Humor i satyra. Tu nie ma tematów tabu ani świętych krów. Przełamujmy zmowę milczenia. Zdemaskujmy i zniszczmy kamarylę. Nadchodzi kontrrewolucja.

piątek, 1 maja 2009

Nasz długi weekend powszedni

Kalendarzowa osobliwość

Początek maja to we współczesnej Polsce ciekawa kalendarzowa osobliwość. Dwa święta w odstępie jednego dnia często łączą się z poprzedzającym lub następującym weekendem. W codziennym kieracie jest to niezwykle miła odmiana. Długie weekendy powstają też w wyniku łączenia się innych świąt stanowiących dni wolne od pracy z weekendami, ale inne święta występują w kalendarzu pojedynczo, a zatem przypadki łączenia się z weekendami występują rzadziej, a ciągi dni wolnych zazwyczaj są krótsze. Ponadto największe święta religijne trwające po 2 dni – Boże Narodzenie i Wielkanoc wiążą się tradycyjnie z pracowitymi przygotowaniami, obrzędami religijnymi oraz rodzinną celebracją, ich charakter jest więc zupełnie inny. Majowy długi weekend moim zdaniem może być wykorzystany do zdystansowania się od codziennego kieratu, strategicznego namysłu nad swoim życiem, ale jest też znakomitą okazją do przemyślenia własnego stosunku do narodowych symboli oraz polskiej historii. Temu ostatniemu sprzyja sąsiedztwo w kalendarzu dwóch bardzo odmiennych tradycji historycznych i ideologicznych, które istnieją w naszej świadomości społecznej i zmuszają każdego z nas do zajęcia określonego stanowiska.

Święta państwowe – dni wolne od pracy

Święto Pracy1 maja, święto upamiętniające strajki i rozruchy w Chicago w 1886 r., wprowadzone przez II Międzynarodówkę w 1889 r., w Polsce oficjalnie obchodzone od 1945 r. a oficjalnie ustanowione w 1950 r.

Święto Narodowe Trzeciego Maja3 maja, rocznica uchwalenia Konstytucji 3 maja w 1791 r., święto ustanowione w 1919 r. i ponownie w 1990 r.

Święto Wojska Polskiego15 sierpnia, rocznica punktu zwrotnego w wojnie polsko-rosyjskiej w 1920 r., od którego rozpoczęła się zwycięska kontrofensywa, święto ustanowione w 1923 r. i ponownie w 1992 r.

Narodowe Święto Niepodległości11 listopada, pamiątka odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach rozbiorów w 1918 r., tego dnia nastąpił kulminacyjny moment procesu legalnego ustanowienia polskiej władzy na ziemiach polskich – Rada Regencyjna przekazała władzę Józefowi Piłsudskiemu, święto ustanowione w 1937 r. i ponownie w 1989 r.

Święto państwowe nie będące dniem wolnym od pracy

Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej2 maja, dzień przypomnienia historii i tradycji symboli narodowych ustanowiony w 2004 r.

Dzień flagi obchodzony jest w wielu państwach, najdłuższą tradycję ma w USA.

W PRL istniał zakaz używania flagi państwowej poza dniami świąt państwowych. Ograniczenia te miały na celu niedopuszczenie do demonstracji i protestów pod barwami narodowymi przeciwko ówczesnej władzy. Przy okazji ustanowienia Dnia Flagi unormowano stan prawny tak, aby możliwe było używanie flagi państwowej nie tylko w czasie świąt państwowych i w określonych przepisami sytuacjach, ale w każdy dzień roku z zachowaniem należytej czci i szacunku.

Odnosząc się do powyższych zestawień, należy podkreślić, że 2 spośród wymienionych świąt państwowych to jednocześnie święta narodowe: 3 maja i 11 listopada. Dalej wymieniono kolejne 2 święta państwowe: 1 maja i 15 sierpnia oraz dalej święto państwowe, które nie jest dniem ustawowo wolnym od pracy – Dzień Flagi. W ostatnich latach ustanowiono też inne święta państwowe, które nie są dniami ustawowo wolnymi od pracy.

Święta narodowe w 2009 r.

Święto Narodowe Trzeciego Maja218. rocznica uchwalenia Konstytucji 3 maja

Narodowe Święto Niepodległości91. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości

Klip 1. Nasza piosenka na Dzień Flagi. Nieistniejąca już kapela punkowa Zakon Żebrzących, tytuł utworu: Flaga

Święta narodowe a okres władzy ludowej

Święta narodowe pełnią ważną funkcję – banalne, lecz prawdziwe są stwierdzenia, iż są częścią naszej narodowej tożsamości, wzmacniają poczucie wspólnoty narodowej, budzą uczucia patriotyczne. W 1999 r. przeprowadzono interesujące badanie opinii publicznej Święta państwowe w świadomości społecznej. Wyniki wskazują na to, że funkcja świąt narodowych pokrywa się z ich miejscem w świadomości społecznej. W zdecydowanej większości znamy 2 święta narodowe i wiemy do jakich wydarzeń historycznych się odnoszą. Ponadto najwięcej badanych wskazało jedno z tych dwóch świąt jako „najważniejsze święto państwowe dla mnie osobiście”: 3 maja – 31%, 11 listopada – 30%, dla porównania na kolejnych miejscach znalazły się w tym zestawieniu: 15 sierpnia – 9%, 1 maja i 1 września – po 6%. W innym badaniu z 2008 r. przewaga 2 świąt narodowych łącznie jest jeszcze większa, ale z akcentem na 11 listopada: 11 listopada – 62%, 3 maja – 31%, 15 sierpnia – 6%. Z kolei wg badania GfK Polonia dla Rzeczpospolitej z 2009 (inna metodologia): 11 listopada – 52%, 3 maja – 48%, 1 maja – 26%, 1 września – 25%.

Burzliwe dzieje naszego kraju w XX w., a szczególnie okres intensywnej indoktrynacji komunistycznej w latach 1944-1989 oraz brak zdecydowanego odcięcia się od komunizmu, spowodowały, że sytuacja z naszymi świętami nie jest całkiem klarowna, a kontrowersje ogniskują się to w tym naszym dziwnym majowym długim weekendzie.

Władze komunistyczne po ich osadzeniu w Polsce na sowieckich bagnetach wprowadziły typowe rządy totalitarne – ich częścią było przekształcenie świadomości społecznej zgodnie z ideologią partii rządzącej. W ramach indoktrynacji komuniści chcieli nie tyle wykorzenić polski patriotyzm – byłoby to zresztą raczej niemożliwe w tamtym czasie – co zawłaszczyć go. W ramach tego zawłaszczania ustanowili własne odpowiedniki świąt narodowych z jednoczesnym zakazem obchodzenia świąt przedwojennych. Te konkurencyjne komunistyczne święta to 1 maja w miejsce 3 maja oraz 22 lipca w miejsce 11 listopada. Ta zmiana została wprowadzona na samym początku i egzekwowana brutalną siłą – bicie i szykanowanie uczestników „nielegalnych” obchodów oraz przymusowe uczestnictwo w obchodach narzuconych świąt komunistycznych. Na marginesie warto w tym kontekście wspomnieć o 2 tradycyjnych polskich świętach religijnych: Święto Wniebowzięcia NMP (15 sierpnia), Święto Trzech Króli (6 stycznia). Święta te mają ważną symbolikę religijną, a tradycja uroczystego obchodzenia tych świąt w dniu wolnym od pracy była na tyle silna, że komuniści zlikwidowali je dopiero w 1960 r. Oczywiście komuniści nie zaakceptowaliby w żadnym razie świętowania zwycięstwa w wojnie polsko-rosyjskiej, ale i w II RP święto 15 sierpnia było w pierwszym rzędzie świętem kościelnym. Święto 15 sierpnia przywrócono w 1989 r. jeszcze przed zmianami politycznymi, natomiast pominięto kwestię święta 6 stycznia i tak już zostało. Obecnie trwają działania na rzecz przywrócenia również święta 6 stycznia w ramach silnej inicjatywy obywatelskiej, której przewodzi prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki. Na skutek uroczystych obchodów Święta Wojska Polskiego powiązanych z pamięcią zwycięstwa nad bolszewikami, dziś 15 sierpnia jest dziś zapewne mocniej kojarzony ze świętem państwowym niż z religijnym. Warto jednak pamiętać, że w polskiej tradycji oba wymiary tego święta są ze sobą pięknie związane.

Wygrana walka 11 listopada z 22 lipca

W II RP wspomnienie listopadowych dni 1918 r., w których nadchodziła wyczekiwana przez pokolenia wolność, było żywe, toczyły się jednak spory o dokładną datę odzyskania niepodległości. Proces powstawania niepodległej Polski składał się z wielu trudnych etapów oraz działań politycznych i militarnych. Polacy zdali ten egzamin w najlepszym stylu. Władza została przez Polaków przejęta w sposób uporządkowany, bez najmniejszych przejawów anarchii i co istotne – legalnie, inaczej niż w przypadku samozwańczego rządu komunistów w 1944 r. W dniach 11-14 listopada 1918 r. poszczególne ośrodki tworzącej się polskiej władzy na ziemiach polskich rozwiązywały się, przekazując swoje uprawnienia Józefowi Piłsudskiemu. Cofnijmy się o 2 lata. W 2 zaborach 5 listopada 1916 r. cesarze Niemiec i Austrii proklamowali zależne Królestwo Polskie, a od 12 listopada 1917 r. legalną władzę w Królestwie sprawowała Rada Regencyjna mianowana przez rządy Niemiec i Austro-Węgier. Rosjanie po zamęcie rewolucyjnym 3 marca 1918 r. uznali ziemie Królestwa Polskiego za strefę wpływów Niemiec i uznali niepodległość Ukrainy, ustalenia te były niekorzystne dla kształtu przyszłej Polski. 11 listopada po ogłoszeniu zawieszenia broni w Compiegne we Francji, które było de facto zakończeniem pierwszej wojny światowej i kapitulacją Niemiec, Rada Regencyjna natychmiast przekazała Józefowi Piłsudskiemu władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich. Tego dnia nastąpiła kulminacja nastrojów niepodległościowych wśród polskiej ludności, na ulicach miast zapanowała nieopisana radość. 14 listopada Rada Regencyjna przekazała Józefowi Piłsudskiemu zwierzchnią władzę państwową i rozwiązała się. Granica wschodnia ukształtowała się w wyniku wojen toczonych w latach 1918-1920 z Ukrainą, Litwą i przede wszystkim z bolszewikami. W powstaniu wielkopolskim 1918-1919 wywalczyliśmy Wielkopolskę, a w powstaniach śląskich 1919-1921 – dość korzystny podział Górnego Śląska.

11 listopada 1918 r. jest też ważną datą uniwersalną – tego dnia podpisanie rozejmu przez przedstawicieli Francji i Niemiec zakończyło I wojnę światową. W tym czasie mapa polityczna Europy uległa znacznym zmianom, pojawiły się nowe i odrodzone kraje. Jednak Polska szczególnie była solą w oku swoich sąsiadów, Rosji Sowieckiej i Niemiec – nazywali ją z nienawiścią „wersalskim bękartem”. I inne państwa były generalnie nieprzychylne naszym interesom i naszej godności. Premier Anglii powiedział w 1919 r. na konferencji wersalskiej: „Oddać Polsce Śląsk, to jak dać małpie zegarek.” Gdy w 1937 r., 2 lata po śmierci Marszałka Piłsudskiego, 11 listopada ustanowiono oficjalnym świętem państwowym i dniem wolnym od pracy, uroczystości w tym właśnie dniu organizowano już od kilku lat. Oficjalne obchody wiązały się z upamiętnieniem niepodległościowej symboliki oraz postaci Marszałka Józefa Piłsudskiego i miały miejsce 2 razy. W czasie okupacji polskie święta narodowe były zakazane.

Komunistyczne władze uznały to święto tylko raz, jeszcze w czasie trwania wojny w 1944 r. Obchody 11 listopada przez komunistów miały podkreślić, że ich władza jest rzekomo legalną kontynuacją rządów II Rzeczypospolitej. W 1945 obchodzono już 22 lipca jako Narodowe Święto Odzyskania Niepodległości, a święto 11 listopada zostało faktycznie (choć nie formalnie) zniesione. 22 lipca został przez komunistów wybrany arbitralnie – upamiętnia on wydarzenie, które faktycznie nie miało miejsca, czyli rzekome ogłoszenie przez PKWN (Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego) Manifestu Lipcowego w Chełmie 22 lipca 1944 r., pierwszym polskim mieście za linią Bugu wyzwolonym od Niemców. PKWN to samozwańczy organ władzy na ziemiach polskich, który powstał w Moskwie z inspiracji Stalina i pod jego nadzorem. Manifest PKWN w rzeczywistości powstał 20 lipca w Moskwie, a 22 lipca radio moskiewskie nadało komunikat o utworzeniu PKWN. Pierwsi przedstawiciele PKWN dotarli do Chełma dopiero 27 lipca. Mistyfikacja miała służyć podkreśleniu polskiego charakteru Komitetu, oraz uwiarygodnić go w oczach społeczeństwa, które w większości widziało w nim uzurpatora, a za jedyną legalną władzę uznawało Rząd Polski w Londynie. W połowie 1944 r. na ziemiach polskich wyzwolonych od Niemców ujawniały się struktury Polskiego Państwa Podziemnego, można więc mówić o swoistym stanie dwuwładzy, który został szybko zlikwidowany przez masowe aresztowania dowódców oraz żołnierzy AK przez NKWD. Dzięki często podstępnym działaniom komunistom udało się w krótkim czasie zneutralizować dużą część legalnych struktur władz polskich. Nieliczni pozostali podjęli decyzję o ponownym zejściu do podziemia i do kwietnia 1947 r. prowadzili intensywne działania zbrojne przeciwko nowym okupantom. „Żołnierze wyklęci” wpadali w ręce SB jeszcze w latach 50., a ostatni – Józef Franczak ps. „Lalek” – zginął w obławie pod Piaskami prawie dwadzieścia lat po wojnie – 21.10.63 r.

22 lipca jako Narodowe Święto Odrodzenia Polski i dzień wolny od pracy ustanowiono w 1945 r. celem „upamiętnienia po wsze czasy Odrodzenia Niepodległego i Demokratycznego Państwa Polskiego.” Z punktu widzenia komunistów 21 lat niepodległego państwa Polskiego nie było godne szerszej wzmianki. Wojna – mimo że jej przebieg nie był dla nas korzystny – nie mogła prawnie przerwać bytu państwa polskiego, dopóki nie została ostatecznie rozstrzygnięta. Jednak komuniści dokonali prawno-intelektualnego łamańca. Z jednej strony Polska niby wygrała wojnę, a z drugiej rzekomo odrodziła się z niebytu dopiero za sprawą komunistów z pominięciem dwudziestolecia międzywojennego. Huczne świętowanie 22 lipca miało zagłuszyć tę elementarną sprzeczność, a tłumny udział społeczeństwa w obchodach, nieważne, że w znacznym stopniu wymuszony, stanowił dla władzy swoistą legitymizację. W rzeczywistości było to upokorzenie społeczeństwa, przez zmuszenie go do świętowania instalacji sowieckiej agentury w Polsce. W ramach wprowadzania systemu „sprawiedliwości społecznej” odbierano właścicielom fabryki, nazywając tę grabież pretensjonalnie nacjonalizacją. Słynną warszawską fabrykę cukierniczą rodziny Wedlów komuniści po przejęciu nazwali „22 lipca, dawniej E. Wedel”, na co ludzie odpowiedzieli przezywając złośliwie między sobą komunistyczne święto 22 lipca, dawniej E. Wedla.

Nowa władza lubiła świętować w typowy dla systemów totalitarnych sposób. W dużych miastach i małych miasteczkach odbywały się parady mające stanowić dowód pełnego zaangażowania społeczeństwa w budowę „socjalistycznej ojczyzny”. W pochodach niesiono flagi i transparenty z hasłami wyrażającymi poparcie dla socjalizmu i jego symboli, a także dla konkretnych aktualnych poczynań państwa, lub protest przeciwko „państwom imperialistycznym”. Parady były połączone z pokazami gimnastycznymi ukazującymi tężyznę fizyczną socjalistycznego społeczeństwa, oraz z pokazami artystycznymi. Kroczących w paradach witali, podziwiali i oklaskiwali dygnitarze zasiadający na trybunach honorowych. Świąteczną atmosferę podkreślały festyny i zabawy ludowe odbywające się na głównych placach miast i miasteczek oraz lepsze niż zazwyczaj zaopatrzenie w sklepach, czy też specjalnie organizowane z tej okazji kiermasze. Dopiero w końcu lat 60. nastąpiło zelżenie dyscypliny związanej z obowiązkowym uczestnictwem w obchodach a parady zastąpiono stopniowo festynami.

Od 1945 r. 11 listopada upamiętniali głównie patriotycznie nastawieni księża, odprawiając w tym dniu uroczyste msze. Oficjalnie o odzyskaniu niepodległości w 1918 r. zaczęto mówić od 1968 r., ale w kontekście rocznicy powstania lewicowego rządu w Lublinie 7 listopada 1918 r. Ta data nakładała się na komunistyczne święto – Rocznicę Rewolucji Październikowej. Było to wygodne dla władz, ponieważ według komunistycznych dogmatów niepodległość Polski była wynikiem decyzji Włodzimierza Iljicza Lenina. W 1978 r. (60. rocznica odzyskania niepodległości) i w 1979 r. 11 listopada w wielu miastach odbyły się uroczyste msze i pochody, przy czym pochody były zakłócane lub całkowicie rozbijane przez milicję i SB, a ich uczestnicy poddawani represjom. W okresie 16 miesięcy karnawału „Solidarności” w latach 1980-81 11 listopada miały miejsce obchody organizowane przez NSZZ „Solidarność” i inne organizacje opozycyjne. Przygotowania do niezależnych obchodów w 1981 r. wymusiły na władzach uczczenie tego święta. W 1981 r. w niektórych miastach władze partyjne starały się nawet przedstawiać się jako główni organizatorzy obchodów 11 listopada. Tego roku władze PRL po raz pierwszy złożyły w to święto wieńce przed Grobem Nieznanego Żołnierza. W czasie stanu wojennego manifestacje w rocznicę odzyskania niepodległości rozpędzało ZOMO. Brutalne ataki ZOMO i SB na pochody połączone z biciem uczestników miały miejsce w niektórych miastach jeszcze 1988 r., mimo powoli postępującej odwilży. W ramach odwilży o święcie pozwolono mówić głośno w 1988 r. 11 listopada 1988 r. telewizja pokazała spektakl teatralny o odzyskaniu niepodległości (pojawiła się w nim przemilczana w PRL-u pieśń My, I Brygada), a w 1989 r. jeszcze przed zmianami politycznymi przywrócono Narodowe Święto Niepodległości jako dzień wolny od pracy. Co ciekawe, 22 lipca w 1989 r. był jeszcze obchodzony przez komunistycznego prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego, który złożył wieniec przed Grobem Nieznanego Żołnierza. W 1990 r. Jaruzelski zawetował ustawę o zniesieniu święta 22 lipca, było to symboliczne weto, jedyne w czasie jego kadencji, parlament weto odrzucił.

Zwyczaj świętowania 22 lipca załamał się zaraz po roku 1989 r., co stanowi dobry dowód ideologicznej porażki systemu komunistycznego, który opierał się jedynie na strachu i przemocy państwa policyjnego. Warto na marginesie wspomnieć o innych zapomnianych, a bardzo ważnych dla komunistów świętach państwowych. Były to święta państwowe bez dni wolnych od pracy: Rocznica Rewolucji Październikowej (7 listopada), Dzień Zwycięstwa (9 maja), Święto LWP (12 października, rocznica bitwy pod Lenino).

Walka 3 maja z 1 maja – do 1989 r.

Konstytucja 3 maja została uchwalona w 1791 r. w warunkach upadającego państwa – pomiędzy I a II rozbiorem (rozbiory: 1772, 1793, 1795). Była to próba stworzenia nowoczesnego państwa na miarę Europy końca XVIII w. Konstytucja USA została uchwalona 4 lata wcześniej, a konstytucja Francji – 4 miesiące później jako druga w Europie. Uchwalenie konstytucji hucznie świętowano w Polsce, próba mogła się udać. Ale upadek został przypieczętowany przez konfederację targowicką w 1792 r., stanowiącą zdradę magnatów walczących o utrzymanie swoich przywilejów. Konfederacja była spiskiem zawiązanym pod patronatem carycy Katarzyna II, która udzieliła jej zbrojnego poparcia. Decyzje konfederacji były dla Polski katastrofalne zgodnie z intencjami targowiczan i zaborców. Większość przywódców konfederacji zostało skazanych na śmierć i powieszonych już w czasie insurekcji kościuszkowskiej w 1794 r. W I RP tylko raz świętowano rocznicę konstytucji – rok po jej uchwaleniu. Potem władze targowickie zakazały używania symboli związanych z Konstytucją 3 maja. Konstytucja 3 maja stała się tym samym ważnym testamentem dla następnych pokoleń żyjących marzeniem o wolnej Polsce.

Jest poniekąd zrozumiałe, że dzisiaj młodzież, spragniona pozytywnej inspiracji w naszej historii, chce słuchać tylko opowieści o naszych zwycięstwach. To temat na oddzielny wpis. Moim zdaniem jednak niesłuszne i naiwne jest stwierdzenie spotykane gdzieniegdzie, jakoby tylko 11 listopada symbolizował zwycięstwo a 3 maja miał symbolizować upadek (z pewnego forum: „11 listopada warto świętować; 3 maja bym świętował radośnie gdybyśmy się obronili przed zaborami.”) Jak w wielu wydarzeniach tego rodzaju, współcześni nie doceniali w pełni znaczenia przemian historycznych i tego, jak doniosłym aktem dla nowoczesnego państwa jest konstytucja. Z perspektywy historycznej okazało się, że uchwalenie konstytucji było wielkim osiągnięciem Polski i świadectwem potencjału politycznego naszego narodu, toteż w XIX w. od czasów powstania listopadowego Polacy mimo zakazów, narażając się na represje, podtrzymywali tradycję 3 maja i tego dnia manifestowali swój patriotyzm i dążenia niepodległościowe. To święto ma więc długą tradycję i zasługuje na szacunek. W II RP zaraz po ogłoszeniu niepodległości Józef Piłsudski 3 maja uznał za oficjalne święto narodowe i oficjalnie obchodzono je od 1919 r. W czasie okupacji polskie święta narodowe były zakazane.

Wydarzenia, do których historycznie odwołuje się święto 1 maja miały miejsce w USA w latach 80. XIX w. Były to czasy, w których związki zawodowe poprzez organizowanie strajków i demonstracji starały się wywalczyć elementarne przywileje dla robotników, m.in. 8-godzinny dzień pracy. Wpływowi właściciele fabryk starali się hamować nieuniknione zmiany. W tych warunkach dochodziło do wzajemnych oskarżeń, prowokacji, a także starć demonstrantów z policją. Dzień 1 maja został przyjęty dość arbitralnie – bezpośrednio ta data odwołuje się do zamieszek w Chicago. 1 maja 1886 r. zaczął się wielki strajk, a w dniach 3-4 maja doszło do eskalacji napięcia – zginęło kilku robotników od kul policji i kilku policjantów od bomby, było też wielu rannych po obu stronach. Rok później po głośnym procesie wykonano wyrok śmierci na 4 związkowcach uznanych za winnych zamachu bombowego. Druga Międzynarodówka (socjaliści i komuniści) w 1889 r. wprowadziła święto 1 maja, które było obchodzone w formie demonstracji od 1890 r. przez stronnictwa socjalistyczne i komunistyczne, demonstracje już w 1890 r. odbyły się także w Warszawie. Wraz ze świętem rozpowszechnił się czerwony sztandar jako symbol tychże stronnictw. Wcześniej czerwony sztandar pojawił się jako symbol Komuny Paryskiej w 1871 r. Udział robotników w 1-majowych demonstracjach z zasady musiał wiązać się z jednodniowym strajkiem i nie był tak masowy, jak oczekiwali socjaliści i komuniści. Z punktu widzenia władzy demonstracje były zakłóceniem porządku publicznego. Na dodatek z czasem w trakcie 1-majowych demonstracji zaczęło dochodzić do bijatyk między różnymi stronnictwami. Tak było i na ziemiach polskich. Później, już w czasach II RP 1 maja w Warszawie regularnie komuniści bili się z socjalistami, a na koniec policja skutecznie „uspokajała” najmocniej rozrabiających. Jednak robotnicy nie mieli ochoty brać w tym udziału. W tych czasach całe społeczeństwo nader uroczyście obchodziło święto 3 maja. Sytuacja uległa odwróceniu po wojnie. Komuniści początkowo wyszli z założenia, że święto 3 maja wiąże się z ideą przemian społecznych, czyli ma ono charakter postępowy i da się je dostosować do ich ideologii. W 1945 r. zorganizowali państwowe obchody, dodając nowe akcenty, głównie portrety Lenina. Jednak już w 1946 r. święto 3 maja zostało zakazane, gdyż było zbyt dużą konkurencją dla najważniejszego dla komunistów święta – 1 maja. Celebracja 1 maja szybko przybrała formę świeckiej religii.

Władze komunistyczne przywiązywały do swoich rytuałów ogromną wagę. W 1944 r. tworzona naprędce lokalna administracja jako jedno z pierwszych zadań otrzymywała zorganizowanie obchodów świąt listopadowych – Rocznicy Rewolucji Listopadowej i 11 listopada. Defilady, wiece i akademie organizowano w miejscowościach odległych zaledwie o kilkanaście kilometrów od linii frontu, w których mieszkańcom brakowało żywności i opału, czasem pod ostrzałem niemieckiej artylerii. Od 1945 r. 1 maja stał się najważniejszym świętem systemu. Kalendarz świąt był jednak bardzo obszerny – oprócz świąt typowo komunistycznych, dodano do niego starannie dobrane rocznice wydarzeń z historii Polski, lokalnie – daty „wyzwolenia” poszczególnych miast, branżowo – święta poszczególnych branż, dożynki. Na początku lat 50. intensywność rytuałów politycznych osiągnęła apogeum i przekroczyła granice absurdu, jednak zapewne krył się za tym określony zamysł – wpojenie społeczeństwu miażdżącej siły totalitarnego systemu. Odbywały się więc tysiące wieców, pochodów, akademii. Władze zmuszały społeczeństwo do pełnej mobilizacji w celu przygotowania kolejnych obchodów. Przebieg przygotowań był nadzorowany przez UB, zwykły błąd czy wpadka organizacyjna mogła być potraktowana jako sabotaż, a winni mogli ponieść dotkliwe konsekwencje. Hugo Steinhaus zapisał w swoim dzienniku: „Już sprzed Politechniki nie odjeżdża drabina strażacka, która ciągle wiesza i zdejmuje napisy, flagi i transparenty. Nawet nikt nie wie, czy to święto pokoju, przyjaźni, wyścig pracy, czy też inne jakieś tragiczne błazeństwo.” Towarzyszący obchodom rytuał zobowiązań produkcyjnych – dla tysięcy robotników oznaczający pracę po kilkanaście godzin na dobę bez dodatkowego wynagrodzenia – sprawiał, że ludzie czuli się osaczeni przez państwo. Pracownik kieleckiego Zjednoczenia Instalacji Sanitarnych skarżył się w rozmowie: „Przez cały rok rozłożyli różne daty historyczne i nie dają człowiekowi spokoju z tymi zobowiązaniami. Chcą wszystkie soki z człowieka wycisnąć.”

Najważniejszym rytuałem dla komunistów był 1 maja. Miał to być pokaz siły systemu i dowód poparcia, jakiego miały mu udzielać masy. Przed 1 maja milicja patrolowała ulice sprawdzając, czy gdzieś dozorca nie zapomniał o obowiązku wywieszenia flagi państwowej na domu (jakoś nie było przymusu wywieszania czerwonych flag). 2 maja ze zdwojoną czujnością te same patrole pilnowały, by wszystkie flagi zniknęły przed 3 maja. Na budynkach zajmowanych przez władze i instytucje państwowe były wywieszane flagi biało-czerwone i czerwone. W witrynach sklepowych wystawiano portrety aktualnych przywódców. Co roku na tydzień przed świętem KC PZPR ogłaszał obowiązujący zestaw 1-majowych haseł. Samodzielna inicjatywa była niedopuszczalna. Hasła wywieszano wzdłuż ulic oraz niesiono w pochodzie na transparentach. Pochód był zasadniczym punktem obchodów święta 1 maja. Władze starały się by był on jak najbarwniejszy, jak najbardziej spektakularny. Składał się on zwykle z orkiestry, rozmaitych formacji mundurowych, harcerzy, dalej szli zwykli pracownicy – a nad nimi morze niesionych przez nich biało-czerwonych i czerwonych flag oraz czerwonych transparentów z hasłami. Flagi nazywano szturmówkami, przy czym w odniesieniu do 1-majowych pochodów słowo to nabrało trochę ironicznej konotacji. Największym obciachem było dostać czerwoną szturmówkę. W pochodzie niesiono także portrety, szczególnie MELS-a czyli Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. W Warszawie do 1956 r. pochód dopełniała defilada wojskowa. Najważniejszym miejscem była „trybuna honorowa”, czyli zazwyczaj jakiś podest, z którego władze oglądały pochód. W stolicy były to władze państwa. W innych miastach – lokalni sekretarze partii i inni dygnitarze. Po zakończeniu pochodu odbywały się jeszcze festyny, a z samochodów ciężarowych lub w wybranych sklepach sprzedawane były towary trudno dostępne na co dzień. Po 1956 r. zniknęły najbardziej agresywne hasła potępiające imperialistów i wrogów ludu, ograniczono liczbę portretów, deklarowano, że udział społeczeństwa powinien opierać się na dobrowolności. Zmiany były w gruncie rzeczy kosmetyczne, a rytuał w ogólnych zarysach przetrwał aż do końca systemu z przerwą na karnawał „Solidarności”.

Za niepojawienie się na uroczystościach groziły represje w miejscu pracy z groźbą zwolnienia na czele. W zakładzie pracy robiono listę pracowników, a potem sprawdzano listę obecności na miejscu zbiórki a czasem i po zakończeniu pochodu. Często dotrwanie do końca było wymuszone koniecznością zdania szturmówki. Brak dokładnych danych, ile rzeczywiście było przypadków represji wobec krnąbrnych. W latach 50. nieobecność na pochodzie, oprócz kłopotów w pracy, mogła zwrócić również uwagę UB, a konsekwencje tego mogły być bardzo ponure i niebezpieczne. W późniejszych latach nieobecność nie była karana tak często jak w latach wcześniejszych, ale – zależnie od lokalnego aktywisty partyjnego i jego fanatyzmu, złośliwości, czy chęci wykorzystania sytuacji do wyrównania jakiś osobistych porachunków – kary zdarzały się do samego końca. Z drugiej strony w końcowych latach systemu coraz łatwiej było się wykręcić pod byle pretekstem lub oszustwem, że np. idzie się w innej grupie, uchodziło też skombinowane zwolnienie L-4. Do uczestnictwa w pochodach dyscyplinowano również uczniów szkół i studentów.

W latach 70. 1-majowe pochody były jeszcze robione z prawdziwą pompą. Biorąc pod uwagę swego rodzaju stan podwójnej świadomości pokolenia wyrosłego w PRL-u – czyli z jednej strony stan pewnego zindoktrynowania, a z drugiej stan pewnego uodpornienia i zobojętnienia na głupotę i nachalność komunistycznej propagandy – można zaryzykować stwierdzenie, że dla wielu ludzi wtedy 1 maja był autentycznie radosnym świętem. Jeśli ktoś akurat nie uczestniczył w pochodzie, to chętnie oglądał go z okna czy z chodnika. Chodzi tu nie tyle o zgodę na treści ideologiczne, co raczej o podświadome ich filtrowanie. Po takim „odfiltrowaniu” pozostawało kolorowe, wesołe święto, które pozwala miło spędzić czas z rodziną i zapomnieć na chwilę o szarej codzienności. Wspomniane wcześniej festyny w tym czasie były chyba weselsze i bardziej spontaniczne, a możliwość łatwego zakupu trudno dostępnych dóbr dopełniała miłej atmosfery. Oczywiście, im ktoś był lepiej wykształcony i jednocześnie bardziej patriotycznie nastawiony, tym dobitniej czuł w tym dniu gorycz upokorzenia, gdyż dokładnie widział jak dalece władze zapanowały nad społeczeństwem. I to nie tylko zabierając podstawowe wolności, ale i panując nad umysłami w znaczeniu totalitarnym, orwellowskim.

W roku 1981 r. oficjalne pochody 1-majowe nie odbywały się, to był czas fenomenu społecznego zwanego karnawałem „Solidarności”. Zupełnie inna atmosfera była po ogłoszeniu stanu wojennego, i to po obu stronach barykady. Od 1982 r. w niektórych miastach miały miejsce rozpędzane przez ZOMO kontrmanifestacje, w Gdańsku mówiono wtedy „1 maja – święto ZOMO”. Oficjalne pochody były przygotowywane bez serca i zaangażowania, raczej siłą przyzwyczajenia podszytego strachem. Kompletnie zdemoralizowani i bezideowi przedstawiciele władz lokalnych niezbyt komfortowo czuli się na trybunach w roli gospodarzy święta, w którego sens nikt już nie wierzył. Z kolei uczestnicy pochodów nie mieli do tych ludzi już za grosz szacunku ani nawet podszytej strachem nienawiści, jak to bywało w poprzednich dekadach. Czuli do nich jedynie niechęć i pogardę. Tak naprawdę każdy tylko się spieszył, żeby odbębnić głupi, pusty rytuał. Dygnitarze spieszyli się do popijawy – wtedy nie mówiło się impreza tylko raczej balanga albo bibka – na której „klasa robotnicza spożywała owoce swojej pracy ustami swoich najlepszych przedstawicieli”, jak mówiono z przekąsem. Alkoholowe balangi w gronie zaufanych towarzyszy nie były jakąś wielką tajemnicą, zresztą takie upijanie się wódką było częścią PRL-owskiej rzeczywistości. Ta niecierpliwość, kiedy wreszcie będzie można zalać się z kolegami była więc wypisana na twarzach dygnitarzy stojących na trybunach, a zwykli uczestnicy pochodu spieszyli się, żeby pójść do swoich spraw i jak najwięcej skorzystać z wolnego dnia. Na tych partyjnych balangach (nie tylko 1-majowych), na których nie można było nie pić do upadłego („kto nie pije, ten donosi”), zadzierzgnęły się silne więzy, które wybitnie zaprocentowały w trakcie transformacji i w pierwszych latach III RP. To właśnie był ważny lokalny komponent słynnego układu (te słynne mordy), zjawiska trafnie opisanego przez Kaczyńskich. Dzisiaj to wygląda oczywiście trochę inaczej. Prymitywne ochlapusy, którymi w istocie byli ci dygnitarze, w ciągu kilkunastu lat na salonach nabrały ogłady. Teraz ich przedstawiciele uczą „ciemne” społeczeństwo kapitalistycznej ekonomii, demokracji lub jedzenia bez.

Wróćmy do lat 80. Dla dopełnienia opisu atmosfery tamtych lat, trzeba dodać, że władza nadal była groźna, a rozbite przez stan wojenny społeczeństwo trwało w marazmie i poczuciu beznadziei. Nikt nie wiedział, jak długo system w tym dziwnym stanie pociągnie, ale też nikt nie spodziewał się tak szybkiego końca. Wolno było właściwie do woli narzekać na braki w zaopatrzeniu, długi czas oczekiwania na mieszkanie, niekompetentnych lub złośliwych urzędników itp. Jednak nadal były tematy, których w oficjalnych rozmowach nie wolno było poruszać. Działało przy tym coś w rodzaju autocenzury, lampki alarmowej, która każdemu gdzieś tam się zapalała, gdy miał ochotę powiedzieć za dużo w zbyt dużym gronie. Nie wolno było powiedzieć, że socjalizm jest do niczego (tym bardziej, że jest systemem przestępczym), że kapitalizm jest lepszy od socjalizmu, nie wolno było narzekać na przyjaźń z ZSRS (wtedy oficjalnie ZSRR), wątpić w słuszność sojuszy wojskowych, zabronione było słowo Katyń czy przywoływanie 17 września, bardzo źle widziane było samo wspomnienie interwencji ZSRS na Węgrzech w 1956 r. i Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 r. Gdy ktoś pechowo powiedział o jedno słowo za dużo mógł usłyszeć w odpowiedzi oskarżycielskie „Panu się ustrój nie podoba?!”, od którego niejednemu zmiękły nogi ze strachu, a każdy od razu się mitygował. Jak ktoś kozaczył, a jego interlokutor akurat był przyjaźnie nastawiony do niego, to mógł też usłyszeć przyjacielską radę: „Wiesz, stary, po co ci to? Oni mają swoje kartoteki, każdy z nas ma u nich teczkę. Takie wyskoki jak krytykowanie socjalizmu skrzętnie tam odnotowują, nie myśl sobie. Kiedyś możesz mieć przez to kłopoty.”

Święto 3 maja było dla komunistów tak samo obce jak polskie tradycje niepodległościowe. Dodatkowo nie chcieli oni dopuścić by najważniejsze święto komunistów, 1 maja, mogło zostać przyćmione przez święto sąsiadujące w kalendarzu. Podobnie jak w przypadku 11 listopada, komunistyczne władze uznały święto 3 maja jeden raz, dodając do obchodów akcenty związane z nową ideologią. W 1946 r. w ostatniej chwili zakazali obchodów 3 maja. Doprowadziło to do masowych demonstracji w tym dniu w kilkudziesięciu miastach. Demonstracje miały charakter polityczny – wyrażano sprzeciw dla trwającej od 2 lat komunistycznej dyktatury i poparcie dla wicepremiera Stanisława Mikołajczyka. W 12 miastach komuniści użyli broni palnej do rozpędzenia demonstrantów. Oficjalnie komuniści zdelegalizowali święto 3 maja 5 lat po wydarzeniach z 1946 r., w 1951 r. W całym okresie PRL pamiętano o 3 maja. Podobnie jak w przypadku 11 listopada, tradycję 3 maja podtrzymywali patriotycznie nastawieni księża poprzez odpowiednie nawiązania w homiliach. Pojawiały się też ulotki, napisy na murach: „Niech żyje 3 maja. Precz z 1 maja.” W latach 80. sytuacja święta 3 maja była analogiczna do 11 listopada. W 1980 r. jeszcze przed powstaniem „Solidarności” odbyła się wielka manifestacja w Gdańsku. W 1981 r. – był to czas 16 miesięcy karnawału „Solidarności” – manifestacje odbyły się w całej Polsce. W późniejszych latach manifestacje z okazji 3 maja rozpędzało ZOMO. Szczególnie brutalne pacyfikacje w latach 1982 r. i 1983 r. w Warszawie pociągnęły za sobą ofiary śmiertelne (kilka osób zostało pobitych na śmierć przez ZOMO). Oczywiście w sumie ofiar zbrodni komunistycznych w latach 80. było znacznie więcej.

Sąsiedztwo świąt 1 maja i 3 maja w kalendarzu było niewygodne dla władz aż do końca PRL-u. Przypomina o tym symboliczna scena z serialu Alternatywy 4, odc. 6 pt. Gołębie. Milicjant omawia z dozorcą wywieszenie flag na święto 1 maja, przy czym padają słowa: „Drugiego to jeszcze mogą sobie wieczorem, prawda, wisieć. Ale żeby potem mi zaraz zdjąć, żeby nie płowiały. Rozumiemy się?” Dialog musiał być tak napisany, aby mógł przejść przez cenzurę, ale w tamtym czasie była to dosyć czytelna aluzja.

Klip 2. Alternatywy 4, odc. 6 pt. Gołębie (1983). Scena, w której dzielnicowy omawia z dozorcą wywieszenie flag na święto 1 maja. Padają przy tym słowa będące aluzją do święta 3 maja.

Pomnik Konstytucji 3 Maja w Lublinie

Plakat na temat obchodów w Lublinie 125. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja z roku 1916

Obr. 1. Plakat dotyczący lubelskich obchodów 125. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Trzy czarne orły symbolizują godła trzech zaborców: Prusy, Austrię i Rosję, które krążą nad gniazdem białego orła – Polski. [zdjęcie: Polska.pl – Skarby Dziedzictwa Narodowego]

Wybuch I wojny światowej przyniósł Polakom nadzieję na odzyskanie upragnionej niepodległości, dlatego też przypadającą w 1916 r. 125. rocznicę ustanowienia Konstytucji 3 Maja obchodzono radośnie i manifestacyjnie jako święto narodowe. Ograniczone obchody zostały umożliwione, gdyż władzom Niemiec i Austro-Węgier zależało na poparciu ludności polskiej. Ostateczne rozmiary manifestacji były jednak zaskoczeniem dla władz. Uroczystości rocznicowe rozbudziły aktywność polityczną społeczeństwa oraz przygotowały podatny grunt dla obchodów w niepodległej już Rzeczypospolitej w latach 1919-1939. W Warszawie (pod okupacją Niemiec) odbył się wielogodzinny pochód, w którym wzięło udział ponad 200 tys. osób. W Lublinie zakaz publicznych pochodów został zniesiony przez austriackie władze okupacyjne dopiero na kilka dni przed świętem. W trakcie obchodów w Lublinie na Placu Litewskim poświęcono Pomnik Konstytucji 3 Maja w formie pokrytego reliefami kamienia na niskim postumencie. W przyszłości miał w tym miejscu powstać prawdziwy pomnik.

Pomnik Konstytucji 3 Maja, Lublin

Obr. 2. Pomnik Konstytucji 3 Maja w Lublinie odsłonięty 3 maja 1981 r. Na postumencie (wys. 1,55 m), umieszczony kamień pamiątkowy z 1916 r. (wys. 1,45 m), na nim orzeł w koronie (wys. 75 cm). Wszystkie elementy wykonane z piaskowca. Na postumencie daty: „1791 – 1981”, na kamieniu napis: „Na pamiątkę / obchodów 125-ej / rocznicy 3 Maja / 1791 – 1916”. Wykonawcą orła jest Witold Marcewicz.

W dwudziestoleciu międzywojennym pomnik pozostał w niezmienionej formie niskiego kamienia, co prawdopodobnie na pewien czas uchroniło to miejsce przed likwidacją przez komunistów po wojnie. Przypomnieli sobie jednak o tymi miejscu w 1963 r. Kamień został przesunięty tak, aby nie rzucał się w oczy, a przy okazji znalazł się w sąsiedztwie publicznego szaletu, co w zamierzeniu komunistów miało być policzkiem dla naszej tradycji niepodległościowej. W czasie karnawału „Solidarności” Polacy umieli zatroszczyć się o swoją sferę symboliczną. W Gdańsku powstał Pomnik Poległych Stoczniowców 1970, w Poznaniu – Pomnik Ofiar Czerwca 1956. W Lublinie Pomnik Konstytucji 3 Maja został przywrócony na poprzednie miejsce i powiększony o postument z orłem w koronie. Inicjatorem odnowienia pomnika był Henryk Łusiewicz, który rozwiązał drażliwą dla komunistów kwestię symbolicznej korony w ten sposób, że wmówił władzom, że w takim kształcie ten pomnik istniał przed wojną. Odsłonięcie nastąpiło w czasie obchodów 3 maja w 1981 r. Pomnik ten jest do dziś drogim symbolem dla Lublinian.

2 komentarze:

  1. Filozofie - zwróć jeszcze tylko uwagę na fakt, że obecnie święto 1 maja nabiera nowego, ale dobrze skądś znanego wyrazu. To przecież rocznica wstąpienia Polski do UE. Oglądając niektóre relacje z obchodów tejże miałem wrażenie, że w mentalności niektórych ludzi niewiele się od czasów komuny zmieniło i że jedynym novum jest zamiana czerwonej flagi na niebieską z żółtymi gwiazdkami..
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, element rocznicy wstąpienia do UE pojawił się w relacjach jako pewna nowość. Rzecz jasna, dopiero historia pokaże skutki decyzji wstąpienia do UE, a nie medialni euroentuzjastyczni mądrale, którzy nie dopuszczają nawet dyskusji na ten temat. Ale uwaga ciekawa. Z braku czasu jeszcze jeden rozdział do tego wpisu czeka na dokończenie. Może poruszę w nim także ten wątek.

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? Skomentuj!