Gazeta Wyborcza od 10.04 podrożała do 2 zł zrównując cenę z Dziennikiem, który od początku roku kosztuje 2 zł. Z satysfakcją obserwuję kłopoty niezwykle szkodliwej gazety, jaką była długi czas Wyborcza, choć od kłopotów do upadku jeszcze daleka droga. Nawet, gdyby Wyborcza upadła, to przecież dziś jest ona już tylko ważnym, ale nie kluczowym, elementem układu politycznego, jak to było w czasach prezydenta Kwaśniewskiego i „wiceprezydenta” Michnika. Dziś zyski Agory lecą w dół, akcje spadają, a w rankingu cytowań Wyborcza ma stale trzecie miejsce. Zupełnie inaczej niż do roku 2006, gdy Rzeczpospolita pod rządami Grzegorza Gaudena była wtórnikiem Wyborczej i w rankingu cytowań często przewodziła Wyborcza. Od tamtego czasu Rzeczpospolita pod rządami Pawła Lisickiego okupuje wysunięte pierwsze miejsce. Powstały w kwietniu 2006 r. Dziennik stopniowo ustabilizował się na pozycji drugiej, a Wyborcza płaci za swoją stronniczość i nienawiść do dużej części społeczeństwa spadkiem zainteresowania i spadkiem na trzecią pozycję. Podczas gdy Dziennik od swojego powstania postawił na ekipę Tuska – pierwsza większa sensacja firmowana przez Dziennik po powstaniu w 2006 r. sprowadzała się do pomocy Tuskowi w wycięciu z PO Piskorskiego i jego ludzi, tzw. piskorczyków – Wyborcza aż do wyborów 2007 zachowywała do PO Tuska pewien dystans, stawiając na sukces swojego ukochanego projektu LiD. Sondaże były jednak zbyt niepokojące dla układu, który kolejnego zwycięstwa PiS mógłby nie przetrwać. Sytuacja była groźna, a Tusk był dla układu ostatnią deską ratunku, więc mógł grać wysoko. Odrzucił natrętne zachęty do wejścia w sojusz z LiD-em jeszcze przed wyborami, a układ postawiony pod ścianą przerzucił wszystkie siły na rzecz Tuska. Pokazano pijanego Kwaśniewskiego, a Polityka zagrzewała wykształciuchów dramatycznym wezwaniem Tusku, musisz! Z Blidy i Sawickiej zrobiono męczennice, a z prokuratorów i CBA – grabarzy demokracji.
W obecnym czasie odradzam każdemu kupowanie Wyborczej. Sam przy każdym kupionym egzemplarzu mam wyrzut sumienia, że dokarmiam trolla, czyli Michnika. Lubię jednak poznawać różne strony debaty i tak dzisiaj 2 zł poszło na szmatławiec.
Na pierwszej stronie dostrzegłem krótką informację o tym, że dziedziniec Parlamentu Europejskiego w Strasburgu nazwano imieniem Bronisława Geremka i odsyłacz do artykułu Agora Geremka w Strasburgu. Sięgam do środka gazety i tu ciekawostka, zwłaszcza dla tych, którzy przez wiele lat byli niszczeni za przypomnienie komuś o jego żydowskim pochodzeniu – jak można przeczytać, Bronisław Geremek jednak był Żydem. Wyborcza uwielbia szermować oskarżeniami o antysemityzm, przy czym – jak widać – sama sobie przyznaje wyłączną licencję na pisanie o czyimś żydowskim pochodzeniu. Zaznaczam, że ja nie obraziłbym się na nikogo się za nazwanie mnie Polakiem lub podkreślanie mojego polskiego pochodzenia. Myślę jednak, że oczekiwanie od Wyborczej równego traktowania wszystkich stron debaty publicznej to zbyt wiele. Dalej artykuł cytuje z aprobatą zdanie, iż „Bronisław Geremek był kluczowym architektem nowej Polski”. Mi ta architektura nie przypadła do gustu, ale znowu pojawia się inne pytanie. Dlaczego z taką agresją środowiska Wyborczej spotyka się stwierdzenie (którego ja nie podzielam!), że Żydzi mają w Polsce duże wpływy, skoro okazuje się, że jeden z nich był „kluczowym architektem” nowej Polski? I czy teraz okaże się, że krytykowanie sposobu, w jaki pod duchowym