będziesz prezydentem.” A w dni, w które Tusk szczególnie zdenerwuje się jakimiś wypowiedziami Kaczorów, mówi mu do z kolei do snu: „Złe Kaczory, złe... niedługo zostaniesz prezydentem i nie będzie już złych Kaczorów” albo tak: „No, nie smuć się już, widziałeś jak Palikot dojebał dzisiaj tym paskudnym Kaczorom? Powiedział, że są przez babkę spokrewnieni z Wilhelmem Świątkowskim... Nieważne, kim był Świątkowski, Doneczku, ważne, że Kaczory wiedzą... wyobraź sobie ich miny, hi hi.” Taka kuracja psychiczna odnosi pozytywny skutek, więc niewykluczone, że Tusk dotrwa do wyborów prezydenckich we względnie dobrej formie psychiatrycznej.

Koszmar 2039

Jest rok 2039. W elitarnym liceum im. Adama Michnika, położonym na rogu ulic Wałęsy i Jaruzelskiego, trwa właśnie lekcja historii. Szkoła jest prywatna, ponieważ dziesięć lat wcześniej historia – wobec niemożności uzgodnienia kompromisowej wersji dziejów w ramach UE – została zastąpiona w szkołach publicznych przez „surfowanie”. W szkołach prywatnych przedmiot ostał się jako przedmiot fakultatywny.

Nauczyciel prosi Kowalskiego o wymienienie trzech najważniejszych wydarzeń w okresie dwudziestolecia III RP poprzedzającym wielki kryzys. – Konstytucja z 1997 r. oraz przystąpienie Polski do NATO i UE – pada odpowiedź.

– A czyje to osiągnięcie – dopytuje belfer.

– Prezydenta Kwaśniewskiego – słyszy w odpowiedzi.

– Ale czy tylko jego – docieka nauczyciel.

– Kwaśniewskiego i jego obozu politycznego, czyli socjaldemokracji – precyzuje uczeń.

Pedagog, który te zamierzchłe czasy pamięta z dzieciństwa, nie jest usatysfakcjonowany. – Przecież lewica nie rządziła Polską przez cale dwudziestolecie... – przypomina. Uczeń broni swego zdania: – To prawda, ale prawica tylko przeszkadzała. Najpierw zdestabilizowała scenę polityczną na początku lat 90., później nawoływała do odrzucenia konstytucji, a w końcu wyniosła do władzy Kaczyńskich, którzy omal nie wycofali Polski z Unii, do której z takim trudem wprowadzili ją Kwaśniewski z Millerem.

Zirytowany nauczyciel próbuje jeszcze argumentować, że przecież to „Solidarność” zapoczątkowała przemiany demokratyczne, ale i w rym przypadku Kowalski nie daje się zbić z tropu: – Zapoczątkowała tylko dlatego, że generał Jaruzelski postanowił przy Okrągłym Stole podzielić się z nią na pewien czas władzą, by ułatwić wprowadzenie trudnych reform rynkowych.

Antoni Dudek w piątkowej Rzeczpospolitej (Antoni Dudek, Tonący okręt centroprawicy, Rzeczpospolita 17.04.09) zaprezentował tę koszmarną wizję przyszłości. Problem polega na tym, że pomijając nazwy ulic, sam dialog jest bardzo realistyczny nawet już w dzisiejszej szkole. W roku 2039 może dojść i do tego, że okres komunistycznych rządów 1944-1989 będzie nazywany złotym okresem w dziejach Polski. Na wzbierającej już dziś fali tzw. nostalgii PRL stanie się w świadomości społecznej prawdziwym rajem utraconym. Pójdźmy więc dalej z koszmarną wizją, która niedługo może się spełnić.

AD 2039

W szkołach powstają izby pamięci poświęcone lokalnym agentom SB. Dzieciaki w ramach zajęć i kółek zainteresowań wyszukują w IPN-ie każdy donos swoich agentów, by potem na międzyszkolnych akademiach z dumą chwalić się najbardziej aktywnym agentem i współzawodniczyć z innymi szkołami. Wałęsa może wreszcie przestać kryć się ze swoim kryptonimem operacyjnym „Bolek” – teraz żąda uznania, że donosił najwięcej i najlepiej ze wszystkich. Zagroził też, że jak IPN nie odnajdzie wszystkich jego donosów, by raz na zawsze potwierdzić jego pierwszeństwo, to wyemigruje z niewdzięcznego kraju. IPN czyli Instytut Pamięci Narodowej im. Czesława Kiszczaka (patronem IPN-u został jeden ze słynnych ludzi honoru) dokłada wszelkich starań, by naprawić błędy dawnego kierownictwa. Donosy Wałęsy zostały kiedyś zagubione przez niechlujstwo urzędników m.in. Janusza Kurtyki i Jana Żaryna, a także przez zawiść i intrygi największych szkodników III RP – braci Kaczyńskich, których teraz już oficjalnie nazywa się w podręcznikach Wstrętnymi Kaczorami. Jednak, dla złagodzenia traumatycznych przejść całego społeczeństwa związanych z okresem ich rządów, ich czyny nie są rozpamiętywane szczegółowo. Oficjalnie mówi się tylko, że byli karłami i seplenili, w sumie bardziej śmieszni niż groźni. Śmieszne jest np. to, że jeden z nich, choć nie był agentem, to tak bardzo pragnął dowartościować się w społeczeństwie, że postanowił pokazać ludziom przynajmniej sfałszowaną lojalkę, którą rzekomo podpisał był w stanie wojennym. Jednak intryga wyszła na jaw a Wstrętny Kaczor pogrążył się zupełnie, próbując wrobić w fałszowanie swojej lojalki pułkownika SB o nieskazitelnej reputacji, Jana Lesiaka.

Wałęsa na szczęście nie wyemigrował, lecz w kraju zaczęły objawiać się coraz to nowe odnalezione dzieci Wałęsy-Bolka, niczym niegdyś w Dynastii dzieci Blake’a Carringtona, ale sprytny Wałek nie da nikomu zrobić się na szaro; nikt nie dobierze się do jego Nobla. W końcu to on kiedyś po mistrzowsku wykiwał „Solidarność” dążącą do obalenia komuny w niekontrolowany sposób i zneutralizował nieodpowiedzialnych bardziej radykalnych liderów. Teraz trzeba zneutralizować tylko paru ciekawskich. Do opanowania sytuacji wystarczyło zamknięcie i skazanie na dożywocie tego intryganta Pawła Zyzaka. UJ odebrał Zyzakowi i jego promotorowi wszystkie tytuły naukowe, ich prace zostały spalone, a do Internetu został wpuszczony oficjalnie zatwierdzony przez Schetynę robak, który wyszukuje i kasuje z dysków książki Zyzaka, a IP pechowego właściciela wysyła od razu do reaktywowanych przez Tuska WSI.

IPN dostał od Tuska ogromny budżet, aby żaden agent nie został skrzywdzony przez zapomnienie jego zasług. Pieniądze jednak szybko topnieją, bo Moskwa zwietrzyła interes i żąda wysokich stawek za udostępnianie IPN-owi swojej kopii archiwów SB, których nie ma potrzeby już trzymać w tajemnicy. Kopie są potrzebne do uzupełnienia ogromnych luk w dokumentacji spowodowanych bezrozumnym spaleniem tych bezcennych dokumentów przez prawicę na początku lat 90. Na razie wskutek braków w dokumentacji dochodzi do niegodnych praktyk podszywania się pod agentów. Media z oburzeniem demaskują takie przypadki, lecz ciągle zdarza się, że pod jeden nowo ujawniony kryptonim operacyjny, od razu stara się podpiąć kilku-kilkunastu spryciarzy. Z drugiej strony tym biedakom zapewne chodzi nie tyle o wysokie dodatki kombatanckie, co o tak upragniony przez każdego szacunek i uznanie w społeczeństwie. Tym bardziej jednak powinniśmy pamiętać, że na taki szacunek zasługują tylko ci, którzy faktycznie wiele ryzykowali w ciężkich czasach i naprawdę donosili, dostarczając SB wartościowych informacji – nie każdy może być Bolkiem...

Media donoszą z ukontentowaniem, jak łaskawie Tusk jest przyjmowany przez cara Putina. Car uznał go za swojego przyjaciela i czasem nawet zabiera go a to na ryby, a to na syberyjskie tygrysy albo syberyjskich Chińczyków (spokojnie, do tygrysów strzelają tylko usypiającymi). Jednak w interesach car musi być twardy, bo na skutek rewolucji technicznej ropa i gaz już nie przynoszą takich profitów jak przed Wielkim Kryzysem. Tusk mimo sędziwego wieku cieszy się w kraju wielką estymą jako dożywotni prezydent-premier i ukochany przywódca, nosi też honorowy tytuł Pogromcy Kaczorów. Ten ostatni tytuł podkreśla, że to właśnie ten przywódca był w najcięższych dla Polski czasach w ciągu ostatnich stu lat (zwanych okresem IV RP) ucieleśnieniem woli narodu, by wyeliminować Wstrętne Kaczory, i z zadania tego się wywiązał. Jak wszyscy pamiętamy, od tamtego wydarzenia wywodzi się nasze święto państwowe – Święto Wielkiego Rosołu. Także i w tym roku obchody rozpocznie Tusk tradycyjnym ułaskawieniem dwóch kaczorów od pójścia na świąteczny rosół.

środa, 15 kwietnia 2009

Lenin wiecznie żywy

Wstęp

Ważnym elementem publicznej debaty jest sfera symboliczna. Poszczególne strony debaty na różne sposoby starają się z jednej strony eksponować i wywyższać symbole bliskie własnym przekonaniom a z drugiej strony eliminować z przestrzeni publicznej i poniżać symbole łączące się z przeciwną opcją. Działania te przyjmują najróżniejsze formy. Przykładowo sympatyk komunizmu nosi koszulkę z wizerunkiem Ernesto Guevary, młody neofaszysta pozdrawia swoich towarzyszy rzymskim salutem, czyli kolokwialnie – hajluje („Łysi hajlują, policja się nie interesuje” donosi wyraźnie tym podniecona Gazeta Wyborcza). Artystka bez dorobku i bez talentu w geście rozpaczy prezentuje kutasa na krzyżu i już grono niedorobionych estetów widzi w niej guru współczesnej sztuki. Wszystkie te sytuacje łączy wyraźne napięcie kryjące się w sferze symbolicznej. Państwo ze swoimi instytucjami i regulacjami siłą rzeczy musi jakoś odnosić się do tego napięcia, wszak jest ono dopełnieniem rzeczywistości społecznej a nie samoistnym bytem. Wydaje się, że nasze państwo zamiast być rodzajem opoki tworzącej mocne, w miarę trwałe podstawy dla rozwoju społecznego, samo jest w sferze symbolicznej zagubione. Gubi się między ochroną jednych symboli, zwalczaniem innych a poszanowaniem wolności słowa i przekonań. Gubi się też między interesem społeczeństwa jako całości a interesami wpływowych grup społecznych, które roszczą sobie prawo narzucania całemu społeczeństwu własnej sfery symbolicznej i wykorzystywania instytucji państwowych do jej promowania. W ramach wstępu do rozważań na temat tego mętliku prezentuję przegląd polskiego systemu prawnego pod kątem stosunku do różnych symboli z jednej strony i poszanowania wolności słowa i przekonań z drugiej strony.

Konstytucja RP

Artykuł 7

Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa.

Artykuł 13

Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Artykuł 14

Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu.

Artykuł 31

1. Wolność człowieka podlega ochronie prawnej.

2. Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.

3. Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.

Artykuł 54

1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.

2. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Ustawa może wprowadzić obowiązek uprzedniego uzyskania koncesji na prowadzenie stacji radiowej lub telewizyjnej.

Artykuł 73

Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury.

Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny

Artykuł 112 [Odpowiedzialność według zasady ochronnej]

Niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu zabronionego, ustawę karną polską stosuje się do obywatela polskiego oraz cudzoziemca w razie popełnienia:

1) przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu wewnętrznemu lub zewnętrznemu Rzeczypospolitej Polskiej

1a) przestępstwa pomówienia Narodu Polskiego [Punkt wszedł w życie 15.03.07 i został uchylony z dn. 30.09.08]

2) przestępstwa przeciwko polskim urzędom lub funkcjonariuszom publicznym

(...) [łącznie 6 punktów]

Komentarz: Regulacja zawarta w art. 112 nosi nazwę zasady ochronnej (inaczej: zasada przedmiotowa obostrzona). Zgodnie z tą regulacją, ustawę karną polską stosuje się do sprawców przestępstw, które w sposób szczególny godzą w polskie interesy, niezależnie od przynależności państwowej sprawcy i przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia przestępstwa. Do przestępstw ściganych według zasady ochronnej ustawa z dn. 18.10.2006 r. (Dz. U. Nr 218, poz. 1592) dodała pkt 1a, dotyczący przestępstwa pomówienia Narodu Polskiego.

Artykuł 132a. [Pomówienie Narodu Polskiego]

Przepis wszedł w życie 15.03.07 i został uchylony z dn. 30.09.08

Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Komentarz: Przepis art. 132a został dodany przez ustawę z dn. 18.10.2006 r. (Dz. U. Nr 218, poz. 1592) i obowiązuje od 15.03.2007 r. Penalizuje on publiczne pomawianie Narodu Polskiego o odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, co jest reakcją ustawodawcy na tego rodzaju naganne zdarzenia (np. publikacje na temat rzekomych polskich obozów koncentracyjnych albo twierdzenia o odpowiedzialności Polaków za wypędzenie Niemców z ziem polskich pod koniec II wojny światowej).

Wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich do Trybunału Konstytucyjnego RPO-545868-II/06 z dn. 15.01.07 r.

w sprawie odpowiedzialności karnej za publiczne pomawianie Narodu Polskiego o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie (sygn. akt K 5/07)

Rzecznik wniósł o stwierdzenie niezgodności art. 37 ustawy z dnia 18.10.2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów z art. 54 ust. 1 i art. 73 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP.

Zaskarżony przepis wprowadza do Kodeksu karnego art. 132a w następującym brzmieniu: „kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Stosownie do art. 54 ust. 1 Konstytucji RP każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Natomiast art. 73 Konstytucji RP gwarantuje każdemu wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury. Zarówno wolność słowa, jak też wolność badań naukowych mogą podlegać ograniczeniom, które jednak powinny odpowiadać warunkom określonym w art. 31 ust. 3 Konstytucji. Zdaniem Rzecznika, fakty z najnowszej historii Polski powinny podlegać ocenie naukowej historyków, a nie ocenie prokuratorskiej. Bezpośrednim skutkiem wejścia w życie art. 132a Kodeksu karnego może być zaniechanie bądź ograniczenie prowadzenia badań naukowych nad najnowszą historią Polski.

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dn. 19.09.08 r. sygn. akt K 5/07

Trybunał Konstytucyjny po rozpoznaniu wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich o zbadanie zgodności art. 112 pkt 1a oraz art. 132a ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny, dodanych ustawą z dnia 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów z art. 54 ust. 1 i art. 73 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji, a także z art. 7 i art. 121 ust. 2 Konstytucji

orzeka:

Art. 112 pkt 1a oraz art. 132a ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny są niezgodne z art. 7 oraz art. 121 ust. 2 w związku z art. 118 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.

ponadto postanawia:

umorzyć postępowanie w pozostałym zakresie ze względu na zbędność wydania wyroku.

Wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich został częściowo uwzględniony. Uchylenie wymienionych przepisów uzasadniono błędami proceduralnymi w toku uchwalania ustawy. Sędziowie TK nie rozpatrywali sprawy merytorycznie.

Art. 133 [Znieważenie Narodu lub Państwa Polskiego]

Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Komentarz: 1. Przepis art. 133 chroni godność Narodu i Państwa Polskiego przed publicznym znieważaniem. Publiczny charakter ma zachowanie, gdy może być dostrzeżone przez większą, bliżej nieoznaczoną liczbę osób. Chodzi zatem o znieważające zachowanie podjęte w środkach masowej informacji (prasie, radiu, tv) lub relacjonowane przez te środki, a także na otwartych, dostępnych dla publiczności zebraniach (zgromadzeniach, wiecach itp.). Argumentując a contrario, należy przyjąć, że znieważenie Narodu lub Państwa o charakterze niepublicznym (wobec pojedynczych osób, w zamkniętym gronie) jest niekaralne.

2. Przez znieważenie należy rozumieć wypowiedzi, wizerunki lub nawet gesty powszechnie odbierane jako uwłaczające.

3. Przedmiotem ochrony art. 133 jest Naród i Rzeczpospolita Polska. O ile pojęcie Rzeczpospolitej Polskiej jest jednoznaczne (istniejąca realnie struktura państwowa, oparta na określonych zasadach – rozdz. I Konstytucji), to interpretacja pojęcia „naród”, jako przedmiotu ochrony omawianego przepisu, wywołuje trudności. Zdaniem jednych komentatorów, pojęcie to należy rozumieć jako ogół obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, zdaniem innych, jest ono szersze i obejmuje również zbiorowość społeczną związaną wspólną tradycją historyczną i kulturową, a więc także żyjącą poza granicami kraju. Wydaje się, że trafniejsze jest ograniczenie przedmiotu ochrony art. 132 do osób posiadających polskie obywatelstwo, z tym że ochroną tą należy obejmować nie tylko obywateli zamieszkałych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, lecz również za granicą (zachowanie obywatelstwa jest dowodem poczucia przynależności nie tylko do Narodu w znaczeniu etnicznym, lecz także do jego zbiorowej organizacji, jaką jest Rzeczpospolita Polska).

Artykuł 256 [Publiczne propagowanie totalitarnego ustroju]

Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Uchwała Sądu Najwyższego RP z dn. 28.03.02 r. I KZP 5/2002

Zagadnienie prawne przekazane przez Sąd Okręgowy w Olsztynie postanowieniem z dn. 09.01.02: „Czy użyte w art. 256 k.k. sformułowanie propaguje dla określenia czynności sprawczej oznacza, że publiczne pochwalanie faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa, wyrażające się np. w wystawieniu na widok publiczny swastyki, wykonywanie gestów faszystowskiego pozdrowienia etc. tylko wtedy wyczerpuje znamiona określonego w art. 256 k.k. czynu zabronionego, gdy jednocześnie łączy się z (publicznym) upowszechnianiem (popularyzowaniem) wiedzy o takim ustroju tj. uprawianiem propagandy?”

Propagowanie, w rozumieniu art. 256 k.k., oznacza każde zachowanie polegające na publicznym prezentowaniu, w zamiarze przekonania do niego, faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa.

Z uzasadnienia: Wyraz propagowanie w języku polskim oznacza przede wszystkim upowszechnianie, szerzenie czegoś, w tym także poglądu, by do tego kogoś przekonać. Wobec tego, wykładnia językowa prowadzi do wniosku, że propagowanie w rozumieniu art. 256 k.k. oznacza każde publiczne zachowanie, które stanowi upowszechnianie faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa, podjęte w celu przekonania do niego.

