Humor i satyra. Tu nie ma tematów tabu ani świętych krów. Przełamujmy zmowę milczenia. Zdemaskujmy i zniszczmy kamarylę. Nadchodzi kontrrewolucja.

sobota, 28 marca 2009

SB-man Bronisław Stanaszek znowu w akcji

ppor. Bronisław Stanaszek

Obr. 1. Ppor. Bronisław Stanaszek 23.02.05 w Sądzie Rejonowym w Toruniu, tym razem w charakterze widza na rozprawie kolegi esbeka. [zdjęcie: Podziemne Wydawnictwo „Kwadrat” – Solidarność Toruń]

Wyobraźcie sobie, że byli gestapowcy w Niemczech już w 20 lat po 2. wojnie światowej stają się na tyle pewni siebie, że zaczynają znowu grozić pobiciem swoim ofiarom, czyli tym samym ludziom, których kiedyś torturowali w imię zbrodniczej ideologii. Wykorzystują dostępne możliwości, by na swoje dawne ofiary nasyłać policę a nawet bezczelnie podawać je sądu. A za co do sądu? Powód się znajdzie, chociażby zniesławienie. Dodajmy do tej wyobrażonej historii, że policja gorliwie interweniuje zgodnie z życzeniem tych byłych gestapowców, a elity bynajmniej nie oburzają się, bo przecież nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej, prawa człowieka dotyczą każdego, nawet gestapowca, byli dobrzy i źli gestapowcy, więc niech odpowiedzialność ponoszą tylko ci źli. Szokujący pomysł? Skądże, obecnie właśnie u nas coś takiego ma miejsce. Esbeckie robactwo coraz liczniej i powszechniej zaczyna wyłazić ze swoich nor, podnosić hardo głowy, a nawet wracać do szykanowania swoich dawnych wrogów. Nazwanie tego bezczelnością to mało, takie coś możliwe jest tylko w świniokracji, czyli III RP, w której dziś ubekistan znów rośnie w siłę.

Przyjrzyjmy się więc tytułowemu zbirowi – ppor. Bronkowi Stanaszkowi, byłemu toruńskiemu esbekowi, czyli SB-manowi (określenie SB-man nawiązuje do niemieckiego SS-man). SB-man Stanaszek zapewne nie różni się zbytnio od innych SB-manków. Typowy SB-man spasł się na resortowej emeryturze, korzysta z dobrych koneksji w lokalnej społeczności i cieszy się szacunkiem kolegów z czerwonej nomenklatury, która po 1989 obsadziła większość ważnych stanowisk. W wolnym czasie oddaje się wspomnieniom z udanych akcji przeciw wrogom ludu albo siedzi w internecie, gdzie na forach atakuje polityków, którzy chcą zrobić dla Polski coś dobrego, a wychwala kolegów komuszków robiących kariery dzięki znajomościom (niech nikt się nie łudzi, że komuszki kariery zawdzięczają własnej ciężkiej pracy i talentom), broni też dobrego imienia dawnej komunistycznej ojczyzny czyli PRL-u. Czy SB-man Stanaszek wstydzi się spojrzeć w lustro? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Najwyraźniej niektórym SB-manom pierdzenie w stołek się znudziło i postanowili znowu pokazać swoim ofiarom, gdzie ich miejsce. Zdaniem SB-manów Polska nadal należy do nich, a opozycjoniści, których kiedyś zwalczali, powinni być zadowoleni, że wolno im spokojnie żyć, i siedzieć cicho. A jak opozycjoniści ośmielą się wskazać, kto ich prześladował za komuny, to znowu dostaną po mordzie. To że taka jest mentalność SB-manów, wcale mnie nie dziwi, zbiry zawsze zostaną zbirami. Okrągły stół, gruba kreska, palenie archiwów – to wszystko nie tylko umożliwiło im miękkie lądowanie, ale i dało pewność siebie. Jednak nie idzie tu o ich mentalność. W zdrowym społeczeństwie byliby zdegradowani, odrzuceni, wykluczeni ze swoich społeczności, wstydziliby się pokazywać ludziom swoją twarz, ale nie w III RP.