przywództwem Geremka, system przetransformował z komunizmu do demokracji, też jest przejawem antysemityzmu? Strasznie ciężki temat i już miałem oderwać wzrok od tego artykułu, gdy lekko mnie przeraziło stwierdzenie, że syn Geremka chce mnie kształtować. „Zbudowaliśmy Europę, teraz musimy ukształtować Europejczyków – apelował Marcin Geremek.” Biorąc pod uwagę, iż naturę mam trochę czupurną i narowistą, wolałbym, aby mnie zbyt ostro nie kształtowali. Co prawda Europejczycy nie stosują tortur (tak przynajmniej zapewnia mnie Magdalena Środa), ale wolę nie przekonywać się o tym na własnej skórze. Wyborcza informuje jeszcze o wczorajszej konferencji we Włoskiej Akademii Nauk pt. Historyk Bronisław Geremek, protagonista polskiego i europejskiego roku 1989, w której uczestniczyli m.in. prezydent Giorgio Napolitano i były premier Romano Prodi. Ciekawe dlaczego na konferencji nie było aktualnego premiera Silvio Berlusconiego? Może dlatego: Giorgio Napolitano – były członek Komitetu Centralnego Włoskiej Partii Komunistycznej, po jej likwidacji działa w Demokratach Lewicy; Romano Prodi – lewicowy polityk podejrzewany o współpracę z KGB; Bronisław Geremek – członek PZPR przez 18 lat (1950-1968), drugi sekretarz POP na Uniwersytecie Warszawskim. Nawiasem mówiąc, ciekawe, jaki wpływ na karierę naukową „profesora” miała przynależność partyjna w czasach komunizmu. Zwolennicy Palikota pewnie powiedzą, że mniejszy od cytowania Lenina w pracy doktorskiej przez prezydenta, który jednak do komunistów nigdy nie należał. Pewnie nie wypada też pytać się, kogo cytował na zebraniach POP w czasach tzw. kultu jednostki architekt nowej Polski, starszy brat w wierze, patron strasburskiej agory.
Następnie moją uwagę zwrócił artykuł Niemcy narzekają na Polskę. Przedstawia on wyniki sondaży, wg których obie nacje coraz chłodniej oceniają stosunki polsko-niemieckie, choć w przypadku Polski nadal jako dobre ocenia je przeważająca część respondentów. Kto jest winien tendencji spadkowej? To nie podlega dyskusji – PiS i Kaczyńscy. Co prawda w 2008 r. statystyka nadal się pogarsza, ale to też wina PiS a nie PO, bo „łatwiej jest popsuć, niż naprawić.”
Niezły jest tekst „Wiadomości” dobre dla LPR, z którego wynika, że niejaka Lisica zmienia czytane przez siebie wiadomości tak, aby wyglądały bardziej korzystnie dla PO i jest za to szykanowana przez prezesa TVP Piotra Farfała. Wyborcza podkreśla, że Lisica miała kłopoty już wcześniej: „W grudniu zawiesił ją Andrzej Urbański, bo nie podobała się PiS.” Jest to jednak dość przewrotna sugestia. Przecież sam fakt, że Lis i Lisica, czyli znana para politruków zwalczających PiS, zostali przyjęci przez Andrzeja Urbańskiego i panoszą się dziś w TVP jest najlepszym dowodem na to, że PiS albo nie miał żadnych wpływów na telewizję, albo tych wpływów nie wykorzystywał, co wychodzi na jedno. A Wyborcza po prostu złości się, że przejmowanie mediów publicznych przez kolesi trwa tak długo.
Obok artykuł Co zostanie po Euro 2012? zawierający fascynujące informacje o korzyściach z Euro. Nie mam nic przeciwko Euro, ale zawsze wydawało mi się, że to kupa wydatków, które mogą, acz nie muszą, przynieść jakiś ekstra korzyści w przyszłości – jak to akcja promocyjna. No i okazuje się, że jednak społeczności lokalne mogą zyskać na Euro, cytuję: „ziemię wydobytą przy budowie stadionu przeznaczyć na usypanie górki saneczkarskiej.” Coś ten urzędowy optymizm Wyborczej trąci mi siermiężnym realnym socjalizmem.