Tak ukierunkowana wykładnia, co do zasadniczych elementów jednolicie, dokonywana jest w piśmiennictwie. Uważa się bowiem, że propagowanie, w rozumieniu przepisu art. 256 k.k., to szerzenie wiedzy o totalitarnym ustroju państwa i popieranie go, zachęcanie do wprowadzenia tego właśnie ustroju, podkreślanie jego zalet i przemilczanie wad. Słusznie przy tym akcentuje się, że nie stanowi propagowania, w rozumieniu tego przepisu, samo prezentowanie zasad takiego ustroju, pozbawione angażowania się po jego stronie, cytowanie i publikowanie artykułów i książek autorów gloryfikujących lub propagujących taki ustrój, jeżeli ich publikacja miała inne cele niż jego propagowanie – tym bardziej, gdy jest to połączone z krytycznym komentarzem, a także gdy prezentowanie takiego ustroju ma służyć jedynie manifestacji osobistych poglądów, a nie przekonywaniu kogokolwiek.

Wykładnia językowa prowadzi do wniosku, że propagowanie oznacza prezentowanie tego rodzaju ustroju, co może mieć postać każdego zachowania, którego treścią jest rozpowszechnianie wiedzy dotyczącej ustroju państwa totalitarnego, a więc także wystawienie na widok publiczny symboli takiego państwa, czy też wykonywanie określonych gestów identyfikowanych z takim ustrojem. Wszystko jednak zależy od niepowtarzalnych okoliczności konkretnego zdarzenia, które, jak w tej sprawie, zdecydują o tym, czy określone zachowanie stanowi publiczne prezentowanie tego ustroju i to podjęte z zamiarem bezpośrednim przekonywania do tego ustroju. Trafnie przy tym akcentuje się, że przestępstwo to może być popełnione tylko ze szczególnie zabarwionym zamiarem wyrażenia aprobaty dla takiego ustroju.

Mając powyższe na względzie należało dojść do wniosku, że propagowanie, w rozumieniu art. 256 k.k., oznacza każde zachowanie, polegające na publicznym prezentowaniu, z zamiarem przekonania do niego, faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa. Nie może przy tym budzić najmniejszych nawet wątpliwości, że taki zakres kryminalizacji tego rodzaju zachowania nie stanowi, w świetle Konstytucji RP z 1997 (art. 31 ust. 3 w zw. z art. 54 ust. 1) i Europejskiej Konwencji Praw Człowieka z 1950 r. (art. 9, 10 i 17), nieuzasadnionego ograniczenia wolności wypowiedzi. Jest bowiem oczywiste, że demokratyczne państwo nie może tolerować i ma prawo penalizować m.in. propagowanie w zamiarze przekonywania do niego, każdego ustroju totalitarnego, a więc ustroju antydemokratycznego, w tym także ustroju faszystowskiego.

Podana wykładnia dotyczyła zagadnienia prawnego przekazanego przez Sąd Okręgowy w Olsztynie, który prowadził proces o propagowanie faszyzmu podczas zjazdu ok. 200 neofaszystów w okolicach Olsztyna (klub „U Hasana”, wieś Rogiedle, gmina Lubomino, woj. warmińsko-mazurskie) 01.07.00 r. Sąd Rejonowy ustalił m.in., że osoby postronne widziały, jak młodzi ludzie, którzy znajdowali się przed dyskoteką, co jakiś czas podnosili w geście pozdrowienia prawą rękę i skandowali „Sieg heil” i „Heil Hitler”. Wewnątrz lokalu, na ścianach zawieszone były ponadto flagi z symbolami faszystowskimi. Obrońcy oskarżonych w uzasadnieniach apelacji wywodzili, że zachowanie uczestników spotkania w klubie „u Hasana” 01.07.00 r. nie stanowiło propagowania faszystowskiego ustroju państwa w rozumieniu art. 256 k.k., a wobec tego brak jest podstaw do odpowiedzialności karnej oskarżonych. Wykładnia SN jest wiążąca dla sądu w Olsztynie w tej sprawie i jest wskazówką, którą mogą brać pod uwagę inne sądy i prokuratury w podobnych sprawach.

Postanowienie Sądu Najwyższego RP z dn. 05.02.07 r. IV KK 406/06

Teza: Nawoływanie do nienawiści z powodów wymienionych w art. 256 k.k. – w tym na tle różnic narodowościowych – sprowadza się do tego typu wypowiedzi, które wzbudzają uczucia silnej niechęci, złości, braku akceptacji, wręcz wrogości do poszczególnych osób lub całych grup społecznych czy wyznaniowych bądź też z uwagi na formę wypowiedzi podtrzymują i nasilają takie negatywne nastawienia i podkreślają tym samym uprzywilejowanie, wyższość określonego narodu, grupy etnicznej, rasy lub wyznania.

Z uzasadnienia: Oceniając faktyczną treść niesionego przez oskarżonego transparentu na Placu Niepodległości w Kielcach w czasie obchodów Narodowego Święta Niepodległości w dniu 11 listopada 2004 r. – „Wyzwolimy Polskę od euro-zdrajców, Żydów, masonów i rządowej mafii”, Sąd odwoławczy w pełni podzielił zaprezentowane przez Sąd pierwszej instancji stanowisko, że na tle całokształtu okoliczności sprawy – przebiegu manifestacji, postawy oskarżonego w czasie manifestacji przy braku jakichkolwiek dodatkowych – poza treścią niesionego transparentu – wypowiedzi, gestów, nie można Z. P. przypisać zamiar nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych. Zarówno Sąd odwoławczy jak i wcześniej Sąd pierwszej instancji zwracają uwagę na sformułowanie czasownikowe zawarte w treści transparentu „wyzwolimy”, a nie jak niezgodnie ze stanem faktycznym podał w swoich zeznaniach M. O. nieobecny na pochodzie „wyzwólmy”. Oba Sądy, poza innymi podniesionymi i dokładnie omówionymi okolicznościami mającymi istotny wpływ na ocenę strony zarówno podmiotowej jak i przedmiotowej całego zdarzenia, właśnie i w sformułowaniu czasownikowym „wyzwolimy”, a nie „wyzwólmy” nie dopatrzyły się intencji nawoływania, które ma postać nakłaniania (podżegania) do nienawiści na tle różnic narodowościowych.

Sąd Rejonowy dokonał m. in. w oparciu o definicję słowa „wyzwolić”, zawartą w „Słowniku języka polskiego PWN” pod redakcją prof. Mieczysława Szymczaka, wykładni znaczenia tego słowa, wykazując, że zawartego w transparencie słowa „wyzwolimy” nie można utożsamiać z nawoływaniem, nakłanianiem (podżeganiem).

Nawoływanie do nienawiści z powodów wymienionych w art. 256 k.k. – w tym na tle różnic narodowościowych – sprowadza się do tego typu wypowiedzi, które wzbudzają uczucia silnej niechęci, złości, braku akceptacji, wręcz wrogości do poszczególnych osób lub całych grup społecznych czy wyznaniowych bądź też z uwagi na formę wypowiedzi podtrzymują i nasilają takie negatywne nastawienia i podkreślają tym samym uprzywilejowanie, wyższość określonego narodu, grupy etnicznej, rasy lub wyznania.

Przestępstwo z art. 256 k.k. ma charakter umyślny i może zostać popełnione tylko w zamiarze bezpośrednim, o szczególnym zabarwieniu a więc w konkretnej intencji (dolus directus coloratus).

Takich przesłanek Sąd pierwszej w działaniu oskarżonego się nie dopatrzył uzasadniając bardzo wnikliwie swoje stanowisko, w pełni zaakceptowane przez Sąd odwoławczy w sposób, który nie stwarza żadnych podstaw do podważania prawidłowości oceny postawy i zachowań oskarżonego, a tym samym podzielenia stanowiska zaprezentowanego w kasacji prokuratora, że Z. P. realizował swoim działaniem znamiona przestępstwa z art. 256 k.k.

Orzekające w sprawie Sądy, uznały, że czyn oskarżonego nie zawierał znamion czynu zabronionego, ponieważ oskarżony nie nawoływał do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, czy wyznaniowych, a jedynie „manifestował swój osobisty pogląd.” W ocenie Sądu pierwszej instancji, zaakceptowanej w pełni przez Sąd odwoławczy, Z. P. swoim zachowaniem nie naruszył obowiązującego prawa, a dał wyraz swoim osobistym poglądom do czego uprawniał go art. 54 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.

Słusznie też – w szczególności Sąd pierwszej instancji – podkreślił, a Sąd odwoławczy ustalenia faktyczne i oceną dowodów tego Sądu w pełni podzielił, że Z. P. nie jest i nie był członkiem Polskiej Partii Pracy i pomimo, że na transparencie wymieniono „Polską Partię Pracy Oddz. Kielce” treścią niesionego transparentu wyrażał wyłącznie swój osobisty pogląd i stosunek do wymienionego w nim narodu.

Sąd odwoławczy podkreślił przy tym, że nie akceptuje poglądów oskarżonego Z. P., bo niewątpliwie są one z punktu widzenia zasad współżycia społecznego oraz sposobu korzystania z praw i wolności naganne. W sferze opinii, przekonań religijnych należy unikać wyrażeń, które niepotrzebnie obrażają innych i na pewno nie przyczyniają się w żaden sposób do debaty publicznej zdolnej zapewnić realny postęp w rozwiązywaniu problemów. Nie oznacza to jednak, że każde powszechnie nieakceptowane wyrażanie swoich poglądów, odczuć, stosunku do innych należy penalizować.

Jeśli Sądy orzekające w sprawie oskarżonego, nie podzielając bynajmniej postawy oskarżonego, nie dopatrzyły się znamion zarzucanego mu przestępstwa i dały temu wyraz, po dogłębnej i wnikliwej analizie całokształtu okoliczności sprawy i ocenie dowodów, to trudno stanowisko to – w trybie kasacji – zakwestionować.

Wzruszenie prawomocnego orzeczenia w drodze nadzwyczajnego środka zaskarżenia, jakim jest kasacja, możliwe jest jedynie w wypadku stwierdzenia rażącego naruszenia prawa materialnego lub procesowego. Nie jest więc możliwe weryfikowanie w trybie kasacyjnym ustaleń faktycznych przyjętych za podstawę zaskarżonego orzeczenia, podobnie jak oceny rzetelnie przeanalizowanego materiału dowodowego i dokonania wykładni przepisu w sposób, który nie poddaje się oczywistemu błędowi.”

Art. 257. [Znieważenie z motywów dyskryminacyjnych]

Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Komentarz: 1. Artykuł 257 penalizuje godzące w godność i nietykalność człowieka przejawy dyskryminacji, polegające zarówno na publicznym znieważaniu grupy ludności lub pojedynczej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu bezwyznaniowości, jak również naruszeniu nietykalności cielesnej człowieka z wyżej określonych powodów.

2. Ze względu na zawarte w art. 257 znamię „z powodu” omawianego przestępstwa można dopuścić się jedynie w zamiarze bezpośrednim.

3. Przepisy zawarte w art. 216 i 217 ulegają wyłączeniu, gdyż art. 257 jest przepisem szczególnym (lex specialis derogat legi generali). Art. 216 dotyczy przestępstwa zniewagi a art. 217 dotyczy przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej (oba ścigane z oskarżenia prywatnego). Art. 119 § 1 dotyczy dyskryminacji i jest typem kwalifikowanym w stosunku do przewidzianego w art. 257 przestępstwa publicznego znieważania z motywów dyskryminacyjnych. Należy przyjąć, że kwalifikację z art. 119 § 1 uzasadnia zastosowanie przemocy bardziej intensywnej niż naruszenie nietykalności cielesnej (bicie, maltretowanie itp.).

4. Przepisy art. 119 § 1 i 2 oraz art. 256 i 257 realizują zobowiązania konwencyjne dotyczące karalności różnych form dyskryminacji. Należy je interpretować z uwzględnieniem norm wynikających z ratyfikowanej przez Polskę Konwencji Nowojorskiej z dn. 07.03.66 r. w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji rasowej, a także dotyczących tej materii postanowień Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ.

Ustawa z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu

Artykuł 1

Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Ustawa reguluje:

1) ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczenie, udostępnianie i publikowanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa, wytworzonych oraz gromadzonych od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r., a także organów bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, dotyczących:

   a) popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości w okresie od dnia 1 września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r.:

      – zbrodni nazistowskich,

      – zbrodni komunistycznych,

      – innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne,

   b) innych represji z motywów politycznych, jakich dopuścili się funkcjonariusze polskich organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości albo osoby działające na ich zlecenie, a ujawnionych w treści orzeczeń zapadłych na podstawie ustawy z dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego (Dz. U. Nr 34, poz. 149, z późn. zm.),

   c) działalności organów bezpieczeństwa państwa, o których mowa w art. 5;

2) tryb postępowania w zakresie ścigania przestępstw określonych w pkt 1 lit. a;

3) ochronę danych osobowych osób, których dotyczą dokumenty zgromadzone w archiwum Instytutu Pamięci;

4) prowadzenie działań w zakresie edukacji publicznej.

Artykuł 55

Kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok podawany jest do publicznej wiadomości.

Wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich do Trybunału Konstytucyjnego RPO-595164-I/08 z dn. 19.09.08 r.

w sprawie przepisu art. 55 ustawy o IPN penalizującego tzw. przestępstwo negacjonizmu

Rzecznik wniósł o stwierdzenie niezgodności art. 55 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z art. 54 ust. 1 i art. 73 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji. Wprowadzając do ustawy o IPN art. 55, ustawodawca pod groźbą kary zakazał negowania zbrodni nazistowskich, komunistycznych oraz innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, popełnionych w okresie od dnia 1 września 1939 r. do 31 lipca 1990 r. na obywatelach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości.

W ocenie Rzecznika władza publiczna powinna stwarzać warunki dochodzenia do prawdy i upowszechniać wiedzę o wydarzeniach historycznych. Jednak państwo nie może jednocześnie ustalać historycznych dogmatów w drodze procesu legislacyjnego. W demokratycznym państwie prawa ustalenie prawdy historycznej należy bowiem do naukowców, nie zaś do przedstawicieli parlamentu, czy wymiaru sprawiedliwości.

Uznanie niekonstytucyjności art. 55 ustawy o IPN nie oznacza pozbawienia ochrony prawnej dóbr chronionych obecnie w drodze kwestionowanej regulacji. Wszelkie publiczne wypowiedzi, w tym publikacje naukowe propagujące totalitaryzm lub znieważające grupę ludności np. z powodu jej przynależności wyznaniowej, będą podlegały sankcjom karnym na podstawie art. 256 i 257 Kodeksu karnego. Wobec powyższego należy uznać, iż zakaz ustanowiony w art. 55 ustawy o IPN przekracza konstytucyjnie legitymowaną granicę ograniczania wolności słowa i nie może być uznany za konieczny w demokratycznym państwie prawa.

Abstrakt: Rzecznik Praw Obywatelskich wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o stwierdzenie niezgodności art. 55 ustawy o IPN z art. 54 ust. 1 i art. 73 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP.

Wprowadzając do ustawy o IPN przepis art. 55, ustawodawca pod groźbą kary zakazał negowania zbrodni nazistowskich, komunistycznych oraz innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, popełnionych w okresie od dnia 1 września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r. na obywatelach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości.

Zakres przedmiotowy kwestionowanej normy jest szeroki i wykracza daleko poza znaczenie nadane mu potoczną nazwą – kłamstwo oświęcimskie. Ustawodawca z faktem negowania wskazanych w przepisie zbrodni nie wiąże skutku w postaci np. poniżenia grupy ludności w opinii publicznej. Zakazane jest samo zaprzeczanie raz przyjętym ustaleniom, bez względu na to, czy i jakie konsekwencje dana wypowiedź spowoduje w odbiorze społecznym. Ustawodawca uznał przy tym, że zbrodnie objęte zakresem przedmiotowym kwestionowanej normy, stanowią w historii Polski rodzaj dogmatu – raz na zawsze ustalonej tezy. W praktyce, z uwagi na szeroki zakres przedmiotowy kwestionowanej normy, niezwykle trudno jest więc rozstrzygnąć, gdzie przebiega granica między wolnością badań naukowych i wolnością wypowiedzi, a podlegającym ściganiu z oskarżenia publicznego przestępstwem negacjonizmu. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej dopuszcza bowiem możliwość wygłaszania poglądów kontrowersyjnych i społecznie nieakceptowanych, a także chroni wolność publikowania wyników badań naukowych, w tym teorii błędnych lub fałszywych.

Wprowadzając do porządku prawnego przepis art. 55 ustawy o IPN, ustawodawca uczynił przedmiotem ochrony prawdę historyczną o zbrodniach systemów totalitarnych XX wieku, pamięć o ofiarach narodowo-socjalistycznego ludobójstwa, a także demokratyczny ustrój państwa oraz porządek, bezpieczeństwo i moralność publiczną. Na tym tle rodzi się pytanie, czy prawda historyczna może i powinna być traktowana jako kategoria prawna, podlegająca ochronie w drodze sankcji karnych.

W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich władza publiczna powinna stwarzać warunki dochodzenia do prawdy, powinna upowszechniać wiedzę o wydarzeniach historycznych. Jednak państwo zobowiązane do promowania prawdy, nie może jednocześnie ustalać historycznych dogmatów w drodze procesu legislacyjnego. W demokratycznym państwie prawa ustalenie prawdy historycznej należy bowiem do naukowców, nie zaś do przedstawicieli parlamentu, czy wymiaru sprawiedliwości.

Rozbieżności co do oceny najnowszej historii Polski powodują, że odpowiedzialności karnej mogą podlegać nie tylko publiczne wypowiedzi będące przejawem propagowania zbrodniczych ideologii i nawoływania do nienawiści (tzw. hate speech) – co, jak się wydaje było zamysłem ustawodawcy, ale także wypowiedzi oparte na fałszywych przesłankach lub błędnych danych. Z uwagi na szeroki zakres przedmiotowy kwestionowanej normy nie można bowiem przyjąć, że samo negowanie określonej wersji historii jest tożsame z postawą rasistowską czy antysemicką.

Wątpliwości nie budzi samo penalizowanie zachowań propagujących ideologię nazistowską i komunistyczną, czy bezpośrednie znieważanie grup ludności lub poszczególnych osób ze względu na ich przynależność narodową etniczną, rasową, wyznaniową, albo z innych powodów. Należy jednak zaznaczyć, że uznanie niekonstytucyjności art. 55 ustawy o IPN nie oznacza pozbawienia ochrony prawnej dóbr, chronionych obecnie w drodze kwestionowanej regulacji – tj. demokratyczny ustrój państwa, bezpieczeństwo, porządek i moralność publiczna.

Zgodnie bowiem z art. 256 Kodeksu karnego, kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. Natomiast, w myśl art. 257 Kodeksu karnego, kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.

Należy się więc spodziewać, że wszelkie publiczne wypowiedzi (w tym publikacje naukowe) o charakterze hate speech, propagujące totalitaryzm lub znieważające grupę ludności np. z powodu jej przynależności wyznaniowej, będą podlegały sankcjom karnym z tytułu przywołanych wyżej przepisów Kodeksu karnego. Co za tym idzie, te publiczne wypowiedzi, które pod płaszczem rewizjonizmu historycznego kryją antysemityzm, rasizm, czy chęć upokorzenia grupy ludności w opinii publicznej są penalizowanie w drodze wymienionych wyżej przepisów kodeksu karnego. Wobec powyższego, a także mając na uwadze szeroką dostępność materiałów faktograficznych oraz powszechną edukację historyczną, należy uznać, iż zakaz ustanowiony w art. 55 ustawy o IPN przekracza konstytucyjnie legitymowaną granicę ograniczania wolności słowa i nie może być uznany za konieczny w demokratycznym państwie prawa.

Do podobnych wniosków doszedł hiszpański Trybunał Konstytucyjny, który w dniu 8 listopada 2007 r. zdelegalizował przepis art. 607.2 hiszpańskiego kodeksu karnego, który penalizował rozpowszechnianie poglądów, doktryn i idei negujących ludobójstwo.

Intencją Rzecznika Praw Obywatelskich nie jest ocena wartości lub wiarygodności publikacji kwestionujących zbrodnie systemów totalitarnych XX w. Jednak fakty dotyczące najnowszej historii Polski powinny być przedmiotem otwartej i powszechnej debaty oraz podlegać ocenie historyków. W demokratycznym państwie prawa rolą władzy publicznej jest bowiem upowszechnianie prawdy historycznej, nie zaś jej kształtowanie w drodze procesu sądowego i sankcji karnych.

Bez historycznych dogmatów

Janusz Kochanowski: Bez historycznych dogmatów, Rzeczpospolita 19.09.08

Prawda o zbrodniach nazizmu i komunizmu na stałe jest zakotwiczona w naszej pamięci narodowej, pamięć o zbrodni Holokaustu we wspólnej pamięci naszej cywilizacji. Doświadczenia minionego XX wieku nie przestają ostrzegać przed groźbą totalitaryzmu, przed złem, które zbrodniczy system może wyzwolić w człowieku.

Jesteśmy winni tę pamięć nie tylko ofiarom zbrodni, lecz także sobie samym, gdyż określa ona naszą tożsamość. Ale czy pamięć tę możemy zadekretować poprzez uznanie za przestępstwa zaprzeczanie zbrodniom, tak jak próbują to zrobić niektóre ustawodawstwa, w tym polskie, uznające za przestępstwo negowanie prawdy o Oświęcimiu czy Katyniu? Czy sankcja karna jest właściwym i skutecznym środkiem ochrony tej pamięci?

Ochrona dla błędu

Jak wiadomo, artykuł 54 Konstytucji RP, podobnie jak wszystkie deklaracje i konwencje określające podstawowe prawa człowieka, gwarantuje każdemu wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Także takich, które wywołują sprzeciw i oburzenie.

W wyroku z 23 marca 2006 r. Trybunał Konstytucyjny stwierdził m.in., że: „swoboda (wypowiedzi) nie może ograniczać się do informacji i poglądów, które są odbierane przychylnie albo postrzegane jako nieszkodliwe lub obojętne”. Podobne stanowisko konsekwentnie zajmuje Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Natomiast art. 73 Konstytucji RP gwarantuje każdemu wolność uprawiania nauki obejmującą wolność badań naukowych oraz wolność ogłaszania ich wyników.

I znowu zauważmy, że swoboda badań naukowych obejmuje nie tylko prawo do prezentowania słusznych i prawdziwych teorii, ale gwarantuje prawo do błędu i fałszywości teorii naukowej. Któż zresztą z góry może ocenić, która teoria jest prawdziwa, a która fałszywa? Czy system kopernikański w chwili gdy powstawał, nie był uważany za sprzeczny z tym, który od dawna uważano za prawdziwy?

Konstytucja ma więc rację, kiedy dopuszcza możliwość wygłaszania poglądów kontrowersyjnych i społecznie nieakceptowanych, a także chroni wolność publikowania wyników badań naukowych, nie tylko tych słusznych i prawdziwych, ale również teorii błędnych i fałszywych.

Ale uwaga! Nie oznacza to wcale, że wolność słowa i wolność badań naukowych są wartościami absolutnymi i bezwzględnymi. Wolności te, jak każde inne, mogą według tejże konstytucji podlegać ograniczeniom. Ograniczenia te muszą jednak być „konieczne w demokratycznym państwie prawnym”. Odpowiedź na pytanie, jakim to ograniczeniom wolność słowa i badań naukowych może podlegać, zależy więc od sposobu rozumienia owej konieczności. Czy jednak odniesienie tej konieczności do demokratycznego państwa prawa nie oznacza, że ochrona demokracji ma pierwszeństwo przed postępem w rozwoju badań naukowych i w dążeniu do prawdy?

Lepszy profesor niż prokurator

Byłoby moim zdaniem więcej niż niedobrze, gdyby jakiemuś przyszłemu Kopernikowi można było powiedzieć, że proponowany przez niego system nie jest konieczny w demokratycznym państwie prawa. Vero nihil verius, czyli nic nie jest prawdziwsze od prawdy, i demokracja, jakkolwiek by była rozumiana, musi przed prawem do prawdy ustąpić.

Rzecz mogłaby się wydawać zupełnie oczywista. Wystarczy jednak przypomnieć nie tak dawną wypowiedź byłego prezesa polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który (wypowiadając się na temat lustracji) miał nieszczęście stwierdzić, że „od prawdy jest oczywiście ważniejsza: godność człowieka”. Opowiedział się więc za nieprawdą, jeśli tylko mogła ona tak rozumianą „godność” chronić, podczas gdy ta pierwsza (czyli prawda) mogła ją na szwank narazić.

Przykładu podobnego sposobu myślenia dostarcza dodany przed dwoma laty do kodeksu karnego art. 132a zabraniający publicznego pomawiania narodu polskiego o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne czy nazistowskie. Zdaniem polskiego ustawodawcy zakaz ten najwyraźniej spełniał konstytucyjny wymóg konieczności zezwalający na ograniczenie wolności wypowiedzi i badań naukowych w demokratycznym państwie prawa.

Osobiście rozumiem intencje, które przyświecały ustawodawcy przy wprowadzeniu tego rodzaju przepisu. Trudno nie być wzburzonym, poniżonym i nie czuć się pokrzywdzonym, słysząc po raz kolejny o osławionych „polskich obozach koncentracyjnych” czy też czytając ostatnie książki Jana Tomasza Grossa. Niemniej dochodzeniu do prawdy powinien służyć swobodny dyskurs, a nie sądowe procesy. Dyskurs, w którym prawda czy też „nasza prawda” niekoniecznie od razu musi zwyciężyć. Lepiej jeśli naprzeciw prof. Jana Tomasza Grossa stanie prof. Jerzy Robert Nowak, niż miałby to być prokurator.

Prawnokarne ograniczenia wolności słowa nie służą ani demokracji, ani dążeniu do prawdy. A zakaz głoszenia niesłusznych opinii jest bardziej szkodliwy, jak pisał John Stuart Mill, dla tych, którzy się z nią nie godzą, niż dla tych, którzy ją głoszą; „jeśli opinia ta jest słuszna, pozbawia się ich sposobności dojścia do prawdy: jeśli niesłuszna, tracą coś, co jest niemal równie wielkim dobrodziejstwem: jaśniejsze zrozumienie i żywszą świadomość prawdy wywołane przez jej kolizję z błędem”. Jestem przekonany, że Trybunał Konstytucyjny (który ma się dziś – 19 września – zająć się tą sprawą) uchyli moc obowiązującą art. 132a k.k., przychylając się do mojego wniosku, złożonego jeszcze w styczniu 2007 roku.

Niebezpieczna furtka

Powiedziawszy „a”, należy powiedzieć również „b”. Uchylenie tego przepisu nie załatwia problemu prawnego dekretowania prawdy historycznej, lecz go dopiero otwiera. Kwestionowany przeze mnie przepis jest pochodną konstrukcji, którą wcześniej zastosowano w postaci penalizacji tzw. kłamstwa oświęcimskiego. Zostało ono po raz pierwszy, co jest zrozumiałe, spenalizowane w Niemczech, by następnie zaistnieć w szeregu innych krajów. Otworzyło tym samym, moim zdaniem, bardzo niebezpieczną furtkę do prawnego dekretowania prawd historycznych, których nie wolno negować.

W ustawodawstwie polskim do kłamstwa oświęcimskiego odnosi się art. 55 ustawy o IPN, która wprowadza zakaz publicznego negowania zbrodni nazistowskich, komunistycznych oraz innych zbrodni wojennych – tj. zarówno zaprzeczania faktom historycznym, jak również kłamstwa rozumianego jako świadome i celowe fałszowanie faktów. Notabene to, co potocznie określa się mianem kłamstwa oświęcimskiego, nie ogranicza się w tym przypadku wyłącznie do negowania Holokaustu i zbrodni popełnionych na osobach narodowości żydowskiej, ale obejmuje także zbrodnie popełniane na członkach innych narodowości.

Także i w tym przypadku trudno nie zrozumieć intencji, które przyświecały ustawodawcy przy wprowadzeniu tego rodzaju przepisów. Zrozumiałych w szczególności ze względu na przedstawicieli narodu żydowskiego, którym kłamstwo oświęcimskie wyrządza podwójną krzywdę. Zaprzeczając ich cierpieniom, odmawia im także zwykłego ludzkiego współczucia i solidarności, jakiej ofiary tej strasznej zbrodni słusznie mają prawo oczekiwać. Dzisiaj i zawsze, aż do skończenia świata!

Ale zrozumienie dla intencji nie musi oznaczać zgody na proponowane w ich rezultacie remedia.

Grzech przeciw prawdzie

Gdy wielki XVI-wieczny polityk, także uczony i rektor Akademii w Padwie Jan Zamoyski, składał w polskim sejmie słynną deklarację dotyczącą „innowierców”, że dałby sobie obciąć rękę za ich nawrócenie, lecz dałby drugą rękę, gdyby miała ich spotkać krzywda, nie ulegało dla niego wątpliwości, że grzeszyli oni przeciwko prawdzie. Ale nie tylko nie chciał sięgać po narzędzia prawa karnego, lecz wręcz przeciwnie – gotów był nawet ponieść ofiarę dla obrony ich wolności.

Podobnie uważają liczni sygnatariusze niedawnej, z 2007 roku, petycji „Wolność dla historii”, skierowanej przeciwko penalizacji kłamstwa oświęcimskiego, będącej efektem dyskusji w gronie najwybitniejszych historyków z całego świata, w tym przede wszystkim z Włoch i Francji. Sygnatariusze petycji zauważyli, iż prawo, nakładając kary za odstępstwo od przyjętych ustaleń, zmusza do prowadzenia badań, których celem jest potwierdzenie narzuconych z góry tez, oraz opowiedzieli się przeciwko legislacyjnemu sterowaniu rzeczywistością.

Występując przeciwko penalizacji negacjonizmu jako niespełniającego owego wymogu konieczności ograniczenia wolności słowa i badań naukowych, trzeba od razu powiedzieć, że zakazy te mogą i powinny być podważane tylko tam i tylko o tyle, o ile nie dotyczy to tzw. mowy nienawiści (hate speech). W Polsce podlegają one odrębnej penalizacji z art. 256 i 257 k.k. zakazujących publicznego propagowania faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych, a także publicznego znieważania grup ludności albo poszczególnych osób z powodu ich przynależności.

Natomiast w większości porządków prawnych odpowiedzialność karna za negowanie zbrodni nazistowskich zachodzi w związku z zamiarem propagowania idei faszyzmu lub publicznym znieważaniem grupy ludności. Tak jest na przykład w ustawodawstwie niemieckim czy austriackim.

Warto w związku z tym zwrócić uwagę, że w listopadzie ubiegłego roku hiszpański Trybunał Konstytucyjny zdelegalizował analogiczny do polskiego przepis hiszpańskiego kodeksu karnego, który penalizował rozpowszechnianie poglądów, doktryn i idei negujących ludobójstwo. Stwierdził wtedy, że samo zaprzeczanie historycznym faktom nie uzasadnia interwencji prawa karnego w wolność wypowiedzi.

Zdaniem hiszpańskiego Trybunału „przepis, który penalizuje przekazywanie idei i rozpowszechnianie informacji bez dodatkowego wymagania, by takim zachowaniem dochodziło do naruszenia innych wartości konstytucyjnie chronionych, narusza konstytucyjną wolność wypowiedzi i wolność prowadzenia badań naukowych”. W konsekwencji Trybunał hiszpański uznał, że zakwestionowana norma nie jest proporcjonalna do szkodliwości wypowiedzi, które nie zagrażają wartościom konstytucyjnym.

Świadectwo i ofiara

Do tych samych wniosków można dojść na kanwie ustawy polskiej. Z tego też względu zamierzam zakwestionować art. 55 ustawy o IPN, co będę chciał uczynić niezwłocznie po orzeczeniu TK w sprawie art. 132a k.k. Przepisy dekretujące prawdę stanowią bowiem ślepy zaułek we współczesnym prawodawstwie.

Zachowanie pamięci o ofiarach zbrodni systemów totalitarnych XX wieku jest dla nas, jak już powiedziałem, najwyższym nakazem. Na każdym z nas spoczywa obowiązek dochodzenia do tej prawdy i walki o nią. Dlatego nie można jej scedować na prokuratorów i sędziów. Ograniczenie wolności słowa i badań naukowych, do jakiego wówczas dochodzi, bynajmniej nie prowadzi do obrony prawdy.

Czy bowiem ukaranie sprawców kwestionujących zbrodnie nazizmu i komunizmu jest w stanie przekonać ich do naszych racji? Możliwość taka jest więcej niż wątpliwa. Przeciwnie, jest prawdopodobne, że skazani zostaliby w swych kręgach podniesieni do roli męczenników słusznej sprawy. Wskazuje na to w szczególności szeroko opisywana przez media sprawa Davida Irvinga, skazanego przez sąd w Austrii za negowanie Holokaustu, który w kręgach neonazistowskich urósł do rangi symbolu walki o wolność słowa.

Podobnie skazanie Jana Tomasza Grossa przydałoby mu tylko niezasłużonego nimbu ofiary i stanowiłoby spełnienie jego nieukrywanych marzeń. Wątpliwym celem sankcji karnej byłaby także próba zmiany przekonań innych, tj. tych, którzy wątpią w bronioną przez nas prawdę. Nie ulega natomiast wątpliwości, że współcześnie każdy, kto chce poznać prawdę, ma do niej łatwy dostęp, a kto chce poprzestać na stereotypach, tego nic nie jest w stanie przekonać.

Państwo nie może ustalać historycznych dogmatów w procesie legislacyjnym. W demokratycznym państwie prawa ustalenie prawdy historycznej należy bowiem do naukowców, nie zaś do przedstawicieli parlamentu czy wymiaru sprawiedliwości. Prawda wymaga także dawania świadectwa i ofiary. Takiego, jakie nasi rodacy dawali, nie pozwalając umrzeć prawdzie o Katyniu, a Żydzi i inne narodowości, zachowując prawdę o Oświęcimiu. I prawdy te będą tak długo funkcjonować w świadomości zbiorowej, jak długo będą istnieli ci, którzy się z nimi identyfikują.

Ustawa z dnia 29 grudnia 1992 r. – o radiofonii i telewizji

Artykuł 5

Tworzy się Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, zwaną dalej „Krajową Radą”, jako organ państwowy właściwy w sprawach radiofonii i telewizji.

Artykuł 6

[Przykład orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego powołującego się na konstytucyjną gwarancję wolności słowa (1).]

1. Krajowa Rada stoi na straży wolności słowa w radiu i telewizji, samodzielności nadawców i interesów odbiorców oraz zapewnia otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji.

2. Do zadań Krajowej Rady należy w szczególności:

1) projektowanie w porozumieniu z Prezesem Rady Ministrów kierunków polityki państwa w dziedzinie radiofonii i telewizji;

2) określanie, w granicach upoważnień ustawowych, warunków prowadzenia działalności przez nadawców;

3) podejmowanie, w zakresie przewidzianym ustawą, rozstrzygnięć w sprawach koncesji na rozpowszechnianie i rozprowadzanie programów;

3a) uznawanie za nadawcę społecznego lub odbieranie tego przymiotu, na warunkach określonych ustawą;

4) sprawowanie w granicach określonych ustawą kontroli działalności nadawców;

5) organizowanie badań treści i odbioru programów radiowych i telewizyjnych;

6) ustalanie wysokości opłat za udzielenie koncesji oraz wpis do rejestru;

6a) ustalanie, na zasadach określonych w ustawie z dnia 21 kwietnia 2005 r. o opłatach abonamentowych (Dz. U. Nr 85, poz. 728), wysokości opłat abonamentowych;

7) opiniowanie projektów aktów ustawodawczych oraz umów międzynarodowych dotyczących radiofonii i telewizji;

8) inicjowanie postępu naukowo-technicznego i kształcenia kadr w dziedzinie radiofonii i telewizji;

9) organizowanie i inicjowanie współpracy z zagranicą w dziedzinie radiofonii i telewizji;

10) współpraca z właściwymi organizacjami i instytucjami w zakresie ochrony praw autorskich, praw wykonawców, praw producentów oraz nadawców programów radiowych i telewizyjnych.

Ustawa z dnia 29 grudnia 2005 r. – o przekształceniach i zmianach w podziale zadań i kompetencji organów państwowych właściwych w sprawach łączności, radiofonii i telewizji

Artykuł 6

[Przykład orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego powołującego się na konstytucyjną gwarancję wolności słowa (2).]

W ustawie z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji (Dz. U. z 2004 r. Nr 253, poz. 2531 oraz z 2005 r. Nr 17, poz. 141 i Nr 85, poz. 728) wprowadza się następujące zmiany:

1) w art. 6 w ust. 2 po pkt 7 dodaje się pkt 7a w brzmieniu:

"7a) inicjowanie i podejmowanie działań w zakresie ochrony zasad etyki dziennikarskiej;";

(...) [łącznie 9 punktów wprowadzających zmiany w ustawie o radiofonii i telewizji]

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dn. 23.03.06 r. sygn. akt K 4/06

[Przykład orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego powołującego się na konstytucyjną gwarancję wolności słowa (3).]

Trybunał Konstytucyjny po rozpoznaniu, z udziałem wnioskodawców oraz Sejmu i Prokuratora Generalnego, na rozprawie w dniu 23 marca 2006 r.:

(...) wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich o zbadanie zgodności art. 6 pkt 1 ustawy z dnia 29 grudnia 2005 r. o przekształceniach i zmianach w podziale zadań i kompetencji organów państwowych właściwych w sprawach łączności, radiofonii i telewizji (Dz. U. Nr 267, poz. 2258), poszerzającego zadania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o inicjowanie i podejmowanie działań w zakresie ochrony zasad etyki dziennikarskiej, z art. 7 w związku z art. 2 oraz art. 54 Konstytucji (...)

orzeka:

(...) Art. 6 pkt 1 ustawy z dnia 29 grudnia 2005 r. o przekształceniach i zmianach w podziale zadań i kompetencji organów państwowych właściwych w sprawach łączności, radiofonii i telewizji (Dz. U. Nr 267, poz. 2258) jest niezgodny z art. 7 w związku z art. 2 i art. 54 ust. 1 Konstytucji. (...)

...

Z uzasadnienia:

5. Niezgodność art. 6 ust. 1 z art. 7 w zw. z art. 2 i art. 54 ust. 1 Konstytucji.

Art. 6 pkt 1 kontrolowanej ustawy dodaje w art. 6 ust. 2 ustawy o radiofonii i telewizji nowy pkt 7a w brzmieniu: „7a) inicjowanie i podejmowanie działań w zakresie ochrony zasad etyki dziennikarskiej”. Istotą tej nowelizacji jest wyraźne sformułowanie nowego zadania Krajowej Rady.

Zgodnie z art. 7 Konstytucji organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Konieczne jest zatem ustalenie, czy art. 6 pkt 1 kontrolowanej ustawy da się pogodzić z wyrażoną w art. 7 Konstytucji zasadą legalizmu, a w szczególności z wymogiem precyzyjnego określania kompetencji organów władzy publicznej.

5.1. Zadania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Art. 6 ust. 2 ustawy o radiofonii i telewizji formułuje otwarty katalog zadań Krajowej Rady. Nie wdając się w szczegółowe rozważania na temat spraw, w których prawo zezwala Krajowej Radzie i jej Przewodniczącemu na kształtowanie praw i obowiązków osób trzecich, Trybunał Konstytucyjny stwierdza, że realizacja nowego zadania z zakresu ochrony zasad etyki dziennikarskiej może być wykorzystana co najmniej jako element realizacji innych kompetencji, dla których ustawa rezerwuje formę działania władczego. Dotyczy to w szczególności udzielania koncesji na rozpowszechnianie programów, czy nakładania kar na nadawców. Zgodnie z art. 33 ust. 3 ustawy o radiofonii i telewizji koncesja jest udzielana w formie decyzji administracyjnej podejmowanej przez Przewodniczącego Krajowej Rady na podstawie uchwały Krajowej Rady. Odmowa udzielenia koncesji może natomiast nastąpić w szczególności wówczas, gdy organ podejmujący w tej sprawie decyzję stwierdzi, że rozpowszechnianie programów przez wnioskodawcę mogłoby spowodować zagrożenie dobrych obyczajów (art. 36 ust. 2 pkt 1 ustawy o radiofonii i telewizji). Jednocześnie w ramach badania istnienia zagrożenia dla dobrych obyczajów mogłoby dochodzić do kontrolowania przestrzegania zasad etyki dziennikarskiej. Mielibyśmy wówczas do czynienia ze swoistym podwójnym odesłaniem poza system prawa, co poszerzałoby swobodę oceny organu administracyjnego w sposób, który może budzić wątpliwości co do zgodności z art. 7 Konstytucji. Ocena zgodności kontrolowanego przepisu z art. 7 Konstytucji wymaga poddania analizie natury i znaczenia „zasad etyki dziennikarskiej”, o których mowa w art. 6 pkt 1 kontrolowanej ustawy.

5.2. Pojęcie „etyki dziennikarskiej”.

Samo pojęcie „etyka”, które najczęściej definiuje się jako naukę o moralności, jest wieloznaczne. W literaturze przedmiotu podkreśla się, że „etyka niezmiernie rzadko zajmowała się opisem i wyjaśnieniem moralności istniejącej. Nie opisywała ona zazwyczaj moralności, lecz ją sama budowała, nie odpowiadała na pytanie, co ludzie uważają za moralne i niemoralne i dlaczego, lecz na pytanie, co ludzie powinni uważać za moralne” (M. Ossowska, O człowieku, moralności i nauce. Miscellanea, Warszawa 1983, s. 254). Współcześnie mamy do czynienia ze współistnieniem wielu różnych kierunków filozoficzno-etycznych, które znajdują swoich zwolenników i przeciwników. Wiąże się to z różnicami w zakresie moralnej specyfikacji aktu ludzkiego oraz z występowaniem różnych hierarchii wartości (por. T. Ślipko SJ, Zarys etyki ogólnej, Kraków 2004, passim).

O etyce w odniesieniu do dziennikarzy mówi art. 10 ust. 1 zd. 2 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. – Prawo prasowe. Zgodnie z tym przepisem „Dziennikarz ma obowiązek działania zgodnie z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego, w granicach określonych przepisami prawa”.

W takim kontekście etyka zawodowa jest utożsamiana z moralnością w ujęciu deontologicznym, dotyczącą obowiązków moralnych dziennikarza. W potocznym, tradycyjnym rozumieniu informowanie etyczne to przede wszystkim przekazywanie prawdy. Nawet gdyby przyjąć, że kryterium prawdy jest wyłącznym miernikiem oceny poszanowania zasad etyki dziennikarskiej, konieczne jest uwzględnienie całokształtu okoliczności ocenianej sytuacji, w tym stopnia złożoności przekazywanej informacji, charakteru jej źródeł i sposobu jej rozpowszechnienia. Współcześnie proponuje się jednak, aby oprócz kryterium prawdy stosować kryterium społecznych skutków informowania. Jest to kryterium zarazem elastyczne i niedookreślone; pozostawia podmiotowi dokonującemu oceny dużą dozę luzu decyzyjnego. W konsekwencji jakiekolwiek ograniczenia wolności rozpowszechniania informacji dokonywane przy zastosowaniu wspomnianego kryterium muszą być poddane szczególnie rygorystycznej i drobiazgowej kontroli.

Istnieje wiele zbiorów zasad etyki dziennikarskiej począwszy od regulaminów wewnątrzredakcyjnych, poprzez kodeksy etyczne opracowane przez organizacje pozarządowe (np. Karta etyczna mediów i Dziennikarski kodeks obyczajowy, na straży których stoi Rada Etyki Mediów), aż po kodeksy deontologiczne i inne regulacje z zakresu etyki dziennikarskiej przyjmowane na szczeblu międzynarodowym. Spośród tych ostatnich należy wymienić w szczególności Deklarację meksykańską z 1980 r. oraz Międzynarodowy kodeks etyki dziennikarskiej UNESCO z 1983 r. Wyznaczają one standardy rzetelnego informowania, pozytywnie wpływają na kulturę wykonywania zawodu dziennikarza i pełnią bardzo ważną rolę edukacyjną w społeczeństwie demokratycznym.

5.3. Zasada określoności przepisów prawnych.

W polskim systemie prawnym brak jest natomiast powszechnie obowiązującego, jednolitego katalogu zasad etyki dziennikarskiej, który byłby źródłem norm prawnych adresowanych do dziennikarzy. Pojęcie etyki dziennikarskiej (etyki zawodowej dziennikarzy) odsyła do pozaprawnych kryteriów oceny zdarzeń. Brak dostatecznej precyzji w definiowaniu przepisów prawa może, zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego, uzasadniać zarzut naruszenia przez dany przepis konstytucyjnych wymagań wynikających z art. 2 Konstytucji. Z zasady państwa prawnego wynika bowiem zakaz formułowania przepisów niejasnych i nieprecyzyjnych. Zasada określoności wywodzona z zasady demokratycznego państwa prawnego nie wyklucza a priori posługiwania się przez ustawodawcę zwrotami niedookreślonymi, jeżeli ich desygnaty można ustalić. Znaczenie zwrotów niedookreślonych w konkretnej sytuacji nie może być jednak ustalane arbitralnie. Dlatego użycie zwrotu nieostrego wymaga istnienia szczególnych gwarancji proceduralnych, zapewniających przejrzystość i ocenność praktyki wypełniania nieostrego zwrotu konkretną treścią przez organ decydujący o jego wypełnieniu.

Klauzulę generalną etyki dziennikarskiej należy natomiast odróżnić od klauzuli chrześcijańskiego systemu wartości, o którym mowa w art. 18 ust. 2 ustawy o radiofonii i telewizji, oraz od przepisu art. 21 ust. 2 pkt 6 wspomnianej ustawy, zgodnie z którym programy publicznej radiofonii i telewizji powinny „respektować chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki”. Należy zauważyć, że w przypadku klauzul zawartych w art. 18 ust. 2 i w art. 21 ust. 2 pkt 6 ustawy o radiofonii i telewizji, odesłanie następuje do określonego przedmiotowo systemu wartości.

Kontrola zgodności z Konstytucją posługiwania się przez ustawodawcę zwrotami niedookreślonymi musi być szczególnie rygorystyczna w odniesieniu do przepisów, które mogą być stosowane w ramach działań władczych organu władzy publicznej wkraczających w sferę konstytucyjnych praw i wolności jednostek. Jak trafnie stwierdził Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 30 października 2001 r., sygn. K 33/00, „Ustawodawca nie może poprzez niejasne formułowanie tekstu przepisów pozostawiać organom mającym je stosować nadmiernej swobody przy ustalaniu w praktyce zakresu podmiotowego i przedmiotowego ograniczeń konstytucyjnych wolności i praw jednostki”.

5.4. Swoboda wypowiedzi i wolność informacyjna.

W rozpatrywanej sprawie powyższe uwagi znajdują zastosowanie w szczególności w odniesieniu do gwarantowanej w art. 54 ust. 1 Konstytucji wolności wyrażania poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Przepis ten pozostaje w związku z art. 14 Konstytucji, który stanowi, że „Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu”.

Swoboda wypowiedzi jest jednym z fundamentów społeczeństwa demokratycznego, warunkiem jego rozwoju i samorealizacji jednostek. Swoboda ta nie może ograniczać się do informacji i poglądów, które są odbierane przychylnie albo postrzegane jako nieszkodliwe lub obojętne. Rolą dziennikarzy jest rozpowszechnianie informacji i idei dotyczących spraw będących przedmiotem publicznego zainteresowania i mających publiczne znaczenie. Pozostaje to w ścisłym związku z prawem opinii publicznej do otrzymywania informacji.

Oczywiście na gruncie Konstytucji (art. 31 ust. 3) swoboda wypowiedzi może doznawać ograniczeń. Nie ulega jednak wątpliwości, że najbardziej elementarnym warunkiem ograniczenia tej swobody jest wymóg regulacji ustawowej. Wzgląd na fundamentalną rolę wolności słowa w demokratycznym państwie prawnym nakazuje szczególnie surowo kontrolować precyzję przepisów ustaw wprowadzających ograniczenia w korzystaniu z tej wolności. Należy podkreślić, że Komitet Ministrów Rady Europy uznał, iż interwencja prawodawcy w żadnym wypadku nie jest najbardziej odpowiednim środkiem godzenia wolności mediów z innymi prawami i wartościami. Mogłoby to zachęcać decydentów politycznych do ograniczania wolności mediów pod pretekstem promowania odpowiedzialnego dziennikarstwa i umożliwiać im podejmowanie takich działań.

5.5. Wymóg istnienia gwarancji instytucjonalnych i proceduralnych w ramach wykładni pojęć niedookreślonych.

Na gruncie ustawy – Prawo prasowe przestrzeganie zasad etyki przez dziennikarzy może być badane w szczególności w sprawach o ochronę dóbr osobistych. Prawo prasowe formułuje jednak szereg szczegółowych obowiązków dziennikarzy, które powinny być uwzględnione przez sąd w ramach oceny zgodności zachowania dziennikarza z etyką zawodową. Ponadto wspomnianą klauzulę generalną napełniają treścią sądy, którym art. 173 Konstytucji gwarantuje niezależność od innych władz, zaś sędziowie orzekający w danej sprawie są w sprawowaniu swojego urzędu niezawiśli (art. 178 ust. 1 Konstytucji). Proces ten odbywa się zgodnie z utrwalonymi w kulturze prawnej regułami wykładni i przy poszanowaniu wymogu bezstronności sądu interpretującego przepisy prawa. Rozstrzygnięcie sądowe podlega wreszcie kontroli instancyjnej, która obejmuje w szczególności ocenę poprawności odczytania klauzuli generalnej. W ramach postępowania sądowego istnieją zatem gwarancje instytucjonalne i proceduralne, które stwarzają warunki dla ustalenia jednolitej i ścisłej wykładni opisywanej klauzuli generalnej, w sposób zapewniający możliwość przewidzenia określonego rozstrzygnięcia. W takim wypadku podważenie konstytucyjności przepisu posługującego się zwrotem niedookreślonym wymagałoby przeprowadzenia odpowiedniego dowodu ze wskazaniem nieprawidłowości w zakresie praktyki sądowej.

Całkowicie odmiennie należy ocenić napełnianie treścią klauzuli etyki dziennikarskiej, o której mowa w kontrolowanym przepisie, przez Krajową Radę i jej Przewodniczącego. Choć wskazane organy są niezależne od pozostałych władz, proces podejmowania przez nie decyzji nie jest obwarowany opisanymi wyżej gwarancjami instytucjonalnymi i proceduralnymi, które występują w postępowaniu sądowym. Co prawda indywidualne akty władcze, tak jak w przypadku postępowania o udzielenie koncesji, są poddane kontroli sądu administracyjnego, jednak kontrola ta jest ograniczona do kwestii zgodności z prawem.

Organ władzy publicznej, którym jest Krajowa Rada, nie powinien być wyposażany w kompetencję do podejmowania i inicjowania działań wiążących się z określaniem, jakie są zasady etyki dziennikarskiej, i z egzekwowaniem przestrzegania tych zasad. Otwartość i wysoki stopień niedookreśloności klauzuli etyki dziennikarskiej w powiązaniu z brakiem wspomnianych gwarancji instytucjonalnych i proceduralnych sprawia, że od każdorazowej, arbitralnej oceny Krajowej Rady będzie zależało, czym jest etyka dziennikarska i czy dane zachowanie było zgodne z zasadami etyki dziennikarskiej. Taki stan rzeczy jest niedopuszczalny w demokratycznym państwie prawnym, zwłaszcza że stwarza realne zagrożenie niekontrolowanego i niezgodnego z Konstytucją ograniczania wolności słowa.

Konkludując, Trybunał Konstytucyjny stwierdza, że przyznanie KRRiT zadania w postaci „inicjowania i podejmowania działań w zakresie ochrony zasad etyki dziennikarskiej” wykracza poza zakres odpowiadający roli i pozycji ustrojowej tego organu. Zadaniem organów państwowych realizujących politykę w zakresie koncesjonowania działalności nadawców nie jest ani ustalanie standardów etyki zawodowej, ani ich egzekwowanie. Przyznanie takich uprawnień wyposaża bowiem ten organ w instrumenty, które pozwalają sięgać w realizacji funkcji władczych państwa poza podstawę prawną, co jest niezgodne z art. 7 Konstytucji.

Biorąc powyższe pod uwagę, Trybunał Konstytucyjny stwierdza, że art. 6 pkt 1 kontrolowanej ustawy jest niezgodny z art. 7 w związku z art. 2 i art. 54 ust. 1 Konstytucji. W konsekwencji zbędne jest badanie zgodności kontrolowanego przepisu ustawy z innymi wzorcami konstytucyjnymi wskazanymi przez wnioskodawców.

III kadencja Sejmu – interpelacje i zapytania poselskie

Interpelacja nr 3801 do ministra sprawiedliwości

w sprawie organizacji o charakterze faszystowskim w Polsce oraz kolportażu w oficjalnym obiegu pism o treści rasistowskiej, antysemickiej i nacjonalistycznej

Szanowna Pani Minister! Co jakiś czas opinia publiczna dowiaduje się o chuligańskich zachowaniach osób związanych z organizacjami o charakterze faszystowskim, takimi jak np.: Narodowe Odrodzenie Polski, Narodowy Front Polski, Polska Wspólnota Narodowa.

Przedstawiciele środowisk rasistowsko-nacjonalistycznych wielokrotnie już atakowali obcokrajowców, aktywistów inicjatyw antyrasistowskich, młodzież lewicową. W opinii organizacji pozarządowych monitorujących aktywność polskich rasistów i faszystów od początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce bojówki skrajnie prawicowe dokonały kilkunastu zabójstw na tle ideologicznym. Również ostatni raport Urzędu Ochrony Państwa dotyczący zagrożeń dla ładu społecznego wymienia informację o działalności skrajnej prawicy zainteresowanej gromadzeniem broni i środków wybuchowych.

Pomimo istniejących zakazów działalności ugrupowań głoszących nienawiść i agresję wobec osób innej narodowości lub rasy wymiar sprawiedliwości pozostaje bierny i nie wykazuje zainteresowania w ściganiu działaczy rasistowskich. Co więcej wymiar sprawiedliwości zezwala na kolportaż w państwowej sieci Ruch oraz klubach Empik pism o jawnie antysemickim i rasistowskim charakterze, takich jak: „Szczerbiec”, „Ojczyzna”, „Myśl Polska”.

W związku z powyższym zwracam się do pani minister z pytaniami:

– W jaki sposób wytłumaczyć obecną – bierną – postawę wymiaru sprawiedliwości wobec aktywności ugrupowań faszystowskich i faszyzujących?

– Dlaczego pozwala się na łamanie w biały dzień przepisów prawa karnego, jak i zapisów Konstytucji RP (art. 13)?

– Czy Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza w sposób zdecydowany reagować na przejawy działalności polskich rasistów?

Andrzej Otręba (SLD), 18.04.00

Odpowiedź zastępcy prokuratora generalnego – z upoważnienia ministra – na interpelację nr 3801

w sprawie organizacji o charakterze faszystowskim w Polsce oraz kolportażu w oficjalnym obiegu pism o treści rasistowskiej, antysemickiej i nacjonalistycznej

Funkcjonowanie organizacji o charakterze faszystowskim jest w Polsce zabronione. Stanowi o tym przede wszystkim Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodnie z art. 13 konstytucji zakazane jest istnienie partii politycznych odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w zdobyciu władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Oprócz konstytucji działalność partii politycznych w Polsce reguluje ustawa z dnia 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych (DzU nr 98, poz. 604). Art. 11 tej ustawy stanowi, że partię polityczną zgłasza się do rejestru prowadzonego przez Sąd Wojewódzki (obecnie okręgowy) w Warszawie. Sąd dokonuje wpisu partii politycznej do ewidencji niezwłocznie, jeżeli zgłoszenie jest zgodne z przepisami prawa. W razie powstania wątpliwości co do zgodności z konstytucją celów lub zasad działania partii politycznej, określonych w statucie lub programie partii, sąd zawiesza postępowanie i występuje do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o zbadanie zgodności celów partii politycznej z konstytucją (art. 14 ust. 1 ustawy o partiach politycznych). Sąd nie ma samodzielnych uprawnień do badania zgodności z konstytucją celów lub zasad działania partii politycznych. Uprawnień takich nie posiada także prokurator. Zgodnie z art. 42 ustawy o partiach politycznych rozpoznawanie spraw o stwierdzenie sprzeczności z konstytucją celów lub działalności partii politycznych należy do właściwości Trybunału Konstytucyjnego. Z wnioskiem takim, który musi być wszechstronnie udokumentowany, mogą wystąpić m.in. prezydent RP, marszałek Sejmu, marszałek Senatu, prezes Rady Ministrów, 50 posłów, 30 senatorów, pierwszy prezes Sądu Najwyższego, prezes NSA, prokurator generalny, prezes NIK, rzecznik praw obywatelskich (art. 191 konstytucji).

Z drugiej strony należy mieć na uwadze art. 11 konstytucji stanowiący, iż Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność tworzenia i działania partii politycznych. Jest to jedna z podstawowych zasad demokracji, a przesłanki jej ograniczenia muszą być traktowane ściśle.

W związku z powyższym przed wdrożeniem stosownego postępowania konieczne jest wskazanie, iż działania określonej partii naruszają art. 13 konstytucji, a to nie jest możliwe bez szerokich działań sprawdzających. W obowiązującym prawie brak jednak przepisów, które byłyby podstawą do takich działań. Jedynie Trybunał Konstytucyjny może zlecić prokuratorowi generalnemu, w celu zebrania i utrwalenia dowodów, przeprowadzenie dochodzenia w określonym zakresie w sprawie zgodności działania partii politycznej z konstytucją. Należy wszakże podkreślić, że to uprawnienie Trybunału Konstytucyjnego jest aktualne po skierowaniu do niego stosownego wniosku, inaczej mówiąc, po zawiśnięciu sprawy przed Trybunałem. Za przesłanki, które mogłyby uzasadniać wszczęcie takiego postępowania, można z pewnością uznać wyniki postępowań karnych, których przedmiotem były lub są zdarzenia inspirowane ideologią faszystowską i rasistowską, a mające związek z działalnością określonych partii politycznych. (...)

W 1995 r. czterech członków organizacji „Legion Polski”, będącej organizacją młodzieżową „Polskiego Frontu Narodowego” z Legionowa, dokonało 28 przestępstw, w tym zabójstwa, pobicia ze skutkiem śmiertelnym, pobić i napadów rabunkowych. Mając na uwadze przedstawione powyżej dane, stwierdzić trzeba, iż nie uprawniają one tezy formułowanej w interpelacji o dokonaniu od początku lat dziewięćdziesiątych przez skrajnie prawicowe bojówki kilkunastu zabójstw, gdzie tłem były konflikty rasowe czy ideologiczne.

Ze stanowiska Urzędu Ochrony Państwa uzyskanego na potrzeby niniejszej odpowiedzi wynika, że urząd, realizując swoje ustawowe zadania, monitoruje działalności ekstremistycznych ugrupowań, m.in. o orientacji neofaszystowskiej. Poczynione przez UOP ustalenia wskazują, że członkowie tych grup mają oparcie w młodzieżowej subkulturze skinheadów i utrzymują kontakty ze swoimi odpowiednikami zagranicznymi. Przejawia się to w spotkaniach, zlotach oraz wymianie materiałów propagandowych. Odnotowano także pojedyncze sygnały o zainteresowaniu przedstawicieli tych orientacji zdobywaniem broni i materiałów wybuchowych. Jednocześnie UOP poinformował, iż prowadził postępowania przygotowawcze w sprawach dotyczących przestępstw o podłożu rasistowskim, polegających głównie na wytwarzaniu, gromadzeniu i rozpowszechnianiu wydawnictw i innych przedmiotów pochwalających faszyzm. Zdarzeń będących ich przedmiotem nie można jednak wiązać z działalnością określonych partii politycznych.

Jeśli chodzi o zarzut, że wymiar sprawiedliwości zezwala na kolportaż prasy o jawnie antysemickim i rasistowskich charakterze, należy wskazać, że zgodnie z art. 14 konstytucji Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu. Wszelkie ograniczenia normy konstytucyjnej muszą być traktowane na zasadzie absolutnego wyjątku i być oparte na przepisach ustawowych. (...)

Art. 37 prawa prasowego stanowi, że do odpowiedzialności na naruszenie prawa spowodowane opublikowaniem materiału prasowego stosuje się zasady ogólne, chyba że ustawa stanowi inaczej. Przepisy rozdziału 7 Prawa prasowego (odpowiedzialność prawna) nie zawierają przepisów szczególnych w zakresie odpowiedzialności za treści antysemickie i rasistowskie. Mogą więc mieć zastosowanie inne przepisy karne, w szczególności zamieszczone w Kodeksie karnym. O ile zatem tego rodzaju teksty ukazują się w określonych wydawnictwach, organy ścigania reagują na nie, wszczynając stosowne postępowania, zmierzające do pociągnięcia ich autorów i wydawców do odpowiedzialności.

Reasumując, stwierdzić należy, iż zawarty w interpelacji zarzut bierności w ujawnianiu i ściganiu przestępstw o podłożu rasistowskim nie jest słuszny, nie został bowiem poparty konkretnymi przykładami. Organy ścigania, w tym prokuratura, reagują zgodnie z swoimi ustawowymi zadaniami na wszystkie przypadki naruszenia prawa, w tym także tego rodzaju, których dotyczy interpelacja.

W okresie od 1998 r. do maja 2000 r. w prokuraturach na terenie całego kraju zawisło 26 postępowań dotyczących występków o podłożu rasistowskim, z czego 6 zakończono aktami oskarżenia, 5 umorzono, 3 zakończono odmową wszczęcia postępowania przygotowawczego, a 12 spraw pozostaje w biegu. W żadnej z tych spraw nie ustalono, by sprawcy tych przestępstw związani byli z określonymi partiami politycznymi i realizowali ich programy. Tego rodzaju ustalenia nie dają prokuratorowi generalnemu podstaw do działania w trybie art. 191 konstytucji.

Zastępca prokuratora generalnego Włodzimierz Wolny, 09.06.00

Zapytanie nr 2192 do ministra sprawiedliwości

w sprawie stosowania art. 256 Kodeksu karnego

W związku z uzyskanymi przeze mnie – za pośrednictwem Stowarzyszenia „Młodzi Konfederaci” – niepokojącymi informacjami o wzmożonej aktywności organizacji społecznych i osób fizycznych łamiących art. 256 k.k. zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie odpowiedzi na następujące pytania:

1. Jak wygląda wykorzystywanie w praktyce prokuratorskiej oraz sądowej ww. przepisu?

2. Czy w praktyce sądowej do dnia dzisiejszego zapadł choć jeden wyrok na podstawie art. 256 k.k. od czasu ostatniej nowelizacji Kodeksu karnego ustanawiającej ten przepis – wobec osób lub organizacji społecznych propagujących treści gloryfikujące komunizm?

Adam Słomka (KPN-Ojczyzna), 30.06.00

Odpowiedź ministra sprawiedliwości na zapytanie nr 2192

w sprawie stosowania art. 256 Kodeksu karnego

Odpowiadając zapytanie posła Adama Słomki w sprawie stosowania art. 256 Kodeksu karnego, uprzejmie wyjaśniam, że w okresie od dnia 1 września 1998 r., kiedy to zaczął obowiązywać nowy Kodeks karny, zarejestrowano w jednostkach prokuratury łącznie 24 postępowania, których przedmiotem było zdarzenie polegające na publicznym propagowaniu faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływaniu do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych. (...)

W okręgu Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku zarejestrowano 5 spraw, to jest: 1 DS 604/99 Prokuratury Rejonowej w Koszalinie, w której w dniu 21 czerwca 1999 r. dwóm podejrzanym przedstawiono zarzut o popełnienie czynu polegającego na tym, że w dniu 18 lutego 1999 r. w Koszalinie, działając wspólnie, przez naklejanie w miejscu publicznym ulotek o treści nacjonalistycznej i rasistowskiej, a nadto znieważając grupy ludności z uwagi na ich przynależność narodową i rasową, nawoływali do nienawiści na tle różnic narodowościowych, rasowych i wyznaniowych, tj. o czyn z art. 256 K.k. i art. 257 K.k. przy zastosowaniu art. 11 § 2 K.k. W dniu 25 listopada 1999 r. w sprawie tej wniesiono akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Koszalinie.

Wyrokiem tego sądu z dnia 14 kwietnia 2000 r. obaj oskarżeni uznani zostali za winnych popełnienia zarzucanego im czynu i skazani na karę po 1 roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okresy próby po 4 lata, kary grzywny po 80 stawek dziennych po 10 zł, orzeczono dozór kuratora i przepadek dowodów rzeczowych. Wyrok ten nie jest prawomocny wobec apelacji wywiedzionej przez jednego z oskarżonych.

Druga ze spraw to postępowanie 1 Ds 3939/99 w zakresie dotyczącym 2 podejrzanych z art. 256 K.k. w zw. z art. 257 K.k. przy zastosowaniu art. 11 § 2 K.k., umorzone wobec stwierdzenia, że czyn, którego popełnienie im zarzucono, nie zawiera znamion czynu zabronionego, tj. na podstawie art. 17 § 1 pkt 2 K.p.k. Postanowienie to jest prawomocne.

W Prokuraturze Rejonowej w Słupsku prowadzono 3 sprawy:

1. 1 Ds 3223/99 – w dniu 30 września 1999 r. wniesiono akt oskarżenia przeciwko Leszkowi Bocianowi o to, że w czerwcu 1999 r. w Słupsku jako przewodniczący Zarządu Regionu Pomorskiego NSZZ „Solidarność 80” upublicznił poprzez wywieszanie w gablocie umieszczonej na budynku przy ul. Sienkiewicza kserokopii biuletynu zatytułowanego „Grabią Polskę Niemce i grabią odmieńce” zawierającego propagowanie nienawiści do narodu niemieckiego i żydowskiego, tj. o czyn z art. 256 K.k. Postanowieniem Sądu Rejonowego w Słupsku zwrócono tę sprawę do uzupełnienia postępowania przygotowawczego, które jest w toku.

2. 1 Ds 812/00 – dotyczące zredagowania i powielania biuletynu „Grabią Polskę Niemce i grabią odmieńce”, który w swej treści nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, tj. o czyn z art. 256 K.k. Postępowanie zostało umorzone wobec niewykrycia sprawcy.

3. 1 Ds 4896/99 – w dniu 16 stycznia 2000 r. wniesiono akt oskarżenia przeciwko Eugeniuszowi Linkowskiemu o to, że w okresie od 18 do 19 czerwca 1999 r. w Ustce na zjeździe NSZZ „Solidarność 80”, umieszczając na stoliku propagandowym biuletyn pt. „Grabią Polskę Niemce i grabią odmieńce”, propagował treści wyszydzające naród niemiecki i żydowski, tj. o czyn z art. 256 K.k. Sprawa nie została dotychczas zakończona w postępowaniu sądowym. (...)

W jednostkach organizacyjnych podległych Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie zarejestrowano ogółem 5 postępowań w sprawach dotyczących publicznego propagowania faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju.

Są to następujące sprawy:

1. 4 Ds 1734/98 Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów – postępowanie dotyczyło rozpowszechniania treści norodowo-socjalistycznych przez wydawnictwo „Gazety Wojennej”, które morzono wobec braku znamion czynu zabronionego (postanowienie prawomocne).

2. 1 Ds 540/99 Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów – w sprawie propagowania totalitarnego ustroju państwa w Statucie Deklaracji Programowej Związku Komunistów Polskich „Proletariat” – w sprawie tej odmówiono wszczęcia postępowania przygotowawczego (postanowienie prawomocne).

3. 3 Ds 522/99 Prokuratury Rejonowej w Olsztynie w sprawie propagowania faszystowskiego i innych ustrojów totalitarnych przez Wojciecha Maciejewskiego i Sebastiana Skazę w czasopiśmie „Warmiak”. Wyrokiem Sądu Rejonowego w Olsztynie z dnia 17 lutego 2000 r. ww. skazani zostali z art. 256 i art. 257 § K.k. w związku z art. 11 § 2 K.k. na kary po roku i 2 miesiące pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem ich wykonania na 3 lata i grzywny w wysokości po 50 stawek dziennych (po 20 zł). Wyrok jest prawomocny.

4. Ds 6/00 Prokuratury Rejonowej w Olsztynie Północ – w sprawie propagowania ideologii faszystowskiej w dniu 1 lipca 2000 r. w klubie „U Hasana” w m. Rogiedle w trakcie zjazdu ok. 200 osób z terenu całego kraju. W sprawie tej wszczęto w dniu 4 lipca 2000 r. dochodzenie w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa określonego w art. 256 K.k.

5. 1 Ds 1829/00 Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście – w sprawie propagowania faszyzmu w trakcie zorganizowanego w dniu 11 listopada 1999 r. w Warszawie przez Narodowe Odrodzenie Polski wiecu. W sprawie tej odmówiono wszczęcia postępowania przygotowawczego (postanowienie prawomocne). (...)

Jak wynika z przedstawionego wyżej zestawienia, od czasu wejścia w życie Kodeksu karnego z 1997 r. nie prowadzono postępowań przygotowawczych wobec osób lub organizacji społecznych propagujących treści gloryfikujące komunizm, a zatem brak jest też i orzeczeń sądowych w tym zakresie.

Minister Lech Kaczyński, 25.07.00

V kadencja Sejmu – interpelacje i zapytania poselskie

Interpelacja nr 1767 do ministra spraw wewnętrznych i administracji

w sprawie kontrolowania i zamykania stron internetowych propagujących faszyzm

Panie Ministrze! Internet w dzisiejszych realiach stanowi niewyczerpalne źródło pozyskiwania wiedzy, informacji, zapewnia rozrywkę i ułatwia komunikację międzyludzką. Niestety jest również wykorzystywany do szerzenia nienawiści, a także do celów przestępczych.

Jednym z najczęstszych przestępstw popełnianych przy pomocy sieci komputerowej jest propagowanie treści o charakterze faszystowskim. Internet stał się wyjątkowo niebezpieczną sceną propagowania rasizmu, ponieważ poprzez swoją dostępność trafia do wielu młodych ludzi niemających jeszcze wykształconego światopoglądu i często podatnych na propagandę ksenofobii.

Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego z dnia 28 marca 2002 r.: „Propagowanie, w rozumieniu art. 256 i 257 k.k., oznacza każde zachowanie polegające na publicznym prezentowaniu, w zamiarze przekonania do niego, faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa.”

Celem państwa prawa nie jest zabranianie nikomu wygłaszania własnych poglądów, jednakże wolność słowa kończy się w momencie, gdy zostaje naruszona godności osobista, prawa człowieka oraz gdy dochodzi do upokorzenia i prześladowań. Na straży wolności obywatelskich i praw człowieka stoi ustawa zasadnicza, która w sposób jednoznaczny zakazuje istnienia organizacji odwołujących się do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu lub prowadzenia działalności propagującej m.in. nienawiść rasową i narodowościową.

Mając na uwadze powagę problemu, zwracam się do Pana Ministra z pytaniami:

1. Czy prowadzone jest stałe monitorowanie sieci przez organy ścigania w celu wyszukiwania polskich stron, które:

– propagują treści rasistowskie,

– nawołują do przemocy na tle rasistowskim, etnicznym lub narodowościowym,

– propagują idee neofaszystowskie lub neonazistowskie,

– wykorzystują faszystowską symbolikę,

– wszystkich innych, które naruszają art. 256 i 257 k.k.

2. Czy strony o ww. tematyce są systematycznie zamykane, a osoby tworzące je ścigane?

3. Czy jest stworzony – i jeżeli tak, to jak wygląda – program ochrony dzieci przed treściami faszystowskimi dostępnymi w sieci internetowej?

4. Jakie obowiązki nakładane są na administratorów i właścicieli poszczególnych portali w celu zapobieżenia umieszczaniu w Internecie stron o tematyce faszystowskiej?

5. Jak wygląda współpraca polskich organów ścigania z organami innych państw w celu blokowania stron propagujących faszyzm, a umieszczonych na serwerach zagranicznych?

Janusz Krasoń (SLD), 14.03.06

Odpowiedź podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji – z upoważnienia ministra – na interpelację nr 1767

w sprawie kontrolowania i zamykania stron internetowych propagujących faszyzm

W przypadku ujawnienia publikowania na stronach internetowych treści mogących wskazywać na znieważenie grupy ludności albo poszczególnych osób z powodu ich przynależności narodowej, etnicznej, rasowej albo wyznaniowej oraz nawoływania do nienawiści rasowej (tj. publikowania treści mogących naruszać przepisy art. 256 i art. 257 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny (Dz.U. Nr 88, poz. 553 z późn. zm.), Policja podejmuje czynności operacyjno-procesowe w celu ustalenia wszelkich okoliczności sprawy.

Policja prowadzi również rozpoznanie organizacji i grup o charakterze rasistowskim i neonazistowskim. W zakresie monitoringu internetu współpracuje z założycielem internetu w Polsce – Naukową i Akademicką Siecią Komputerową (NASK), która w ramach współpracy międzynarodowej prowadzi tzw. gorącą linię „Hotline-Polska”, przyjmującą zgłoszenia o zamieszczaniu w Internecie treści mogących naruszać prawo. Zgłoszenia przyjmowane przez NASK przekazywane są Policji, w celu przeprowadzenia czynności sprawdzających. Należy podkreślić, że administratorzy serwerów w Polsce mają obowiązek dbania o „czystość” sieci internetowej. Nie mogą jednak bezprawnie blokować lub usuwać określonych stron i tekstów.

W ramach przeciwdziałania zjawisku rozpowszechniania treści faszystowskich w Internecie Policja prowadzi współpracę międzynarodową polegającą na wzajemnej wymianie informacji, doświadczeń i tak zwanej dobrej praktyki. Współpraca prowadzona jest między innymi w ramach Grupy Wyszehradzkiej (V4+1) oraz Policyjnej Grupy Roboczej do Spraw Terroryzmu (PWGT).

Z posiedzeń Grupy V4+1 wynika, że zagrożenie działalnością ekstremistyczną w Polsce, w porównaniu do innych krajów członkowskich, utrzymuje się na stałym, niskim poziomie. Największą aktywność notowano w latach 1993-1998. Po 2000 r. nastąpił znaczący spadek tego typu incydentów. Ponadto Policja zwalcza przestępstwa zgodnie z art. 256 i art. 257 Kodeksu karnego w ramach realizacji założeń Europejskiego Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii (EUMC). (...)

Z prowadzonego przez Policję rozpoznania nie wynika, aby obecnie istniało istotne zagrożenie popularyzacją rasizmu i ksenofobii. Prowadzone są jednak czynności mające na celu:

– właściwe przygotowanie zabezpieczeń wizyt i uroczystości państwowych, manifestacji i protestów,

– rozpoznanie i przeciwdziałanie ewentualnemu zagrożeniu terroryzmem rodzimym (krajowym),

– bieżącą realizację spraw związanych z naruszeniem prawa.

Wszelkie przypadki naruszenia prawa przez działaczy i zwolenników organizacji skrajnie prawicowych oraz lewicowych powinny być zgłaszane w jednostkach Policji, w celu ewentualnego wszczęcia postępowania przygotowawczego.

Działalność organizacji neofaszystowskich w Polsce sprowadza się do funkcjonowania grup stanowiących „odłamy” organizacji działających za granicą. Jest to działalność nieformalna, natomiast delegalizacja może dotyczyć legalnych i oficjalnych organizacji, których funkcjonowanie lub założenia programowe naruszają zapis art. 13 Konstytucji RP, czyli odwołują się między innymi do totalitaryzmu, nienawiści rasowej lub narodowościowej oraz przewidują utajnienie struktur lub członkostwa.

Do ustawowych zadań Policji należy rozpoznanie organizacji i grup o charakterze rasistowskim i neonazistowskim. W każdej z komend wojewódzkich w pionie prewencji znajdują się komórki odpowiedzialne m.in. za rozpoznawanie potencjalnych zagrożeń ze strony powyższych grup zarówno pod kątem zagrożenia ładu i porządku publicznego, jak i demoralizującego wpływu na małoletnich. Działania Policji obejmują również prowadzenie współpracy międzynarodowej oraz wymianie informacji, z uwagi na fakt, że grupy neofaszystowskie lub odwołujące się do symboliki faszystowskiej posiadają namiastkę struktur organizacyjnych w wymiarze ponadnarodowym.

W Polsce realizowane są założenia Krajowego Programu Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i Związanej z Nimi Nietolerancji. Działania te są rezultatem międzynarodowych zobowiązań Polski w kwestii wypełnienia zaleceń zawartych w dokumentach końcowych Światowej Konferencji Przeciwko Rasizmowi, Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i Związanej z Nimi Nietolerancji, zwołanej przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych (Durban, 31 sierpnia – 7 września 2001 r.). Dokumenty końcowe zostały przyjęte w drodze consensusu przez wszystkich uczestników. Na ich podstawie państwa zobowiązały się do opracowania i realizacji krajowych programów przeciwdziałania zjawiskom rasizmu, dyskryminacji rasowej, ksenofobii i związanej z nimi nietolerancji.

Strategicznym założeniem ww. Programu jest wypracowanie metod przeciwdziałania wyżej wymienionym zjawiskom i podjęcie praktycznych działań podnoszących poziom świadomości społecznej i kultury tolerancji. Priorytetowym założeniem jest prowadzenie prac badawczych, mających na celu określenie skali i zasięgu zjawisk ksenofobii i rasizmu. Ponadto, celem Programu jest uświadomienie obywatelom ich praw i obowiązków, związanych z zapobieganiem szerzeniu się tych negatywnych ideologii.

Podsekretarz stanu Władysław Stasiak, 14.04.06

VI kadencja Sejmu – interpelacje i zapytania poselskie

Interpelacja nr 4396 do ministra spraw wewnętrznych i administracji

w sprawie funkcjonowania na terytorium RP organizacji partyjnej odwołującej się w swojej działalności do praktyk komunistycznych

Konstytucja RP, jako najwyższe źródło prawa w naszym kraju, w art. 13 zakazuje istnienia partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa, albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa. Nadzór nad przestrzeganiem tego jakże słusznego, bo popartego historycznym doświadczeniem, przepisu ustawy zasadniczej powinien być przedmiotem szczególnej troski Rady Ministrów.

Tymczasem w ostatnim okresie na terytorium Polski uaktywniła się Komunistyczna Partia Polski. Organizacja ta w swoim logo używa wizerunku sierpa i młota, które są symbolami komunizmu – doktryny, która tak bardzo dotknęła kontynent europejski, pochłaniając miliony istnień ludzkich. (...)

Mając powyższe na uwadze, uprzejmie kieruję do Pana Ministra następujące pytania:

1. Czy Panu Ministrowi, jako członkowi rządu odpowiedzialnemu za bezpieczeństwo wewnętrzne, znane są realia działalności organizacji partyjnej Komunistyczna Partia Polski?

2. Czy Pan Minister dostrzega, że organizacja ta używa symboli komunistycznych, a także prezentuje idee komunistyczne?

3. Czy Komunistyczna Partia Polski prowadzi legalną działalność na terytorium RP, w tym czy została zarejestrowana zgodnie z procedurą przewidzianą w ustawie z dnia 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych (Dz. U. z 1997 r. Nr 98, poz. 604, ze zm.), a jeżeli nie, to jaka jest podstawa jej działalności?

4. Czemu Pan Minister nie zgłasza zastrzeżeń co do działalności tej organizacji, choćby do publikowanego przez nią czasopisma elektronicznego?

5. Mając na uwadze wyżej przywołany przepis Konstytucji RP, czy Pan Minister nie uważa za stosowne porozumieć się z prezesem Rady Ministrów celem złożenia wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z konstytucją celów lub działalności Komunistycznej Partii Polski?

Joachim Brudziński (PiS), 05.07.08

Odpowiedź sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji – z upoważnienia ministra – na interpelację nr 4396

w sprawie funkcjonowania na terytorium RP organizacji partyjnej odwołującej się w swojej działalności do praktyk komunistycznych

Na wstępie wskazać należy, że wyrażona w art. 2 Konstytucji RP zasada demokratycznego państwa prawnego stanowi jedną z podstawowych zasad ustroju Rzeczypospolitej Polskiej. Z zasady tej wynika między innymi obowiązek poszanowania wolności i praw jednostki, w tym również prawo organizowania się jednostek w celu wyrażania swoich poglądów politycznych czy ideologicznych. Konstytucja RP uznaje celowość istnienia partii politycznych, jak również stwarza podstawy prawne ich działalności, przyjmując zasadę pluralizmu politycznego, zgodnie z którą obywatele mogą się organizować i tworzyć partie polityczne w zależności od swych celów programowych i poglądów politycznych.

Jednocześnie ustawa zasadnicza w art. 13 wprowadza zakaz istnienia partii politycznych i innych organizacji przyjmujących niedemokratyczne struktury organizacyjne, metody działania i ideologię. Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Kompetencja Trybunału Konstytucyjnego w zakresie orzekania o zgodności celów lub działalności partii politycznych z Konstytucją RP wynika z art. 188 pkt 4 Konstytucji RP. Zgodnie z art. 43 ustawy z dnia 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych (Dz. U. z 2001 r. Nr 79, poz. 857, z późn. zm.) tryb rozpoznawania tych spraw określają przepisy ustawy z dnia 1 sierpnia 1997 r. o Trybunale Konstytucyjnym (Dz. U. Nr 102, poz. 643, z późn. zm.). Na podstawie przepisów przedmiotowej ustawy wyróżnić można dwie formy kontroli sprawowanej przez Trybunał Konstytucyjny: kontrolę prewencyjną oraz kontrolę następcza (represyjną).

Kontrola prewencyjna polega na badaniu – na zasadach i w trybie przewidzianych dla rozpoznania wniosków w sprawie zgodności aktów normatywnych z konstytucją – celów partii politycznych wyrażonych w statutach i programach (art. 56 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym). Kontrola ta ma miejsce na etapie rozpatrywania przez Sąd Okręgowy w Warszawie, jako sąd prowadzący ewidencję partii politycznych, wniosku o wpis do ewidencji (art. 14 ustawy o partiach politycznych) lub wniosku o wpis do ewidencji zmian wprowadzonych w statucie partii (art. 21 ustawy o partiach politycznych). Inicjatorem kontroli konstytucyjnej jest wówczas Sąd Okręgowy w Warszawie, a postępowanie przed Trybunałem Konstytucyjnym ma charakter wpadkowy w stosunku do właściwego postępowania o wpis do ewidencji. Zadaniem Trybunału Konstytucyjnego jest dokonanie wykładni statutu, programu i innych dokumentów, na których ma opierać się działalność partii, odtworzenie na tej podstawie jej celów lub zasad działania oraz zbadanie ich zgodności z Konstytucją RP. Podkreślić należy, iż z charakteru kontroli prewencyjnej wynika, że nie może ona doprowadzić do delegalizacji partii. Celem przedmiotowej kontroli jest zapobieżenie wpisowi do ewidencji partii, które nie odpowiadają kryteriom prawnym, lub zapobieżenie wprowadzeniu do statutu partii zmian, które nie spełniają tych kryteriów.

Przedmiotem kontroli następczej (represyjnej) jest natomiast działalność partii politycznych (art. 57 i 58 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym). Kontrola następcza ma bowiem miejsce, gdy zachodzą wątpliwości, czy działalność partii już wpisanej do ewidencji jest zgodna z Konstytucją RP. Wskazać należy, że w tym przypadku sąd nie jest uprawniony do inicjowania kontroli przed Trybunałem Konstytucyjnym. W myśl art. 191 Konstytucji RP z wnioskiem we wskazanych sprawach mogą wystąpić między innymi: prezydent Rzeczypospolitej, marszałek Sejmu, marszałek Senatu, prezes Rady Ministrów, 50 posłów, 30 senatorów, rzecznik praw obywatelskich. Każdy z wymienionych wyżej podmiotów może zainicjować kontrolę, jeżeli poweźmie wątpliwość co do zgodności działalności partii politycznej z Konstytucją RP. Zadaniem Trybunału Konstytucyjnego jest wówczas przeprowadzenie postępowania dowodowego (przesłuchanie świadków, zbadanie okoliczności faktycznych) w celu ustalenia, czy działalność partii narusza zasady konstytucyjne. Ciężar udowodnienia niezgodności z konstytucją spoczywa na wnioskodawcy, który w tym celu powinien przedstawić lub zgłosić dowody wskazujące na tę niezgodność. Kontrola następcza może prowadzić do delegalizacji partii politycznej przez Trybunał Konstytucyjny i do jej wykreślenia z ewidencji partii politycznych. Zgodnie z art. 47 ustawy o partiach politycznych Sąd Okręgowy po uprawomocnieniu się postanowienia o wykreśleniu wpisu partii z ewidencji zarządza likwidację partii politycznej.

Podkreślenia wymaga, że Komunistyczna Partia Polski została wpisana do ewidencji partii politycznych zgodnie z procedurą przewidzianą w ustawie o partiach politycznych. W dniu 9 października 2002 r. Sąd Okręgowy w Warszawie Wydział VII wydał postanowienie o wpisie Komunistycznej Partii Polski do ewidencji pod nr EWP 152. Tym samym Komunistyczna Partia Polski działa na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej legalnie, nieprzerwanie od 6 lat. (...)

Jednocześnie informuję, że w myśl art. 256 Kodeksu karnego publiczne propagowanie faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Przestępstwo to jest ścigane z urzędu, w związku z tym każdy, kto ma uzasadnione podejrzenie o jego popełnieniu, ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub Policję (z art. 304 § 1 Kodeksu postępowania karnego).

Sekretarz stanu Tomasz Siemoniak, 18.08.08

Uwagi: Zaprezentowane dokumenty prawne pochodzą z serwisów internetowych odpowiednich instytucji państwowych. Przepisy prawne są cytowane ściśle wg stanu prawnego na określony dzień (np. w omówieniu uchylenia określonego przepisu przez TK podany jest tekst przepisu wg stanu sprzed uchylenia go). Komentarze do Kodeksu karnego są podane na podstawie książki Andrzej Marek, Kodeks karny, Wolters Kluwer Polska, 2007, wyd. 4. Uzasadnienia orzeczeń sądowych nieznacznie skrócono, głównie przez usunięcie odsyłaczy zaciemniających podstawową treść. W przypadku interpelacji i zapytań poselskich usunięto zwroty grzecznościowe i dokonano skrótów. W przypadkach, w których dla poprawienia czytelności usuwano krótkie nieistotne fragmenty, pomijano wielokropek. W zestawieniu znajduje się również artykuł Rzecznika Praw Obywatelskich opublikowany w Rzeczpospolitej. Elementy szczególnie ważne dla rozważań zamieszczonych w dalszej części wpisu są podkreślone pojedynczą linią.

Zamęt w sferze symbolicznej a wolność przekonań

Zamęt w sferze symbolicznej, który cechuje współczesne społeczeństwa (będę nawiązywał także do innych nacji należących do cywilizacji zachodniej) jest zasmucający. Tym bardziej, że zamęt ten nie ma wiele wspólnego z pluralizmem i wolnością przekonań.

Pierwszym przejawem tego zamętu, przejawem, który będzie jasny dla osób znających podstawy historii, jest sposób, w jaki funkcjonują w świadomości społecznej XX-wieczne zbrodnie ludobójstwa. Jako symbole zła traktowani są przywódcy Hitler i Stalin, przy czym funkcja symboliczna tych postaci przesłania dziś okoliczności ich dojścia do władzy. Zapomina się w których krajach systemy totalitarne odniosły sukces, a które kraje systemy te odrzuciły i walczyły z nimi. Fanatyczne potępienie Hitlera skutkuje obecnie tym, że ucieka się od dyskusji na temat źródeł i kontekstu historycznego narodowego socjalizmu. Jak pisał niedawno Der Spiegel: „Dziś większość Niemców traktuje nazistów jak przybyszów z innej planety, którzy po prostu na pewien czas zniewolili w gruncie rzeczy porządnych Niemców. Niemieckiej opinii publicznej brak głębszej refleksji nad tym okresem i dopuszczenia do świadomości faktu, że Hitler był w gruncie rzeczy wykwitem niemieckiej kultury z jej przekonaniem o własnej wyższości, wyjątkowości i nieomylności.” To jednak odosobniony głos we współczesnych Niemczech. Z kolei w krajach postkomunistycznych całe zło komunizmu zwykle wygodnie sprowadza się do Stalina. Zgodnie z założeniami propagandy komunistycznej, nie tak dawno uskutecznianej siłą, Lenina traktuje się jako dobrego komunistę przeciwstawianego złemu komuniście – Stalinowi, przy czym w odniesieniu do działalności Stalina używa się zamiast określenia ludobójstwo – lżejszego określenia represje. Pisze się też laurki późniejszym komunistycznym funkcjonariuszom, aparatczykom. W Polsce należą do nich chociażby: Gierek, Jaruzelski, Kiszczak, którzy według współczesnych pokrętnych teorii traktowani są jako gospodarni przywódcy, bohaterowie, ludzie honoru itp.

Drugim przejawem tworzenia zamętu w sferze symbolicznej jest zadziwiająca niepisana zgoda między dawnym zimnowojennym Zachodem i Wschodem, że społeczne potępienie totalitaryzmu należy skupić przede wszystkim na Hitlerze, jego ideologii i symbolach. Zachód nigdy nie doznał bezpośrednio plagi komunizmu, a pokolenie ’68 czuło wręcz niezwykły sentyment do zbrodniczego systemu i jego symboli. Przedstawiciele tego pokolenia naiwnie wierzyli, że to dobry sposób buntu przeciwko skostniałemu – ich zdaniem – kapitalizmowi. Niestety antysystemowi aktywiści ’68 nie tylko świetnie zintegrowali się z systemem i dziś rządzą w polityce, w mediach, w kulturze masowej, ale i przejawia niesłabnący sentyment do komunistycznych symboli. Drugą stroną tej zgody są byłe państwa komunistyczne, które nie były w stanie rozliczyć się ze swoją przeszłością. Byli komuniści nazwali się socjaldemokratami czy też „lewicą demokratyczną” i wykorzystując swoje aktywa bez trudu pokonywali w wyborach swoich przeciwników, którzy byli tak samo goli i bosi, jak wtedy, gdy stawali do nierównej walki ze zbrodniczym systemem. Byli komuniści swoją władzę i wpływy wykorzystali przede wszystkim do tego, aby zapobiec rozliczeniu swoich niedawnych zbrodni, a niejako przy okazji chronić komunistyczne symbole. W przypadku byłych komunistów ta ochrona symboli nie wynika ze względów ideowych ani nawet sentymentalnych, a z czystej kalkulacji – zindoktrynowane społeczeństwo nie będzie wywierało presji na rozliczenia. Cynizm takich postaci jak nasz Kalisz, Olejniczak itd., gdy bronią rzekomych osiągnięć PRL-u, czy honoru byłych esbeków, jest mocno wyczuwalny, niemal namacalny. Byli komuniści wszak pierwsi się uwłaszczyli, stając się tym samym orędownikami przemian rynkowych i gorliwymi kapitalistami. Podsumowując, taryfa ulgowa dla komunistycznych symboli we współczesnym świecie jest łatwo zauważalna, ten aspekt dalej zostanie szeroko omówiony.

Symbole zła w zdrowym, demokratycznym i pluralistycznym społeczeństwie powinny być zrozumiałe bez prawnego dekretowania. Zapisy prawne poczynając od konstytucyjnego zakazu „totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu” tylko powiększają wspomniany zamęt i przynoszą szkody.

Po pierwsze, wymieniając explicite XX-wieczne totalitarne systemy już w jednym z pierwszych artykułów Konstytucji, prawodawca wykazuje najwyższą naiwność. Próbuje nas bowiem zabezpieczyć przed ideami dawno przebrzmiałymi. Zło na ogół nie przychodzi ze strony, z której wszyscy się go spodziewają. Sam faszyzm czy komunizm współczesnym wydawały się idealnymi sposobami na życie, na naprawę świata. Idee, które spowodują kolejne burze dziejowe dopiero się narodzą albo już istnieją, ale nam na razie wydają się dobre, a ich pełne znaczenie zrozumieją dopiero potomni. Bardzo krótkowzroczne było wieszczenie końca historii przez zachodnią cywilizację końca XX wieku, zachłyśniętą względnym dobrobytem. Powtarzam więc, iż zabezpieczanie się w Konstytucji akurat przed faszyzmem i komunizmem to naiwność granicząca ze śmiesznością, która nie przystoi aktowi takiej wagi i powagi jak Konstytucja. Jeżeli nawet znajdzie się grupa ludzi złych i przebiegłych, zamierzająca posiąść dyktatorską władzę, to przecież elementarny rozsądek sprawi, że sięgną po metody bardziej finezyjne, niż odwołanie się do przebrzmiałych i skompromitowanych ideologii, które nie mają dziś żadnych szans na szerszy oddźwięk społeczny.

Po drugie, prawodawca stwarza tu pole do niekończących się sporów między tym co wolno, a czego już nie wolno w ramach wolności słowa. Pole do dowolnej interpretacji, do demoralizującej niekonsekwencji w penalizowaniu różnych zachowań, a nawet do manipulacji, od której nie jest wolny żaden system prawny, a polski w szczególności. Znacznie lepsza byłaby tu całkowita rezygnacja z ograniczania wolności słowa. Dla poszkodowanego zwykle nie stanowi wielkiej różnicy, czy został zraniony przez ekstremistę faszystowskiego, komunistycznego, czy też – dajmy na to – fanatycznego wyznawcy zoroastrianizmu. Rola państwa powinna w tym wypadku ograniczyć się do potępienia przemocy oraz sprawnego ścigania i osądzania winnych. Należy też pamiętać, że nadmiar agresji u części młodych mężczyzn oraz łączenie się ich w grupy kultywujące przemoc jest raczej cechą naszego gatunku niż takiej czy innej ideologii. Szyld ma tu znaczenie drugorzędne – może nim być równie dobrze dowolna subkultura, klub piłkarski, osiedle, lokalna mafia. Intencją prawodawcy, przy formułowaniu normy konstytucyjnej zakazującej faszyzmu i komunizmu wszak nie było zabezpieczenie przed pospolitymi przestępstwami tylko przed zbrodniczym systemem. A takiej roli ta norma już nie pełni, jak wcześniej wykazano. Ma ona jednak niszczący wpływ na wolność słowa. Niewielu jest bowiem chętnych do narażania się systemowi, mało kto też może konsultować każdą kontrowersyjną wypowiedź z prawnikami. W typowym przypadku osoba wypowiadająca się publicznie będzie wolała dokonać prewencyjnej autocenzury lub w ogóle zrezygnować z kontrowersyjnej wypowiedzi, niż narażać się na proces i wszystkie związane z tym niedogodności, nawet gdyby okazało się, że ostatecznie sąd przyznałby takiej osobie rację. A przecież wiadomo, że wyroki sądów zależą od wielu czynników – także od zaplecza materialnego, które pozwala zorganizować sobie drogą profesjonalną obronę.

Wolność przekonań a ład społeczny

Szkodliwość przepisów ograniczających wolność słowa i przekonań i wynikające z ich stosowania rozmaite absurdy również zostaną szerzej omówione w kolejnych rozdziałach. W tym miejscu zastanówmy się przez chwilę nad alternatywnym sposobem ochrony ładu społecznego, czy w ogóle taki sposób istnieje. Przyjmijmy pewne hipotetyczne założenia. Wyobraźmy sobie, że konstytucja i inne przepisy prawne gwarantują pełną wolność słowa i przekonań. Dość oczywisty wyjątek stanowią przypadki nawoływania do popełniania takich przestępstw jak stosowanie przemocy, zabójstwa. Celowo wymieniłem tylko najcięższe przestępstwa, a zasadność tak wąskiego zakresu ograniczenia wolności słowa wykażę na przykładzie.

Jeśli w naszym funkcjonującym systemie jest zakazana samodzielna produkcja alkoholu czy też paliwa, to być może przyjęcie takich reguł było uzasadnione. Jednak dopuściłbym istnienie partii, która sprzeciwia się takim regułom. I to nie tylko sprzeciwia się biernie, przez nawoływanie do zmiany tych reguł, ale i czynnie – przez nawoływanie do samodzielnej produkcji alkoholu, paliwa oraz propagowanie odpowiednich instrukcji. Czasem bowiem trzeba radykalnych metod, by bezwładny i skostniały system zmusić do zmian. Gdyby została wynaleziona metoda prostej, taniej produkcji paliwa na własną rękę, to przy istniejących regułach nasz system mógłby długo blokować jej szersze stosowanie, a w końcu doprowadziłby do sytuacji, w której główna część korzyści przeszłaby w ręce koncernów paliwowych i samego państwa. Gdyby jednak konstytucja dopuszczała pełną wolność przekonań, to mogłaby powstać partia, która spopularyzowałaby początkowo nielegalną metodę produkcji paliwa, a w końcu doprowadziłaby do zmiany przepisów. Oczywiście do czasu zmiany przepisów, każdy naruszałby je na własną odpowiedzialność, narażając się na sankcje. Najważniejsze jest samo dopuszczanie do głosu także partii kontestujących system, taki jest bowiem według mnie sens pluralizmu. Demokracja, w której prawo do działalności mają tylko ci, którzy w gruncie rzeczy nie chcą nic zmieniać jest trochę oszustwem, bo wiemy z praktyki, iż czysto deklaratywna wola zmian zwykle przegrywa z inercją systemu. Demokratyczne wybory są w praktyce niekończącym się ciągiem rozczarowań następujących wkrótce po uformowaniu nowych rządów. Przejawem takiego odbioru społecznego współczesnej demokracji jest niska frekwencja w wyborach. W moim przykładzie z paliwem doprowadzenie do sytuacji, w której część ludzi – z reguły bardziej przedsiębiorczych, zaradnych – łamie reguły systemu, powinno doprowadzić z czasem do niebezkonfliktowej, acz w sumie dosyć łagodnej regulacji (tuningu) i poprawy tego systemu. Brak możliwości takiej regulacji, który przejawiłby się w delegalizacji hipotetycznej partii wzywającej do produkcji paliwa na własną rękę, nie zlikwidowałby ludzi zaradnych, natomiast spowodowałby narastanie frustracji i konfliktów. W tym przykładzie nielegalna powinna być partia, która przykładowo wzywa do wysadzania w powietrze stacji benzynowych, ale nie partia, która propaguje tanią produkcję paliwa. Analogiczne przykłady można mnożyć. Podobno w wielu krajach istnieją odpowiedniki szwedzkiej Piratpartiet – Partii Piratów (bynajmniej nie chodzi tu o piratów somalijskich). W tym przypadku mamy do czynienia z praktycznym przejawem powyższego, po części abstrakcyjnie przedstawionego problemu, czyli: jak powinna działać partia, która chce istotnie zmienić system, by uniknąć zlikwidowania przez system na starcie. Szczegóły umożliwiające funkcjonowanie systemu, w którego założeniach mieści się dopuszczenie do względnie łagodnych konfliktów społecznych, wymagają starannego dopracowania. Na pewno w takim systemie nie byłaby wskazana totalna kontrola jednostek, do której przy użyciu teleinformatyki i biometrii zmierzają współczesne demokracje, które paradoksalnie wymieniają hasło wolności na wszystkie sposoby.

Wróćmy do hipotetycznej konstytucji, która gwarantuje pełną wolność słowa i przekonań. Posłużmy się takim zmyślonym przykładem, w którym hipotetycznie przeanalizujemy zagrożenie dla ładu społecznego. Oto powstaje zupełnie nowa ideologia, niepodobna do dotychczasowych, nazwijmy ją depresjonizm. Cechuje się ona tym, że jej zwolennicy popadają w taką melancholię, że aż wypadają ze swoich ról społecznych. Albo inna, powiedzmy wirtualizm, która zachęca do tego, by 24 h na dobę spędzać w świecie MMORPG (np. World of Warcraft). Ideologie te w miarę rozprzestrzeniania się zaczynają stanowić poważne zagrożenie dla ładu społecznego (ludzie przestają chodzić do pracy). Punktem krytycznym jest założenie przez ich zwolenników własnych partii. Wiadomo już, że dopuszczenie do zarejestrowania tych partii będzie miało katastrofalne konsekwencje, ale w naszym hipotetycznym państwie jest gwarancja pełnej wolności przekonań, a powstające partie nie nawołują do ciężkich przestępstw – zabójstw, terroryzmu, co w prawdziwie wolnym państwie byłoby jedynym uzasadnieniem dla odmowy działalności. Nawiasem mówiąc, przed takimi ideologiami nie zabezpiecza nas nawet nasza restrykcyjna konstytucja, gdyż – jak pisałem wcześniej – nowe czasy prawdopodobnie przyniosą zupełnie nowe zagrożenia. Otóż proponowałbym: zamiast wprowadzać oderwane od rzeczywistości wyliczenia zakazanych ideologii i symboli w Konstytucji czy innych aktach prawnych, wprowadzić prawo, które pozwoli dynamicznie reagować na nowe, rzeczywiste zagrożenia. Mógłby to być na przykład zapis w konstytucji, który pozwala zdelegalizować każdą partię czy organizację większością powiedzmy 2/3 głosów. Wysoki próg, ewentualnie jeszcze dodatkowe zabezpieczenia instytucjonalne, powinny wystarczająco zabezpieczać przed nadużywaniem tego przepisu, a jednocześnie umożliwiać systemowi reakcję na konkretne i rzeczywiste a nie tylko wyimaginowane zagrożenie ideologiczne, bez zakładania a priori szkodliwości takich czy innych ideologii we współczesnych realiach.

Warto dodać pewną uwagę metaprawną. Otóż gwarancja wolności słowa i przekonań w rozumieniu takim, jak przedstawiłem w tym rozdziale, byłaby przejawem pewnego porozumienia między prawodawcą a ogółem społeczeństwa. Porozumienia zakładającego dojrzałość tegoż społeczeństwa, która sama z siebie wyklucza możliwość triumfu jakiegoś złowrogiego totalitaryzmu. Takie „porozumienie” byłoby znakomitym fundamentem systemu prawnego, który społeczeństwo mogłoby postrzegać jako własny, którego stosowanie pomaga w codziennym życiu, a nie jako taki który jest dolegliwością narzuconą przymusem przez opresyjne państwo.

Nie jest tak, że nasze polskie społeczeństwo nie dojrzało do demokracji, jak twierdzą oszołomy z obozu Adama Michnika za każdym razem, gdy wybory pójdą nie po ich myśli. W rzeczy samej takie uwagi z ich strony są wysoce nie na miejscu w odniesieniu do narodu o tysiącletniej tradycji, który wyszedł obronną ręką z tak wielu opresji. Prędzej można powiedzieć, że to obóz Michnika nie dorósł do demokracji, skoro demokracja dla nich jest dobra tylko wtedy, gdy rządzą „nasi”, czyli partie, które są ich aktualnymi pupilkami (ROAD, UD, UW, LiD, PO). A jeśli jesteśmy przy tradycjach naszego narodu, to nie sposób nie zauważyć, że próba narzucania nam zakazów związanych z propagowaniem faszyzmu i komunizmu jest dla nas wręcz obraźliwa. To trochę tak, jakby ktoś został przez bandytów prawie na śmierć zatłuczony młotkiem i w końcu, gdy po latach leczenia i rehabilitacji doszedł do siebie, dostał zakaz dotykania młotka, bo to narzędzie jest dla niego zbyt groźne. Niech antytotalitarne zakazy dotyczą narodów, które faktycznie kiedyś wyhodowały u siebie totalitaryzmy, jak Niemcy i Rosjanie. Niech oni udowodnią, że umieją rządzić się demokratycznie i zrezygnować z ekspansywnej polityki – a wtedy przyjmiemy ich starania z umiarkowanym optymizmem.

Ograniczenie wolności przekonań jako substytut rozliczeń

Ledwie sześćdziesiąt parę lat temu we Włoszech Benito Mussolini został uznany za zbrodniarza i rozstrzelany wraz ze swoją kochanką Clarą Petacci, a ich zwłoki zostały sprofanowane przez powieszenie na widok publiczny głowami w dół w Mediolanie. Taki koniec faszystowskiego przywódcy sam wielki Winston Churchill skwitował słowami: „Ha! Nie żyje ta krwawa bestia!” Czyli nawet tak drastyczny los zbrodniarzy nie wzbudzał protestu społeczeństw ani elit europejskich. Dla masowej wyobraźni znacznie większe znaczenie miał ten marny koniec zbrodniarzy, niż jakiekolwiek werbalne czy normatywne potępienie faszyzmu. Nieprzypadkowo przez dziesięciolecia tyle emocji wzbudzała domniemana ucieczka części nazistowskich zbrodniarzy czy nawet samego Hitlera do krajów Ameryki Południowej. Nie przypadkowo też sowiecki reżim – mający na sumieniu własne ludobójstwa, jeszcze większe od nazistowskich – prowadził własną grę, do końca swojego istnienia ukrywając los Hitlera i jego zwłok. Nie inaczej jest w dzisiejszych czasach: rozprawę z Saddamem Husajnem zakończono tak a nie inaczej – upokorzeniem i egzekucją, gdyż zdecydowano, że w ten sposób najpełniej dotrze do świadomości społecznej w Iraku upadek krwawego reżimu.

W kraju o wysokiej kulturze, jakim zawsze była i jest Polska, nie oczekiwałem żadnych bezprawnych upokorzeń komunistycznych zdrajców i zbrodniarzy czy też profanacji ich zwłok. Wystarczyłoby mi w zupełności uczciwe osądzenie i wykonanie wyroków śmierci po dokonaniu transformacji systemu z komunistycznej dyktatury na demokrację. Nieodzowne jest też zdegradowanie funkcjonariuszy komunistycznego reżimu, bo to, że tak nikczemne postacie, jak Jaruzelski, Kiszczak czy zamieszani w morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki – Ciastoń i Płatek, cieszą się do dziś generalskimi szarżami i płynącymi z tego przywilejami to wielki wstyd dla naszego narodu, także wobec przyszłych pokoleń. Przyszłych pokoleń bowiem nie będzie uczył historii Adam Michnik, przyjaciel Jerzego Urbana, dla którego zdrajcy Polski są ludźmi honoru.

Myliłby się ktoś, przypisując takim intencjom małostkową mściwość, wszak nie żądam dla komunistycznych zdrajców i zbrodniarzy kaźni, jaką zgotowali wielu Polakom (ks. Jerzy Popiełuszko jest postacią symboliczną, ale też jednym z wielu torturowanych i zabitych). W moim wewnętrznym kodeksie za zdradę stanu, jakiej niewątpliwie dopuścili się wszyscy przywódcy Polski i ich najbliżsi współpracownicy w czasach komunistycznego reżimu służalczego w stosunku do Moskwy, nie istnieje wystarczająco wysoka kara. Dlatego dla mnie osobiście ich los oraz warunki, w jakich dożyją swoich nędznych żywotów, są całkowicie obojętne. Choć, jeśli mają żyć, to lepiej, gdyby wyemigrowali lub zostali wydaleni do Rosji, tam jest dla nich najlepsze miejsce. Jeśli domagam się dla nich kary śmierci, to nie ze względu na mściwość, tylko ze względu na niezwykle ważny interes społeczny, jakim jest oczyszczenie naszej sfery symbolicznej. Bez rozliczenia komunistycznych zdrajców i zbrodniarzy, na zawsze będzie ona u nas pełna zamętu.

Komunistyczni zdrajcy i zbrodniarze z naszego podwórka, chociażby: Gierek, Jaruzelski, Kiszczak, powinni zostać skazani na śmierć i straceni od razu w 1989 roku. Nie mielibyśmy wtedy wstydliwego epizodu w najnowszej historii, gdy w rzekomo wolnej już Polsce Jaruzelskiego uczyniono prezydentem. Dzisiaj mniej byłoby problemów z oszołomami, którzy chcą stawiać pomnik Jaruzelskiemu, czy imieniem Gierka nazywać ulice. W naszym świecie rządzącym się dziwnymi, pokrętnymi zasadami zbrodniarze mogą jednak nie tylko spać spokojnie, ale i walczyć o przejęcie sfery symbolicznej. Zwyciężyli oni swoich przeciwników z opozycji pod względem politycznym (przynajmniej w najnowszej rundzie), a roszczą sobie również pretensje do zwycięstwa moralnego, każąc ludziom uwierzyć w swoją wersję historii, przypisując sobie przy tym dokonania, które rzekomo zapewniły Polsce wolność i dobrobyt. W ich wersji stan wojenny miał uratować Polskę przed wyimaginowanymi nieszczęściami a rzekome oddanie władzy miało być aktem historycznej wspaniałomyślności i wielkości (w rzeczywistości zachowali władzę, tyle że w innej formie). Ludzie, którzy dawno powinni zostać straceni podobnie jak dyktator i zbrodniarz Saddam Husajn w Iraku, piszą nam dziś historię.

Ciekawym zjawiskiem jest ogromna skala usług oddawanych ludziom dawnego systemu, zwanym teraz postkomunistami, przez znaczną część dawnych przeciwników z obozu opozycji. Pomoc ta dotyczy legitymizacji postkomunistów właśnie przez tworzenie zamętu w sferze symbolicznej i retuszowanie historii (słynne rozgrzeszające: „wszyscy byliśmy umoczeni” Michnika). Często ci formalnie dawni przeciwnicy byli elementami systemu jeszcze przed jego transformacją w demokrację jako agenci działający na rzecz tego systemu a na szkodę opozycji. W tej tajnej roli oddawali dawnemu systemowi jeszcze większe usługi niż jego jawni funkcjonariusze. Wydawałoby się, że po transformacji systemu różnica między rzeczywistymi opozycjonistami a agentami udającymi opozycjonistów traci na znaczeniu, skoro jedni i drudzy stali się teraz otwartymi sojusznikami postkomunistów i przyłączyli się do nich w ramach tzw. kooptacji. Jednak nie jest to dobry tok myślenia, gdyż czym innym jest jawne dokonanie życiowego wyboru i poddanie go ocenie społecznej, a czym innym – oszukiwanie społeczeństwa. W ten sposób doszło do żenującego zjawiska polegającego na tym, że lustrację bardziej gorliwie atakują dokooptowani do systemu opozycjoniści niż postkomuniści. Tym ostatnim zależało przede wszystkim na utrzymaniu w tajemnicy działalności WSI oraz obronie przywilejów byłych esbeków.

Na skutek wymienionych zjawisk doszło dziś do odrzucającego w swoim zakłamaniu fetowania okrągłego stołu przez obie strony ponoć walczące ze sobą w czasach komunizmu. Społeczeństwu, które jako jedyne było przedmiotem szykan ze strony komunistycznego reżimu, a potem jako jedyne ponosiło koszty transformacji, pozostawiono rolę przymusowego oklaskiwania zjednoczonych dziś starych i nowych włodarzy, co przypomina mi jako żywo zakończenie Folwarku zwierzęcego: „Nie było już żadnych wątpliwości, co się zmieniło w ryjach świń. Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł rozpoznać, kto jest kim.” Dzisiejsze elity, wspominając sukces, jakim bez wątpienia było z ich punktu widzenia bezbolesne przeniesienie aktywów z komunizmu w kapitalizm lub udana kooptacja, pomijają jeden aspekt ówczesnej sytuacji w tych wspominkach. Starają się nie pamiętać atmosfery w polskim społeczeństwie AD 1989 i kilku następnych lat.

W społeczeństwie radość z tzw. końca komunizmu szybko zmieniła się w zdumienie przechodzące w szok. Najbardziej znienawidzeni komuniści, a jednocześnie najbardziej rozpoznawalne twarze stanu wojennego, zostali prominentami w rzekomo wolnej Polsce. Jaruzelski nazywany w czasach reżimu komunistycznego z mieszanką pogardy i nienawiści Jaruzel – został prezydentem. Jest to szczególnie wstydliwy, wręcz haniebny epizod naszej najnowszej historii. Jerzy Urban, który z kolei w czasach komunizmu był nazywany głównie niecenzuralnymi określeniami, wkrótce dał się poznać w roli kapitalisty i redaktora naczelnego obelżywego pisemka Nie. Z oddaniem prezydentury Jaruzelskiemu mam osobiste wspomnienie. Byłem świadkiem demonstracji w Warszawie pod hasłami protestu przeciw tej prezydenturze w pierwszych dniach lipca 1989 r. Garstce studentów przeciwstawiono ogromną liczbę ZOMO, była to prawdziwa demonstracja siły. Jeden z dowódców nawoływał przez megafon: „Ta anarchia musi się skończyć!” Studenci prowadzili swego rodzaju prowokacyjną grę z bandycką władzą, chowając się przed szturmującymi zomowcami w kościele, do którego ci ostatni nie mieli wstępu. Jednak jednego z tych biedaków zomowcy dopadli na schodach i łaźnia jaką mu tam sprawili jest dla mnie do dziś bolesnym wspomnieniem.

Nastąpiło dramatyczne pogorszenie i tak mizernej sytuacji materialnej całych grup społecznych na skutek hiperinflacji i spadku realnych dochodów. Ciężką sytuację w zubożałym i zdezorientowanym społeczeństwie wykorzystywali oszuści rozmaitych gatunków. Pierwszą lekcją były spekulacje kantorowym kursem dolara (nieoficjalnej waluty) w 1990: na szybkich zmianach kursu między 10000 a 20000 zł zwykli ludzie tracili resztki oszczędności a zarabiali cinkciarze, mafie i aferzyści. Nastąpiła złodziejska prywatyzacja – zasoby 38-milionowego kraju z typowym dla socjalistycznej gospodarki dominującym sektorem państwowym w krótkim czasie rozpłynęły się. Drugą lekcją było wielkie oszustwo państwa w stosunku do obywateli, czyli Program Powszechnej Prywatyzacji rozpoczęty w 1994 r. – rzekoma rehabilitacja elit za poprzednie afery okazała się kolejną aferą. Społeczeństwo zostało „wyedukowane”, iż papierek kupiony za 20 zł można w odpowiednim momencie sprzedać za 100 zł. Cinkciarze ostatni raz mieli swoje 5 minut.

Nie lepiej przedstawiały się początki demokracji. W wyborach prezydenckich 1990 społeczeństwo w odruchu rozpaczy postawiło na oszołomów – Lecha Wałęsę i Stana Tymińskiego. W II turze Wałęsa obiecujący każdemu 100 mln zł wygrał z kandydatem z czwartego wymiaru promującym się za pomocą czarnej teczki i książki Święte psy. 100 mln starych zł to 10 tys. nowych zł, dzisiaj po uwzględnieniu inflacji – jakieś 25 tys. zł. W wyborach parlamentarnych 1991 r. zastosowano nietypową ordynację obliczoną na rozbicie sceny politycznej. Brak progu wyborczego spowodował, że w sejmie znalazły się tak osobliwe twory jak Partia X, Sojusz Kobiet przeciw Trudnościom Życia czy Polska Partia Przyjaciół Piwa, która już w Sejmie podzieliła się na frakcje: Duże Piwo i Małe Piwo. Jak na warunki rozdrobnionego Sejmu stosunkowo wysoki wynik miały m.in. KPN Leszka Moczulskiego, która zebrała głosy pod hasłami patriotycznymi i KLD Donalda Tuska – pod hasłami liberalnymi. Jeszcze więcej głosów otrzymało PC Jarosława Kaczyńskiego. Dzięki PC udało się stworzyć jedyny rząd w tym dziesięcioleciu dający szansę na pozytywne zmiany – rząd Jana Olszewskiego. Rząd jednak upadł w czasie słynnej nocnej zmiany w nocy 04/05.06.1992, w której po raz pierwszy doszło do jawnego (acz nie nagłaśnianego szczególnie) sojuszu postkomunistów i dawnej opozycji w celu obrony agentów przez zdemaskowaniem. W tajnym spotkaniu z prezydentem Wałęsą, który bardzo obawiał się ujawnienia akt „Bolka” uczestniczył m.in. młody wówczas lider KLD Donald Tusk („panowie, policzmy głosy” – tak starał się robić wrażenie elokwentnego, poza tym nie miał wiele do powiedzenia). Najdziwniejsze jest jednak to, że do tej egzotycznej – jak na tamte czasy – koalicji przystąpił Leszek Moczulski. Sprawa stała się jasna, gdy okazało się, iż również on był agentem SB. Nocną zmianę można więc uznać za wynik oszustwa i to na wielu poziomach. Na poziomie legitymacji społecznej było to oszustwo, bowiem KPN przejął głosy najbardziej radykalnie antykomunistycznej części społeczeństwa, która z pewnością nie legitymizowała obrony komunistycznych agentów. Moczulski, idąc na układ z postkomunistami, moim zdaniem sprawił, że nie można przyznać nocnej zmianie legitymacji społecznej. W kontekście tych faktów nocną zmianę można uznać za faktyczny zamach stanu – akcję tajnych agentów (z bardziej znanych: Wałęsa, Moczulski, Kwaśniewski) realizowaną ze stwarzaniem pozorów zachowania prawa. Są pewne przesłanki, by twierdzić, że Wałęsa w tym czasie był już przejęty przez WSI i realizował polecenia tychże służb.

Podsumowując, mamy w połowie lat 90. sytuację społeczeństwa oszukanego i upokorzonego. Długie 10 lat rządów Aleksandra Kwaśniewskiego 1995-2005 było etapem konserwacji naszkicowanego tu pokrótce układu. W takich okolicznościach wpisanie do konstytucji z 1997 r. zakazu komunizmu było bardzo mizernym substytutem rozliczeń z komunizmem już tylko w sferze symbolicznej, dodajmy – rozliczenia nieefektywnego nawet w tej sferze. Po uwłaszczeniu byłych komunistów i zagwarantowaniu sobie przez nich wpływów politycznych uczyniono taki pusty gest. Przepis ten jest zbędnym ograniczeniem wolności słowa, demoralizującym martwym przepisem (w Polsce bez przeszkód działa od 2002 r. Komunistyczna Partia Polski), wreszcie ma zamknąć usta tym, którzy twierdzą, że komunizm w Polsce nie został właściwie rozliczony.

Artykuł 13 Konstytucji RP

Mamy dość obszerną literaturę skupiającą się na interpretacji przepisów dotyczących zakazu propagowania określonych ideologii totalitarnych. Wśród opracowań znajdują się artykuły dotyczące konkretnych spraw sądowych i orzeczeń, w kontrowersyjnych przypadkach orzeczenia te są poddawane krytyce. Zupełnie pomijana jest natomiast sama idea prawnego normowania sfery symboli. Ja stoję na stanowisku, iż złe jest samo stanowienie prawa wchodzącego zbyt mocno w sferę symboli, a w szczególności ustanowienie zakazów dotyczących określonych ideologii w konstytucji i w kodeksie karnym było pozbawione sensu, a wręcz szkodliwe, co szerzej uargumentowałem w poprzednich rozdziałach. Co więcej, obecnie obowiązujące u nas normy są szczególnie źle pomyślane, niekonsekwentne i szkodliwe.

Artykuł 13 Konstytucji RP z 1997 r. zawiera zakaz dotyczący partii politycznych i organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu. Nie chcę już nawet wchodzić w to, że zakaz jest sformułowany mętnie. Zakazane są bowiem jedynie „metody i praktyki”, co może w każdym konkretnym przypadku powodować konieczność historycznej analizy i odwołania się do ekspertów, którzy ocenią czy dana metoda lub praktyka jest swoistą cechą danej ideologii czy też nie. Norma nie wyraża wprost zakazu prezentowania określonych symboli, co w praktyce oznacza, że będzie presja na penalizację prezentowania swastyki przy tolerancji dla sierpa i młota. Osobiście uważam oba symbole za nośniki porównywalnego ładunku zła i nienawiści. Tym niemniej problemem tego mętnego sformułowania nie będę się dalej zajmował.

Artykuł 13 wprowadzający zakaz odnoszący się do określonych XX-wiecznych ideologii – nazizmu, faszyzmu i komunizmu sprawia, że konstytucja ustanowiona u progu XXI wieku śmiesznie kręci się wokół dawno przebrzmiałych idei. Oznacza to, że jej twórcy zdecydowanie nie byli wizjonerami. Kolejność wymienionych w artykule 13 ideologii jest nielogiczna, ale zapewne przyjęta nieprzypadkowo. Nieprzypadkowo też zdecydowano się na inne drobne manipulacje: użyto w dokumencie takiej wagi kolokwialnego określenia nazizm zamiast poprawnego historycznie określenia narodowy socjalizm oraz wymieniono dwie ideologie typu faszystowskiego oraz tylko jedną typu komunistycznego, podczas gdy komunizm doczekał się wielu odmian. Trzymając się tymczasem katalogu totalitaryzmów wyszczególnionych w artykule 13 Konstytucji, zacznę krytykę tego artykułu od przyjętej w nim kolejności.

W krytyce tej zakładam, że faszyzm wyliczony równoprawnie obok narodowego socjalizmu musi odnosić się do faszyzmu włoskiego. Kolejność historyczna powinna zatem wyglądać następująco: komunizm, faszyzm, narodowy socjalizm. Pod względem liczby ofiar poniesionych przez naród polski oba totalitarne systemy są winne ludobójstwa liczonego w milionach istnień, oba też szczególnie zajadle niszczyły nasze elity umysłowe. Bez głębszej analizy historycznej spróbujmy określić kolejność systemów w aspekcie ludobójstwa na naszym narodzie: narodowy socjalizm, komunizm, faszyzm. Logicznie rozumując, najistotniejsza z punktu widzenia polskiego systemu prawnego jest kwestia realnego zagrożenia odrodzeniem się poszczególnych totalitaryzmów w Polsce. Z tego punktu widzenia samo wprowadzanie takich norm jest wręcz obraźliwe dla naszego narodu, gdyż totalitaryzm jest nam kulturowo całkowicie obcy. Filozoficzne korzenie obu głównych XX-wiecznych totalitaryzmów sięgają przede wszystkim XIX-wiecznych Niemiec. Manifest komunistyczny wydali niemieccy filozofowie Marks i Engels w 1948 roku. Natomiast korzenie faszyzmu sięgają do prądów nacjonalistycznych i rasistowskich, które opanowały w II poł. XIX wieku całą Europę, ale na szczególnie podatny grunt trafiły w Niemczech. Ostatecznie wymienione w Konstytucji totalitarne systemy rozwinęły się jako integralny element określonych, obcych naszemu narodowi kultur: komunizm w Rosji, faszyzm we Włoszech i narodowy socjalizm w Niemczech. Zagrożenie totalitaryzmem dla naszego narodu zawsze miało charakter zewnętrzny. Nie zapominajmy, że komunizm został przyniesiony do Polski na sowieckich bagnetach. Jeśli mimo wszystko zdecydujemy się podnieść kwestię wewnętrznego zagrożenia totalitaryzmem, to prawidłowa kolejność byłaby taka: komunizm, faszyzm, narodowy socjalizm. Wynika to z tego, że przez dziesięciolecia narzuconej Polsce władzy komunizm niestety zdołał wytworzyć sobie dość pokaźne zaplecze w naszym kraju (zarówno w sferze materialnej jak i symbolicznej) i nadal jest dla nas najgroźniejszy od wewnątrz. Narodowy socjalizm natomiast przez stosunkowo krótki czas 6 lat okupacji ograniczał się dla nas wyłącznie do zniewolenia i eksterminacji Polaków przez Niemców, posądzanie więc polskiego narodu o tendencje narodowosocjalistyczne można uznać tylko za niezdrową fantazję.

Zwróćmy teraz uwagę na jakość katalogu totalitaryzmów, który prawodawca określił w artykule 13 Konstytucji RP. Przepis wymienia trzy konkretne ideologie: nazizm, faszyzm i komunizm, zakazując stosowania zawartych w tych ideologiach „totalitarnych metod i praktyk”. Ducha tego przepisu odnajdujemy w artykule 256 kk, który z kolei zakazuje propagowania „faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa”. Artykuł 256 kk w odróżnieniu od Konstytucji uwzględnia każdą ideologię totalitarną, ale wymienia tylko jedną taką ideologię. W tym miejscu w systemie prawnym powstaje łatwo zauważalna luka. Czy komunizm jest ideologią totalitarną, której należy zakazywać (na mocy art. 256 kk), czy też tylko zawiera pewne totalitarne metody i praktyki, które są zakazane (na mocy art. 13 Konstytucji RP), ale bez generalnego zakazu propagowania komunizmu i jego symboli? Zakaz propagowania wyrażony expressis verbis istnieje tylko w odniesieniu do faszyzmu (co w praktyce odnosi się też do narodowego socjalizmu), natomiast w odniesieniu do komunizmu i jego pochodnych została pozostawiona luka.

Artykuł 13 Konstytucji RP wymienia wśród 3 ideologii totalitarnych – 2 ideologie typu faszystowskiego i 1 typu komunistycznego. Jednak w XX wieku komunizm był znacznie bardziej rozpowszechniony i powstało więcej odmian tej ideologii. Gdyby nie uzasadnione podejrzenie, że w artykule 13 mamy do czynienia z celowymi manipulacjami, można by podejrzewać, iż prawodawca kierował się nie tyle rzeczywistą historią XX wieku, co serialami Czterej pancerni i pies oraz Stawka większa niż życie. Żeby pozostać w zgodzie z historią i logiką, artykuł 13 powinien wymieniać po prostu komunizm i faszyzm. Jeśli natomiast w artykule miało znaleźć się bardziej szczegółowe wyliczenie ideologii totalitarnych, to powinny zostać uwzględnione również: bolszewizm, marksizm-leninizm, trockizm, stalinizm, maoizm.

Ostatnia manipulacja, której się przyjrzymy polega na zastosowaniu kolokwialnej nazwy nazizm zamiast poprawnej historycznie – narodowy socjalizm. Zacznijmy od rozbioru słowa nazizm. Pełna oryginalna nazwa ideologii brzmi w języku niemieckim Nationalsozialismus (ang. National Socialism, pol. narodowy socjalizm). Członkowie NSDAP nazywali siebie Nationalsozialisten (ang. National Socialists, pol. narodowi socjaliści). W czasie, gdy narodowi socjaliści zdobywali władzę, ich przeciwnicy ukuli określenie potoczne i nacechowane negatywnie: der Nazi/die Nazis (ang. nazi/nazis, pol. nazista/naziści), słowo odnotowane w 1930 r. Od tego potocznego określenia powstawały następnie potoczne wyrazy pochodne, w tym potoczna nazwa ideologii – narodowego socjalizmu: Nazismus (ang. nazism, pol. nazizm), słowo odnotowane w 1934 r. Potoczne określenie nazista i wyrazy pochodne nie były szerzej używane w Niemczech do 1945 r. Odpowiednikiem określenia nazista jest określenie komuch. Odpowiednikiem sformułowania „zakazany jest nazizm” jest sformułowanie „zakazana jest partia komuchów”. Przykładem braku zrozumienia tych kwestii i wyczucia językowego jest też etymologia słowa nazizm podana w polskiej Wikipedii, błędnie sugerująca, że słowo nazizm powstało bezpośrednio jako skrót od słowa narodowy socjalizm. Co ciekawe odpowiednik tego błędu znajduje się w rosyjskiej Wikipedii, natomiast nie dostrzegłem go w innych wersjach językowych. Intencja tej manipulacji w artykule 13 Konstytucji RP jest czytelna. Jest to kolejny kompleksowej ochrony symboliki komunistycznej. Za pomocą wcześniej opisanych manipulacji, negatywna historyczna rola komunizmu została w ahistoryczny sposób umniejszona: został on wymieniony jako jeden z trzech groźnych totalitaryzmów i to na końcu. W tej manipulacji poprzez zredukowanie potocznego określenia nazizm następuje jakby wstydliwe przemilczenie faktu, że narodowy socjalizm wywodzi się z ideologii komunistycznej. Takie podejście nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę, że za naszą Konstytucją stoi parlament zdominowany przez postkomunistów i postkomunistyczny prezydent.

W tych manipulacjach ujawnia się jeden z dobrze znanych aspektów wojny o sferę symboliczną między prawicową a lewicową opcją polityczną. W tym aspekcie chodzi o coś w rodzaju licytacji, w której trzeba udowodnić przeciwnikowi większą liczbę historycznych przewin. Dodajmy, że ta licytacja sprawia wrażenie trochę dziecinnego podejścia do poważnych problemów. Niemniej jednak taka oś sporu istnieje, uczestnicy tego sporu z uporem godnym lepszej sprawy walczą o przelicytowanie przeciwnika, a efekty tej licytacji oddziałują na masową wyobraźnię. W tego rodzaju licytacji arbitralnie przyjmuje się, że faszyzm a za nim narodowy socjalizm należy traktować jako skrajną i totalitarną formę opcji prawicowej, a komunizm i jego odmiany należy traktować jako skrajną i totalitarną formę opcji lewicowej. Dla osiągnięcia właściwego efektu uczestnicy tego rodzaju licytacji starają się przemilczeć marksistowskie komponenty narodowego socjalizmu, a w tym celu forsują używanie kolokwialnego określenia nazizm zamiast poprawnego historycznie narodowy socjalizm. Chodzi o wywołanie w świadomości społecznej skojarzenia zbrodni Hitlera z opcją prawicową. Bardzo możliwe, że właśnie to jest także prawdziwym powodem, dla którego Mein kampf Adolfa Hitlera nadal jest na indeksie ksiąg zakazanych. Przeczytanie tej książki – jako źródła historycznego – raczej nie przekabaci nikogo na narodowy socjalizm (tak jak przeczytanie Manifestu komunistycznego jeszcze nie czyni z człowieka komunisty), natomiast pozwala przekonać się, jak wiele Hitler zaczerpnął z marksizmu. Manipulacja stanie się jeszcze bardziej oczywista, gdy uświadomimy sobie, że w czasach, gdy NSDAP sięgało po władzę kwestia lewicowych korzeni narodowego socjalizmu nie budziła wątpliwości. NSDAP była przekształconą DAP (Niemiecka Partia Robotnicza) i walczyła o ten sam elektorat co KPD (Komunistyczna Partia Niemiec), przy czym wybór między tymi dwiema partiami był odbierany w niemieckim społeczeństwie jako wybór między dwoma wersjami komunizmu: bolszewicką i narodową. Bolszewizm kładł wtedy szczególny nacisk na międzynarodowy charakter komunizmu, komuniści związani z bolszewikami głosili, że ich celem jest rewolucja światowa (posługiwali się hasłem: Proletariusze wszystkich krajów łączcie się). Rosja silnie wspierała partie komunistyczne w większości krajów demokratycznych. Niemcy woleli „narodowy komunizm” Hitlera od internacjonalistycznego bolszewizmu. Czas pokazał, że nacjonalizm objawił się nie tylko w totalitaryzmie niemieckim. Komunizm rosyjski nie uniknął wejścia na drogę rosyjskiego nacjonalizmu. Już Stalin realistycznie porzucił myśl o rewolucji światowej na rzecz budowy rosyjskiego imperium (m.in. to poróżniło go z Trockim), a zależność lokalnych partii komunistycznych od ZSRS bezwzględnie wykorzystywał dla celów bieżącej rosyjskiej polityki. Różnice między dwiema totalitarnymi ideologiami siłą rzeczy musiały być eksponowane przez propagandę w trakcie śmiertelnego starcia między dwoma opartymi na nich systemami. 64 lata po zakończeniu wojny powinniśmy jednak umieć już spojrzeć na tę sprawę spokojniej.

Spór polityczny jest integralną częścią współczesnych systemów demokratycznych a prawica i lewica to naturalne strony tego sporu. Należy tworzyć jak najlepsze warunki do tego, by zawsze mógł on się toczyć bez nadmiernego faworyzowania jednej ze stron. Wydaje się, że w szczególności konstytucja nie powinna wchodzić w ten spór. Tymczasem przeanalizowane tu manipulacje widoczne w artykule 13 Konstytucji RP pokazują, że u podstaw naszej konstytucji leży jednak lewicowa wizja historii. Taka wizja historii jest nie do pogodzenia z naszym rzeczywistym doświadczeniem historycznym: IV rozbiorem Polski zadekretowanym w tajnym załączniku do Paktu Ribbentrop-Mołotow 23.08.1939 i przypieczętowanym wspólną defiladą Wehrmachtu i Armii Czerwonej w Brześciu nad Bugiem 22.09.1939 r. oraz 45 latami rządów komunistycznej dyktatury (plus 2 lata tzw. sejmu kontraktowego).