Wróćmy do tytułowego SB-mana Stanaszka. Trzeba nadmienić, iż toruńskie środowisko byłych opozycjonistów jest skonsolidowane – organizują kombatanckie spotkania, prowadzą serwis internetowy, w którym bogato udokumentowali działalność opozycji na swoim terenie, wspomagają IPN w ściganiu zbrodni komunistycznych. Tu chciałbym uspokoić przeciwników tzw. polowań na czarownice. SB-manom i komuszkom żadna krzywda się nie dzieje, rozprawy sądowe są dla nich raczej urozmaiceniem i okazją do pokazania, kto tu naprawdę rządzi. Zgodnie z tradycją wymiaru sprawiedliwości III RP rozprawy sennie toczą się przez całe lata – a to adwokat nie przyjdzie, a to sędzia zachoruje, a to SB-mani składają kontrdoniesienia na świadków oskarżenia, czyli na swoje byłe ofiary, a to próbują pobić dziennikarzy relacjonujących proces, a to prokuratorowi nieznani sprawcy zniszczą samochód – i w koło aż do przedawnienia. W czasie rozpraw bezkarni w istocie SB-mani urządzają sobie istne szopki oraz kpiny z powagi sprawy komunistycznych zbrodni oraz powagi sądu. Na rozprawy przychodzą w większych grupach, esbecy w charakterze widzów wspierają oskarżonych kolegów. W sprawie SB-mana Stanaszka wyrok w końcu zapadł i uprawomocnił się w 2006 r.: 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata plus grzywna 500 zł. Zainteresowani łatwo znajdą szczegółowy opis kpin, jakie w tej sprawie urządzali sobie oskarżeni esbecy na sali sądowej. Wobec takiego sabotowania rozpraw, sąd w swojej bezsilności uciekał się czasem do wysyłania oskarżonych na badania psychiatryczne. Tutaj podam tylko humorystyczny fragment ponadgodzinnego referatu w obronie PRL i SB, który wygłaszał SB-man Stanaszek na jednej z rozpraw: „Strzegłem więc ja i moi koledzy pracujący w organach MO i SB bezpieczeństwa państwa i obywateli w Ojczyźnie, której władze miały mandat Narodu. Jestem dumny z tego, że służyłem ludziom strzegąc ich bezpieczeństwa i porządku publicznego i nikt mi tego nie zohydzi, nie odbierze godności i honoru oficerskiego.” Dla mniej zorientowanych sprostujmy, przytaczając słowa profesora, badacza tamtej epoki: „W SB panowała żelazna dyscyplina. Jeśli dochodziło do znęcania się, to tylko za wiedzą, a nawet na rozkaz zwierzchników. Oczywiście takich poleceń nie wydawano na piśmie. (...) Silne esbeckie więzy krwi pozostały i zaczęły infekować nowe, niepodległe państwo.”

Stanaszek to dziś nie tylko ponury pajac, przez praktyki grubej kreski tacy jak on są nadal groźni. Stanaszek doprowadził do wytoczenia opozycjoniście sprawy karnej i cywilnej, żądając usunięcia z Internetu jego strony, 30 tys. zł zadośćuczynienia i zakazu wypowiedzi w mediach na swój temat. Chodzi o internetową relację z rozpraw IPN-u przeciwko byłym SB-kom. Poszło mu między innymi o użycie obraźliwego, zdaniem SB-ka, określenia SB-man. Do złożenia pozwu cywilnego potrzebował adresu opozycjonisty. W jego ustaleniu pomogła mu policja. Na temat tej współpracy z byłym esbekiem toruńska policja ze wstydu przed opinią publiczną wydawała potem sprzeczne oświadczenia. Lokalna prasa pisała m.in.: „były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa wykorzystuje policję w porachunkach z działaczem Solidarności.” Przed trzema dniami 25.03.09 sąd umorzył sprawę karną o SB-mana, uznając tym samym, że używanie tego określenia w stosunku do byłych esbeków nie jest dla nich obraźliwe. Nie omieszkałem skorzystać z tego orzeczenia w niniejszym felietonie, choć ludzie o tak parszywej przeszłości zasługują na zdecydowanie bardziej dosadne epitety.

Osobom, które niewiele wiedzą o najnowszej historii (a niestety jest ona i dziś przemilczana i zakłamywana), wszystkie te prawne przepychanki mogą wydać się godne pożałowania, lecz niewarte uwagi. Należy jednak zrozumieć, że na naszych oczach następuje kolejna faza konsekwentnie prowadzonego procesu przewartościowania historii najnowszej. Próba sił w poszczególnych indywidualnych przypadkach przesądzi o ostatecznym wyniku tego procesu. Vox populi jest równie ważny jak potyczki prawne. Nie można sprawy zamknąć spolegliwym stwierdzeniem lokalnej Gazety Wyborczej: „Takie są niestety indywidualne koszty transformacji.” Trzeba w tej sprawie krzyczeć, agitować, wywierać społeczną presję, by esbecy czuli, że są sami, że ludzie nie zapomnieli im ich zbrodni. Jesteśmy to winni tym, którzy ponosili ofiary, walcząc o naszą wolność (ten ostatni zwrot jest dziś nadużywany, ale w tym przypadku koniecznie należy potraktować go poważnie). Nie dajmy sobie wmówić, że wyżej opisana sytuacja jest normalna. „Jestem przekonany, że polskie prawo wyjdzie na prostą drogę i taki esbek zrozumie, że jego czas minął bezpowrotnie i trzeba ponieść karę za swój «nieodpowiedni wybór». Karą po części jest ujawnianie tego, co robił, na łamach gazet i w sieci” pisze na forum obserwator z USA. Nie podzielam jego optymizmu, ale zgadzam się, że nasze prawo jest niedoskonałe – było tworzone z myślą o ochronie swoich ludzi przez system, który w istocie od czasów PRL zachował ciągłość.

SB-man Stanaszek był w pełni profesjonalnym funkcjonariuszem SB. Przypomnijmy, że do potwierdzonych metod operacyjnych toruńskich esbeków należało grożenie pozbawieniem męskości albo tym, że dziecko przesłuchiwanego zginie w wypadku pod kołami, jeśli nie wyda on swoich kolegów. Poza tym takie esbeckie standardy, jak wybijanie zębów, przesłuchiwanie po uprzednim zmuszeniu do rozebrania się do naga. Cóż, życzę wobec tego SB-manowi Bronisławowi Stanaszkowi, żeby zachorował na jakąś paskudną odmianę raka. Żeby zdychał długo, w męczarniach, żeby przy tym gnił i śmierdział, i żeby mu męskość odpadła (o ile ją ma, bo znęcanie się nad bezbronnymi wcale o tym nie świadczy). A jak już zdechnie, to odwiedzę jego grób po to, aby z satysfakcją na ten grób napluć. Proszę brać tego osobnika w obronę, jeśli ktoś chce, proszę zarzucać mi nienawiść. Owszem, nienawidzę zbrodniczej organizacji SB oraz szubrawców, którzy dla niej służyli.

Materiały dodatkowe

1. Niczego nie zrozumiał
Reportaż z procesu byłych esbeków Bronisława Stanaszka i Witolda Piskorza oskarżonych o znęcanie się nad Kazimierzem Kozakiem w 1986 r. (2005-2006).
2. „No to my cię teraz, chłopcze, zapier...!”
Reportaż z procesu byłych esbeków Romana Jarzyńskiego i Witolda Piskorza oskarżonych o znęcanie się nad Arturem Wiśniewskim w 1986 r. (2005-2008). Na tej stronie znalazło się zdjęcie byłego esbeka Bronisława Stanaszka podpisane: „Na sali był też SB-man, kolega oskarżonych.” Za to zdanie Stanaszek złożył pozew przeciw byłemu opozycjoniście, który prowadzi strony poświęcone historii Solidarności.
3. SB-man oskarża dziennikarza
Materiały dotyczące procesów Bronisława Stanaszka przeciw opozycjoniście umieszczającemu w internecie reportaże z procesów byłych esbeków (2008 do dziś).
4. Skazany SB-man oskarża dziennikarza internetowego
Filmy i materiały w społeczności Esnips dotyczące Bronisława Stanaszka.
5. Wikipedia: Organizacja Anty-Solidarność (OAS)
Hasło w Wikipedii, w którym pojawia się nazwisko Stanaszka. Treść hasła:
Organizacja Anty-Solidarność (OAS) – specjalna grupa operacyjno-śledcza Służby Bezpieczeństwa, powołana w 1984 do zwalczania podziemia politycznego. Przeprowadzała dezintegrację środowisk podziemnej Solidarności, wykorzystując w tym celu szereg metod operacyjnych m. in. dezinformację, pozorując swoją niezależność od władz komunistycznych, organizowała liczne prowokacje. Sięgała też po metody terroryzmu, porywając i torturując działaczy podziemia solidarnościowego (tzw. porwania toruńskie). Jej szefami byli kolejno kapitanowie SB: Henryk Misz i Roman Zielenkiewicz, a członkami m. in. Eugeniusz Gawroński, Janusz Hejnowicz, Grzegorz Lewandowski, Wiesław Zapałowski, Maria Sugier vel Maria Kaczorowska, Wiesław Miros, Bogdan Bogalecki, Marek Kuczkowski, Roman Jarzyński, Jerzy Jedkie, Zbigniew Makulski, Cyryl Wolski, Bogdan Wandachowicz, Ryszard Górny, Marek Górny, Bronisław Stanaszek, Stefan Pokwicki. W procesie w 1991 niektórzy członkowie grupy zostali skazani na wieloletnią karę więzienia.

3 komentarze:

  1. Co Wy przekupni dziennikarze wiecie o tamtych czasach.Prawie wszystko co piszecie na tej stronie to kłamstwo za które bierzecie pieniadze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiemy co nieco o was, komusze gnidy. Na przykład to, że chętnie nadal dowodzilibyście swoich racji pałą, bo tylko tak potraficie. Czujecie się mocni, bo znowu władza was chroni, dlatego pyskujecie. ale cierpliwość ludzka ma swoje granice. A wtedy nawet broń, którą trzymacie, wam nie pomoże. Chyba że zostawicie kulkę dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Komuch zapałowski jeszcze działa, pp podsłuch pomieszczenia jakby się nie bali to by nie podsłuchiwali a gdzie komuch lewandowski mirosław się podział na ławkę z nim do sądu ......

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? Skomentuj!