Przesłuchanie jednego z ważniejszych świadków przed komisją śledczą ds. nacisków – byłego zastępcy Zbigniewa Ziobry, prokuratora Jerzego Engelkinga, które miało miejsce wczoraj otrzymało stosunkowo niewielką notatkę pt. Kto zaliczył małpkę, kto jest awanturnikiem. Cóż, komisja uparcie nie chce dostarczyć sensacji o zbrodniach PiS-u. Wyborcza nawet nie bierze pod uwagę, że może zbrodni tych nie było. Autorowi artykułu puściły trochę nerwy, gdy pouczał komisję, że nie dość ostro przesłuchuje świadka i nie powinna ona była dopuszczać do wypowiedzi świadka niekorzystnych dla PO. W rzeczywistości widziałem obszerną część posiedzenia transmitowaną w tv i muszę powiedzieć, że członkowie komisji z PO zachowywali się niegrzecznie w stosunku do świadka, a przewodniczący Sebastian Karpiniuk (PO) przy udzielaniu głosu wyraźnie preferował swoich klubowych kolegów. W sprawach merytorycznych członkowie PO jednak gubili się, zawodziła ich też logika i pamięć. W pewnej chwili Karpiniuk oskarżył Engelkinga o rozbieżność w jego zeznaniach i zaraz się z tego wycofał, gdyż byłoby to bliskie rzuceniu pomówienia o składanie fałszywych zeznań pod przysięgą. Karpiniuk jednak, zamiast przyznać się do błędu i przeprosić, zmienił swoją wypowiedź na „oskarżenie” o rozbieżność w zeznaniach Engelkinga i poprzednich świadków. Engelkinga to trochę zdenerwowało, więc zażądał odtworzenia tego fragmentu z protokołu, czego Karpiniuk odmówił zasłaniając się względami technicznymi. O tym oczywiście Wyborcza już nie opowie.
Kolejny artykuł, przy którym się zatrzymałem to Sąd: pomówienia, a nie afera o uniewinnieniu pewnego sędziego z zarzutów brania łapówek. Wyborcza w telegraficznym skrócie przedstawia postawione sędziemu zarzuty korupcyjne i z entuzjazmem odnosi się do uniewinnienia: „– Wyrok uniewinniający jest dowodem na to, że w Polsce pracują świetni sędziowie – powiedział mecenas.” Hm... tylko którzy sędziowie są świetni – ci którzy zostali uniewinnieni czy ci którzy uniewinnili? Bo ja już się gubię. Dalej wszystko staje się jasne, to wraży prokurator Jerzy Engelking początkowo nadzorował to śledztwo. Wg artykułu proces zakończył się katastrofalną klęską prokuratury, ale Wyborcza znowu czegoś nie precyzuje – czy prokuratury pisowskiej, czy platformianej? Może ten brak precyzji wynika z tego, że dobrze wytresowani czytelnicy Wyborczej wiedzą bez komentarza, iż klęski należy przypisywać tylko PiS-owi, a sukcesy – tylko PO. Fakt, że rządy PO trwają już 1,5 roku, jest tu oczywiście pomijalny.
W dziale opinii wywiad dotyczący korzyści z Euro 2012 i artykuł o stosunkach polsko-niemieckich. Czasu wystarczyło mi już tylko na rzut okiem. Nawiązując do artykułu o stosunkach polsko-niemieckich, zastanawiam się, czy politycy i dziennikarze muszą być tak bardzo oderwani od rzeczywistości. Ile jeszcze można słuchać bzdur o tym, że jakieś muzea, wystawy, które ogląda mała część społeczeństwa, przyczynią się do poprawy stosunków polsko-niemieckich. Mogą najwyżej pogorszyć – mam tu na myśli projekty niesławnej Eriki Steinbach – ponieważ mam wrażenie, że Polacy mogą wiele znieść, jeśli chodzi o szkalowanie naszego narodu, ale jeśli dojdzie do próby obarczenia nas odpowiedzialnością za zbrodnie II wojny światowej, to ta tolerancja może się skończyć. Chciałem jeszcze skomentować felieton lewicowej filozof Magdaleny Środy Cywilizacja śmierci, ale ta prasówka niepostrzeżenie zrobiła się za długa. Może uda się do tego felietonu wrócić, bo poglądy w nim przedstawione są bardzo charakterystyczne dla lewicowej etyki i warte krytycznej analizy. Sam felieton Środy jest raczej rodzajem manifestu, prezentacja argumentów ma charakter prostych wiecowych figur retorycznych, nastawionych na wywołanie określonych emocji.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj!